Blisko ludziPo prostu daj

Po prostu daj

Czy w tych czasach – kryzysu i zamieszania – można być szczodrym? Można, to nic nie kosztuje. Najpotężniejsze formy szczodrości są niematerialne

Po prostu daj
Źródło zdjęć: © sxc.hu

21.05.2009 | aktual.: 27.06.2010 19:48

Czy w tych czasach – kryzysu i zamieszania – można być szczodrym? Można, to nic nie kosztuje. Najpotężniejsze formy szczodrości są niematerialne Tekst Renata Arendt-Dziurdzikowska

Rozmowy o szczodrości są ogromnie pouczające. Jak ją rozumiemy? Jakiej szczodrości doświadczyliśmy i doświadczamy od ludzi? Czym my się dzielimy? Jakich ludzi uważamy za szczodrych? Czy ktoś może w ten sposób powiedzieć o nas? Hojność rozumiemy najczęściej jako dzielenie się dobrami materialnymi, szczodrość – niematerialnymi. Próbowałam rozmawiać i o szczodrości, i o hojności, jednak rozmowy zawsze schodziły na dzielenie się… sobą. Źródeł szczodrości upatrujemy najczęściej w otwartym byciu z drugą osobą.

To tak, jakby było w nas pęknięcie – z jednej strony chcielibyśmy doświadczać od ludzi hojności materialnej, z drugiej – najbardziej cenimy te subtelne, niematerialne dowody wsparcia, troski i miłości. W naszym chaotycznym świecie, w tych niełatwych czasach to jest odkrycie naprawdę budujące – kryzys może pozbawić nas części dochodów, obniżyć standard życia, ale przecież nie odbiera nam wewnętrznej szczodrości, którą – jak się okazuje – cenimy najbardziej.

Możemy więc zbudować nowy świat na czymś, co nic nie kosztuje. Szczodrością dysponujemy wszyscy. Nie traci na giełdzie, nie dewaluuje się i nie ulega przecenie, nie kruszy się i nie rdzewieje, nie trzeba jej strzec. Nikt nie może jej ukraść, jest wolna i bezpieczna.

Znana piosenkarka Eleni powiedziała mi kiedyś, że nigdy nie czuje się tak spełniona i spokojna jak wówczas, gdy dzieli się sobą, swoją twórczością i pieniędzmi z innymi: „Skoro tak, to o cóż innego mogłoby w życiu chodzić?”. A jednak doświadczenie uczy, że nie zawsze czujemy się dobrze, dając coś innym albo przyjmując czyjąś hojność.

Polne goździki prześwietlone słońcem

Szczodrość nie ma nic wspólnego z handlem, zyskiem i stratą. Być szczodrym to być bezinteresownym, działać z pobudek serca. Jeśli dając, czujemy, że coś tracimy, nie ma energii w takim dawaniu. Jeśli dając, czujemy się skrzywdzeni (z powodu poświęcenia czy rezygnacji z siebie) – to także nie jest szczodrość. Dawanie w oczekiwaniu na wzajemność nie nakarmi tego delikatnego miejsca w nas, które tęskni za bezinteresownym dzieleniem się radością istnienia. Paradoksalnie jednak, gdy jesteśmy hojni bez oczekiwania wyrównania, życie tę hojność wyrównuje.

– To, co dasz innym, wróci do ciebie, być może nie od razu, ale za to na pewno – mówi aktorka Anna Nehrebecka, postrzegana przez ludzi jako bardzo szczodra osoba. – To tak jak z ziemią, jeśli o nią dbasz, uprawiasz, zasiewasz, doglądasz wzrostu nasion, ona hojnie odpłaca.

– Pod koniec lat 80. byliśmy biedakami po studiach, w wynajętym mieszkaniu, z sąsiadem alkoholikiem za ścianą, z bardzo chorym dzieckiem. Anna Nehrebecka była sławną aktorką, występowała w filmach i grała w teatrze. Mieszkaliśmy niedaleko Ani, w pobliskim budynku – opowiada Grażyna. – Pomagała nam, woziła do szpitala, uczyła mnie opieki nad dzieckiem, obdarowała mnóstwem rzeczy, mąż Ani Iwo specjalnie jeździł do stolarza, żeby ze starej półki, którą dostaliśmy od księdza Ziei, zrobić komodę, a potem dźwigał ją dla nas po schodach… A gdy wyjechali na miesięczny urlop, pozwolili nam zamieszkać w swoim mieszkaniu. Zawsze będę jej wdzięczna – mówi Grażyna. – Przecież w artystycznym środowisku Ani byliśmy nikim.

Dużo by pisać o tego typu działaniach aktorki. Ona nie chce o nich mówić: – Jeśli daję, to spontanicznie, nie rozmyślam o tym ani przed, ani po. – Dawanie przyjaciołom, ludziom bliskim jest naturalne i łatwe – twierdzi. – O wiele trudniej o szczodrość codzienną i dla obcych. Jak pisał Hemar: „Bo nam najbardziej dni powszednie ciążą”. Szczodrość codzienna to przeprowadzenie przez jezdnię starszej osoby, przytrzymanie jej drzwi w sklepie, serdeczny uśmiech do ekspedientki, zrobienie zakupów samotnej osobie, bez wystawiania rachunku, bez oczekiwania wdzięczności, po prostu.

