Po 20 latach przejrzała na oczy. "Byłam tylko opcją zapasową"

Po 20 latach przejrzała na oczy. "Byłam tylko opcją zapasową"

Benching to okrutna technika manipulacji - zdjęcie ilustracyjne
Benching to okrutna technika manipulacji - zdjęcie ilustracyjne
Źródło zdjęć: © Getty Images | PhotoAlto/Frederic Cirou
19.11.2023 15:00

Spotykasz się z kimś, jednak masz wrażenie, że ta osoba nie jest w pełni zaangażowana w relację? Wprawdzie niby prawi ci miłe słówka, ale też często odwołuje spotkania, zdarza się, że urywa na jakiś czas kontakt i wciąż stroni od jakichkolwiek obietnic? To może być znak, że stosuje benching, a ty jesteś dla niej tylko "opcją zapasową".

Benching to jedna z wielu różnych pułapek, w które mogą wpaść osoby szukające miłości. Zaczyna się niewinnie – ktoś wzbudza twoją sympatię, jest uroczy i daje do zrozumienia, że również jest zainteresowany tą relacją. Równocześnie jednak nie chce się zadeklarować; niby nie jest gotowy na związek, ale nie przeszkadza mu to snuć wizji wspólnej świetlanej przyszłości – oczywiście bez żadnych konkretów. Przekłada też spotkania (czasem nawet wiele tygodni trzeba czekać na to pierwsze!) i zdarza się, że choć według ciebie wszystko zmierza ku dobremu, on nagle milknie. A kiedy powoli zaczynasz godzić się, że może faktycznie nic z tego nie będzie, odzywa się i znów miesza ci w głowie płomiennymi wyznaniami – z których wkrótce się wycofuje lub przekłada je na nieokreślone "kiedyś".

Takie działania powinny dać ci do zrozumienia, że prawdopodobnie padasz ofiarą manipulacji i jesteś traktowana jak opcja zapasowa – zresztą nie tylko ty, bowiem partner w tym samym czasie najpewniej bada różne opcje i stosuje swoją technikę na kilku osobach równocześnie. Dopóki nie zdecyduje, z kim (i czy w ogóle) chciałby stworzyć związek.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

"Może następna opcja będzie jeszcze lepsza"

Marek, jak sam przyznaje, nawet nie zdawał sobie sprawy, że stosuje benching.

– Internet sprawił, że randkowanie weszło na inny poziom. Teraz ma się naprawdę ogromny wybór i można "przebierać" w dziewczynach, sprawdzać różne opcje, cały świat stoi przed nami otworem. To jednak faktycznie sprawia, że trudno jakoś się zaangażować, bo cały czas mam w głowie myśl, że może następna opcja będzie jeszcze lepsza – mówi.

- Miałem też wiele propozycji spotkań i przeciągałem to długo, bo nie mogłem się zdecydować, które dziewczyny wybrać. Dlatego rozmawiałem z nimi, ale kiedy proponowały spotkanie, mówiłem, że mam lekarza, że musiałem zostać w robocie, wyjechać, że były urodziny siostry, której nie mam, albo pomagam mamie. Proste, zwykłe ściemy, nawet się nie wysilałem. Zdarzało mi się umawiać z trzema dziewczynami równocześnie, chciałem sprawdzić, która mi najbardziej podpasuje - przyznaje Marek.

Czy był z nimi szczery i mówił, że spotyka się z innymi? – Oczywiście, że nie. Nie mówiłem, że jesteśmy "na wyłączność", chociaż one pewnie tak myślały, ale nie doszło do konfrontacji, więc żadnego problemu z tym nie było – twierdzi.

– Dziewczyny często się wstydzą o to zapytać, żeby nie zrobić złego wrażenia. Flirtowałem z nimi wszystkimi, to fakt, dawałem do zrozumienia, że coś może z tego być. Czasem nawet, jak wiedziałem, że nic z tego, i tak utrzymywałem kontakt. No i przyznaję, zdarzało mi się nie odzywać przez kilka dni, bo po prostu nie ogarniałem tylu konwersacji. Raz zdecydowałem się na jedną dziewczynę, ale mnie olała, więc po tygodniu mojego milczenia odezwałem się do tej "drugiej w kolejności" - podsumowuje.

Problem z zaangażowaniem

Według psychologów benching stosują najczęściej osoby, które mają problem z zaangażowaniem się w relację lub niski poziom empatii; to niestety też domena łaknących adoracji narcyzów oraz osób, które charakteryzuje unikający styl przywiązania. Mogą w ten sposób się dowartościować, równocześnie zachowując emocjonalny dystans. Być może nawet nie szukają związków. Ich "ofiarami" zazwyczaj (ale nie tylko!) padają zaś ludzie, którzy mają niskie poczucie własnej wartości, zmagają się z kompleksami, boją się samotności, uważają, że byle relacja jest lepsza niż żadna, lub desperacko pragną miłości. Łatwiej im uwierzyć w puste zapewnienia; dają się karmić złudzeniami, zakłamują rzeczywistość i sądzą, że wkrótce wszystko się ułoży.

Niestety, nawet kiedy zorientują się, że padły ofiarami benchingu i postanawiają zerwać tę niepewną i krzywdzącą relację, ich "partner", w obawie przed utratą swojej "opcji zapasowej", nagle zmienia front, stosując na przykład love bombing (czyli bombardowanie miłością), i często pustymi obietnicami udaje mu się znów omotać taką osobę, by móc dalej ją wykorzystywać.

