Placido Domingo przeprasza, mówi o szacunku, nauce i poprawie. A potem wszystko odwołuje
28 kobiet oskarżyło Placido Domingo o molestowanie. Tenor zaprzeczył. Potem przeprosił. A potem ze wszystkiego się wycofał.
27.02.2020 | aktual.: 27.02.2020 17:59
"Placido Domingo przeprosił kobiety, które molestował" – ten nagłówek, w różnych wersjach, przewinął się przez wszystkie główne media. Gdy go zobaczyłam, nie mogłam uwierzyć. On też? Naprawdę, nie ma już normalnych facetów na świecie? Co dalej? Hugh Jackman, mój wzór małżeńskiej wierności, powie, że żyje na trzy domy? Patrick Stewart zdradzi, że nie odpuścił żadnej kobiecie na planie "Star Treka", a za czasów X-Menów to już w ogóle sobie poużywał?
20 kobiet oskarża Placido Domingo. Kolejne nabierają odwagi
W telegraficznym skrócie historia Placido Domingo wygląda tak: w sierpniu Associated Press opublikowało tekst, w którym 20 kobiet oskarżyło tenora o molestowanie i niestosowne zachowanie. Domingo zaprzeczył. Amerykańskie instytucje muzyczne błyskawicznie zakończyły współpracę z Hiszpanem. Domingo dalej zaprzeczał, ale jednocześnie sam zrezygnował z szefowania operze w Los Angele. Amerykański związek zawodowy muzyków (American Guild of Musical Artist) wszczął dochodzenie, z którego wynikło, że przez ostatnie 20 lat Placido Domingo dopuścił się "niedopowiednich zachowań" i choć było wielu świadków, nie mówili o tym głośno, z obawy o działania odwetowe gwiazdy.
W międzyczasie "The New York Times" publikuje maila wysłanego przez Domingo do szefów związku z prośbą, aby za "skromną" kwotę pół miliona dolarów wyciszyć sprawę. Gdy raport związku zawodowego ujrzał światło dzienne, Placido Domingo przestał zaprzeczać.
Nie wiem dlaczego zakładałam, że hiszpański tenor musi być przyzwoitym facetem. "Ale przynajmniej przeprosił" – pomyślałam. A potem zagłębiłam się w treść "przeprosin", które artysta opublikował w tym samym dniu, w którym Harvey Weinstein został uznany winnym licznych przestępstw na tle seksualnym. I mają one z przeprosinami tyle wspólnego, co kolejne oświadczenia Filipa Chajzera.
Placido Domingo od sierpnia 2019 roku główkował, czy w toku swojej kariery molestował kobiety. Myślał, myślał i wymyślił, że jest mu przykro.
"Kilka ostatnich miesięcy poświęciłem na refleksję na temat oskarżeń, które zostały rzucone przeciwko mnie przez moje współpracownice. Szanuję to, że te kobiety w końcu poczuły się na siłach, żeby opowiedzieć o tym na głos, i chciałbym, żeby wiedziały, że jest mi naprawdę przykro za ból, który spowodowałem" – napisał Domingo w oświadczeniu.
"Biorę pełną odpowiedzialność za moje czyny. Rozumiem teraz, że niektóre kobiety mogły nie chcieć mówić szczerze z obawy przed tym, jak wpłynęłoby to na ich kariery. Nikt nigdy nie powinien się tak czuć. Mam nadzieję, że zajdą pozytywne zmiany w środowisku operowym, aby nikt inny nie miał takich doświadczeń. Gorąco pragnę, aby w efekcie opera była bezpiecznym miejscem pracy i mam nadzieję, że mój przykład będzie wzorem dla innych" – dodał.
Przepraszam, ale nie wiem za co
Stop. Jaki przykład?! Ten który zakłada, że zaprzeczam, zaprzeczam, zaprzeczam, a gdy pojawią się twarde dowody, piszę non-apology i idę dalej? Bo ten przykład dało już wielu mężczyzn przed Domingo i chyba nie trzeba go brać za wzór. Najpierw lata wykorzystywania pozycji i władzy, niestosowne żarty, obłapianie kobiet, a nawet zmuszanie do seksu, potem zaprzeczanie, a na koniec "wyciąganie wniosków". I gdyby to oświadczenie zaczęło się od słów: "Kilka miesięcy poświęciłem na refleksję i zrozumiałem, że molestowałem kobiety", może faktycznie byłoby na czym się wzorować.
Ale Domingo poszedł o krok dalej. W poniedziałek wydał oświadczenie, w którym przepraszał, w środę z kolei wszystkiemu zaprzeczył.
A w zasadzie, to nie przepraszam
"Moje przeprosiny były szczere. Ale wiem, czego nie zrobiłem i nadal będę zaprzeczał. Nigdy nie wykazałem się agresją wobec kogokolwiek, ani też nie zachowałem się w sposób, który mógłby zaszkodzić karierze kogokolwiek" – napisał. "Wręcz przeciwnie, znakomitą część mojej trwającej pół wieku kariery w świecie opery poświęciłem, aby promować niezliczonych śpiewaków".
O czym Domingo zapomina dodać, to cena, jaką zapłaciły kobiety, które "promował". Nie mówi o 28 śpiewaczkach i tancerkach (liczba kobiet, które nabierają odwagi, by opowiedzieć swoje historie, ciągle rośnie), które obłapiał, całował. Nie mówi o kobiecie, która w latach osiemdziesiątych uprawiała z nim seks z obawy, że jeśli odmówi, będzie skreślona w operowym światku. Deklarując chęć poprawy i wyciągnięcia wniosków, na deklaracjach kończy. Nie może pochwalić się dużym datkiem na rzecz organizacji charytatywnej zajmującej się ofiarami molestowania. Nie ustanawia stypendium dla młodych zdolnych śpiewaczek operowych. Nawet nie obiecuje, że przekaże część zarobionych przez lata pieniędzy na szczytne cele.
Placido Domingo chce korzystać z tych samych przywilejów, które chroniły innych mężczyzn dopuszczających się molestowania. Niczym Weinstein, Polański czy Bill Cosby liczy, że wybaczymy mu więcej, bo jest genialnym twórcą, bo sztuka wymaga poświęceń, bo artyści mają takie niestandardowe potrzeby. Jeśli wykorzystujesz swoją sławę i pozycję, żeby pójść z kimkolwiek do łóżka, to to nie jest seks za obopólną zgodę. To jest przemoc.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl