Odeszła od męża po porodzie. Przykre, co od niego słyszała

- Wielokrotnie słyszałam, że skoro wpakowałam nas w dziecko, to mam się nim sama zajmować - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Justyna Matusiak. Niedługo po narodzinach syna odeszła od męża.

Rozstanie
Rozstanie
Źródło zdjęć: © Adobe Stock

Justyna Matusiak rozstała się z mężem, gdy ich synek miał zaledwie dziewięć miesięcy. - Kiedy zobaczyłam na teście dwie kreski, byłam wniebowzięta. Od razu pobiegłam do Marcina, aby mu o tym powiedzieć. On jednak nie potrafił się z tego cieszyć. Nawet nie udawał, że nie jest mu to w tym momencie na rękę - opowiada.

Ostatni miesiąc ciąży był dla kobiety bardzo trudny. Nie mogła wstawać z łóżka i musiała się oszczędzać. Wszystkie obowiązki spadły więc na niego.

- Marcin stał się bardzo nerwowy. Wcześniej sprzątaniem i zakupami zajmowałam się sama, bo uwielbiam to robić, a kiedy musiał stanąć na wysokości zadania, miał do mnie o to pretensje. Robił mi wyrzuty o to, że nie może być tak jak dawniej, że wszystko jest na jego głowie i nie ma kiedy iść na piłkę. Tłumaczyłam to sobie przemęczeniem. Byłam przekonana, że jak weźmie na ręce naszego syna, za wszystko mnie przeprosi - mówi.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Narodziny dziecka. Zobacz, jak zmieniają życie

Tak się jednak nie stało. Marcin nie chciał być przy porodzie. Nie za bardzo był też zainteresowany opieką nad maluchem.

- Tłumaczył to tym, że nie chce zrobić mu krzywdy, bo Kubuś był naprawdę malutki. Często wracał późno w nocy, mówiąc, że musiał zostać dłużej w pracy, bo kończą ważne zlecenie. W ogóle nie pomagał mi przy dziecku. Kiedy go o coś poprosiłam, odpowiadał krzykiem. Wielokrotnie słyszałam, że skoro wpakowałam nas w dziecko, to mam się nim sama zajmować. W pewnym momencie przestał zostawiać w domu jakiekolwiek pieniądze.

W końcu jej mama, widząc, jak Justyna cierpi, postanowiła zainterweniować.

- To wtedy powiedziałam "dość". Dowiedziałam się, że moja ciąża zniszczyła Marcinowi życie i że nie tak sobie to wszystko wyobrażał. Skoro tak, wyprowadziłam się z synem do mamy. Myślałam, że wtedy się otrząśnie, ale jemu ewidentnie było lepiej bez nas.

Justyna wniosła pozew o rozwód, gdy jej synek miał zaledwie dziewięć miesięcy. Dzięki zasądzonym alimentom nie musi martwić się o utrzymanie dziecka. Obecnie chłopiec ma trzy lata i widzi się z ojcem tylko od święta. Choć bardzo kochała ojca swojego dziecka, wie, że podjęła właściwą decyzję. Nie jest jeszcze gotowa na randki, ale nie wyklucza, że w przyszłości spróbuje znaleźć osobę, z którą będzie chciała spędzić resztę życia.

Nie mógł zaakceptować tego, jak się zmieniła

Karolina i Marek* byli ze sobą od trzech lat. Mężczyzna był od niej sporo starszy, dlatego naciskał na to, by mieć z nią dziecko. - Mnie się w ogóle nie śpieszyło, ale zgodziłam się, bo imponowało mi, że tak bardzo chce zostać tatą i czuje do tego powołanie, co w dzisiejszych czasach nie jest takie oczywiste - przyznaje kobieta.

Gdy zaszła w ciążę, partner zmienił się nie do poznania.

- Niestety, po porodzie rozpętało się piekło. Marek nie tylko non stop krytykował mój wygląd, obwiniał mnie, kiedy dziecko płakało, ale też po prostu zupełnie nie interesował się chociażby tym, że trzeba przebrać malucha. Mówił, że go to brzydzi. Byłam całkowicie sama. Nie wiedziałam, co mam z tym wszystkim zrobić.

Karolina wytrzymała rok. - Walczyłam, prosiłam, a nawet błagałam, żeby zajął się rodziną na poważnie - w końcu to on chciał ją mieć bardziej niż ja. Niestety, zaczęło się wychodzenie z domu i znikanie nawet na kilka dni. Pewnego dnia rodzice spakowali mnie oraz dziecko i zabrali nas do siebie.