Jak przestać być opcją zapasową?

Julia poznała Kamila w podstawówce i już wtedy się w nim zauroczyła. Lubili się, spędzali razem wiele czasu, ale nigdy nie zostali parą.

– Wiele osób myślało, że ze sobą chodzimy – wspomina Julia. – Tylko że nigdy do tego nie doszło. Kamil mówił, że jestem wspaniałą dziewczyną, ale on nie jest gotowy na związek, boi się, że "to zepsuje", a nie chce "zniszczyć naszej przyjaźni". Spotykał się z innymi laskami, jednak zawsze byłam obecna w jego życiu. Dzwonił do mnie, żalił się, jak mu z nimi źle, mówił, żebym wpadła z winem. I ja byłam na każde jego skinienie. Snuł plany, a potem od razu mówił, że to nie teraz, bo to "nie jest ten czas". Padł nawet ten filmowy tekst, że jeśli do czterdziestki z nikim nie będziemy, to weźmiemy ślub.

- Przyciągał mnie, a potem unikał. Rzucał romantyczne teksty, które dawały mi nadzieję, a potem nie odzywał się przez miesiąc. Bo pewnie w związku mu się akurat układało albo zaczynał właśnie randkowanie. Ja miałam być w odwodzie, jeśli przestanie mu się powodzić - żali się kobieta.

Dopiero po 20 latach (i dzięki terapii) Julia zrozumiała, że tak naprawdę Kamil nie zamierzał się z nią związać. Wykorzystywał to, że nie potrafiła postawić granic, i traktował ją jak opcję zapasową. Przyznaje, że miała bardzo kiepskie poczucie własnej wartości, które w dodatku stale się pogarszało przez to, jak dawała się traktować. Bała się też, że jeśli się postawi, jeśli głośno powie, że taka sytuacja jej nie pasuje, zostanie odtrącona.

– On był obecny w moim życiu tak długo, że nie wyobrażałam sobie, jak mam sobie bez niego poradzić – mówi. – Tłumaczyłam sobie, że jesteśmy prawie jak para, spędzamy tyle czasu razem, zwierzamy się sobie, jesteśmy blisko. Myślałam, że tylko krok dzieli nas od prawdziwego związku.

Ostatecznie postanowiła jednak zadbać o siebie i udało się jej zakończyć tę relację, choć wiele ją to kosztowało.

– Długo się do tego zbierałam, ale wreszcie mi się udało. Powiedziałam mu szczerze, co o tym myślę, i poprosiłam, żeby się zadeklarował. Kiedy znów zaczął mówić, że tak, tak, ale kiedyś, powiedziałam, że dla mnie jest to koniec. Pisał do mnie jeszcze długo, jednak nie wyciągnął żadnych wniosków, raczej był w szoku, że stracił swoją "rezerwową". Od trzech miesięcy jest cisza, ale myślę, że się znowu odezwie, w końcu zdarzało mu się urywać kontakt na tak długo. A kiedy się odzywał, zawsze zdołał mnie jakoś zmiękczyć. Teraz mu się to nie uda - zapewnia.

"Żyjemy w trudnych czasach"

Katarzyna Bralewska, mentorka zmiany i świadomości kobiet, ich przekonań i wiary w siebie, współtwórczyni projektu społecznego "Nie jesteś sama", jest zdania, że od życia dostaniemy tyle, na ile czujemy się wartościowi.

- Poczucie własnej wartości i wiara w siebie pozwalają nam dokonywać mądrzejszych wyborów i wyciągać wnioski z życiowych lekcji. Pamiętajmy, że nikt nie może dać nam tego, czego sami sobie nie dajemy. Zapełnianie wewnętrznej pustki drugą osobą do niczego dobrego nie prowadzi. Dbanie o siebie w dzisiejszych czasach jest jeszcze większym wyzwaniem niż kiedykolwiek. Ponieważ jedynie ten, kto pokocha siebie, jest w stanie pokochać drugą osobę. Ten, kto szanuje siebie, szanuje i dba o drugiego człowieka. W innym przypadku będzie szukał przygody, zabawy, dowartościowania się, raniąc przy tym innych - tłumaczy ekspertka.

- Żyjemy w czasach trudnych, wśród emocjonalnie niedojrzałych ludzi, często nastawionych na branie. Dojrzały dorosły wie, czego potrzebuje, rozumie swoje emocje, bierze za nie pełną odpowiedzialność. Dlatego zajrzyj w głąb siebie i zadaj sobie pytanie: Czy chcesz być "opcją zapasową"? - sugeruje.

- A jeśli jesteś osobą, która "sadza na ławce rezerwowej", zadaj sobie pytanie: Kto kiedyś w przeszłości ciebie tak potraktował? Jakie piętno to na tobie odcisnęło? Jaką "ranę" próbujesz zakryć, raniąc innych? Pamiętaj jednak, że plaster pomaga na chwilę. Każdy przejaw biegu za nowym jest ucieczką przed sobą. A im dalej jesteś od siebie, tym mniej radości masz z tego co tu i teraz - podsumowuje Bralewska.

Sonia Miniewicz dla Wirtualnej Polski

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (103)
Zobacz także