- Marek był niewzruszony. Po czasie wiem, że to była najlepsza decyzja. W swoim rodzinnym mieście związałam się z nowym partnerem, który, choć nie ma dzieci, chętnie angażuje się w życie Adasia. Nawet bardziej niż jego prawdziwy ojciec.

"Nie wiem, jak on ze mną wytrzymał"

- Staraliśmy się o dziecko przez ponad dwa lata. Lekarze zaczynali już wspominać nam o in vitro, ale mi bardzo zależało na tym, aby zajść w ciążę w sposób naturalny - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Aleksandra Kołodziejczyk.

Marzenia kobiety i jej męża w końcu się spełniły. Ciąża przebiegała książkowo. Ola postanowiła w pełni wykorzystać ten czas, by móc jak najlepiej przygotować się do narodzin dziecka.

- Należę do tych osób, które uwielbiają panikować. Czasami nawet ja sama miałam już siebie dość, ale on robił naprawdę wszystko, żeby mnie wesprzeć na duchu. Masował plecy, nogi, spełniał każdą zachciankę i wysłuchiwał moich dram. Przez całą ciążę miałam ogromne wahania nastroju. W jednej chwili ryczałam jak bóbr, a w drugiej byłam przeszczęśliwa. Nie wiem, jak on ze mną wytrzymał.

Mężczyzna dzielnie wspierał ukochaną podczas całego porodu. - Gdyby nie on, nie dałabym rady urodzić naturalnie. Po narodzinach Laury to on zajmował się córką, ponieważ ja dość długo dochodziłam do siebie. Potem miałam baby bluesa (smutek poporodowy - red.). Bałam się, że zrobię dziecku krzywdę. Często siedziałam i po prostu płakałam. Nie miałam zupełnie siły. Myślałam, że jestem przez to okropną matką.

Mąż Oli przez cały pierwszy miesiąc miał wolne w pracy. Dzięki temu mógł w pełni skupić się na opiece nad noworodkiem oraz wspierał żonę.

- Dopiero po połogu tak naprawdę poczułam się lepiej. Nie bałam się już przebierać i kąpać Laury. Dziękuję Bogu za to, że Marcin miał wtedy wolne i mógł mi pomóc, bo bez niego pewnie wciąż byłabym w totalnej rozsypce.

Nie lekceważ sygnałów ostrzegawczych

– Młoda mama, zwłaszcza taka, która nigdy wcześniej nie rodziła i nie wie, z czym to się wiąże, ma prawo odczuwać ogromny strach, bezsilność i dezorientację – mówi w rozmowie z Wirtualną Polską psychotraumatolog i terapeutka Ewelina Naturia Pańczyk.

Specjalistka podkreśla, że to wyjątkowo trudny okres w życiu każdej kobiety, dlatego niezwykle istotne jest odpowiednie wsparcie ze strony otoczenia.

– To, jak czuje się kobieta zaraz po porodzie, w dużej mierze zależy od jej partnera. Warto wtedy przyjrzeć się, jak się zachowuje – czy wspiera nas i podnosi na duchu. A może mamy do czynienia z narcyzem, który dewaluuje świeżo upieczoną matkę i odbiera jej poczucie wartości? – wylicza ekspertka.

Decyzja o dziecku z osobą, która nie dorosła do tej roli, może mieć poważne konsekwencje dla psychiki matki, która zostaje ze wszystkim sama.

– Kobiety związane z narcyzami często słyszą, że to wyłącznie ich dziecko, bo on go przecież nie chciał. Mężczyźni zarzucają im, że "wrobili ich w dziecko". Takie kobiety zostają porzucone emocjonalnie, organizacyjnie, finansowo, a niekiedy także fizycznie. W pewnym momencie powinny zdać sobie sprawę, że nie ma już sensu tego ratować.

Właśnie dlatego tak ważne jest, by dobrze przemyśleć, czy osoba, z którą planujemy założyć rodzinę, rzeczywiście się do tego nadaje. A jeśli mężczyzna dotąd skupiał się wyłącznie na sobie, może nie zaakceptować faktu, że teraz wszystko nie będzie już kręcić się wokół niego.

– Narodziny dziecka wiążą się z wieloma wyzwaniami – bólem, nieprzespanymi nocami, zmęczeniem. Nie wszyscy mężczyźni są tego świadomi i gotowi na takie zmiany. Dlatego tak ważne jest wspólne przygotowanie do rodzicielstwa, na przykład poprzez udział w szkole rodzenia – podsumowuje terapeutka.

*Imiona bohaterów zostały zmienione.

Paulina Żmudzińska, dziennikarka Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Kobieta
samotna matkasamotne macierzyństworozstanie

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (42)