Jest przekonana, że takie drobne gesty, których zazwyczaj nie doceniamy, mają siłę. – Żadne dobre słowo nie ginie; nawet jeśli w pierwszej chwili ktoś nie zareaguje na naszą życzliwość, ona zapisuje się w nim i wraca, gdy człowiek potrzebuje pocieszenia. A wszyscy potrzebujemy, bo daje siłę na przetrwanie, chroni przed zgorzknieniem i zamknięciem, pozwala żyć. Często przypomina mi się obraz z dzieciństwa. Miałam pięć lat i patrzyłam na oświetlone słońcem maleńkie, różowe, rozsiane w trawie polne goździki, i taka radość we mnie. Nie przywiązujemy wagi do tych sekundowych uniesień, a to z nich właśnie budujemy siebie. Nie wiadomo kiedy wspomnienie naszego uśmiechu rozjaśni komuś życie.

Sama także zaznała ludzkiej szczodrości. Druga połowa lat 80., oboje z mężem bez pracy, stan wojenny, problemy zwykłe dla tego czasu. – Stałam przed dylematem, czy cena za moją postawę nie jest zbyt wysoka, czy nie płacą jej moi bliscy. Byłam podłamana – opowiada aktorka. – I nagle przychodzi ktoś, kto mówi: „To jest nagroda Solidarności z Brukseli za to, kim pani jest”. Pamięta, że się rozpłakała. Lata 2001–02, z mężem na placówce w Brukseli. Po wyborach i zmianie rządu w kraju brutalne i kłamliwe ataki brukowej prasy, przed którymi nie sposób się bronić. Nie przetrwaliby bez życzliwych ludzi; wieczorem zawsze telefon: „Czekamy na was”.

– Byli z nami, po prostu byli.

W zeszłym roku na rynku ukazała się fascynująca książka „Nowa Ziemia” Eckharta Tolle (autora bestsellerowej „Potęgi teraźniejszości”), będąca zapowiedzią zmian świadomości, którym będziemy podlegać w następnych latach, jeśli oczywiście otworzymy się na te zmiany. Jaka będzie nowa Ziemia? „Źródło wszelkiej Obfitości nie znajduje się na zewnątrz – pisze Tolle. – Jest ono częścią tego, kim jesteś”.

Proponuje, aby zacząć od dostrzegania i doceniania bogactwa na zewnątrz. Zauważenia pełni życia w cieple słońca na twarzy, w soczystym owocu, w pięknie gwałtownej wiosennej ulewy, w śpiewie ptaków. Ta pełnia życia obecna jest na każdym kroku. Uznanie i wdzięczność dla niej budzą drzemiącą w nas szczodrość. A wtedy wystarczy pozwolić jej wypłynąć. „Gdy uśmiechasz się do nieznajomego, już następuje krótki wypływ tej energii – pisze Tolle. – Stajesz się dawcą. Często zadawaj sobie pytanie: »Co mogę dać? Jak mogę przysłużyć się tej osobie, tej sytuacji?«”.

Wyzdrowiałam, bo byłam dla siebie hojna

– Los był dla mnie hojny, bo zesłał mi chorobę. Nie mówię tak dlatego, że to fajnie brzmi, ale dlatego, że tak czuję. Warto było zachorować, nie było łatwo, ale było warto – mówi Urszula Jaworska, szefowa fundacji swojego imienia zajmującej się badaniem potencjalnych dawców szpiku i pomaganiem chorym. O tym, że to białaczka, dowiedziała się jesienią 1994 roku. Przyszła do domu i zobaczyła coś strasznego: na środku pokoju klęczał mąż i płakał, obejmowała go ich czteroletnia córeczka. To wtedy postanowiła, że najbliżsi płaczą przez nią ostatni raz. O operacji przeszczepienia Uli szpiku od dawcy niespokrewnionego, pierwszej tego typu w Polsce, pisały niemal wszystkie gazety.

Stała się popularna. Postanowili z mężem, że ich doświadczenie w walce z chorobą nie może pójść na marne. Założyli Fundację Urszuli Jaworskiej i Bank Dawców Szpiku, jakiego dotąd u nas nie było. Z Urszulą spotykam się w siedzibie jej fundacji o dziewiątej rano. Wczoraj była w Gdyni, jutro jedzie do Poznania. W trakcie naszej rozmowy odbiera telefony, a dzwonią co kilka minut. Będzie rozmawiała ze mną tak długo, jak zechcę, ale bez telefonów nie da rady, czekają sprawy i chorzy.

– Myślałam o tym, jak podziękować za hojność wszystkim, którzy zbierali pieniądze na moje leczenie i byli ze mną, a przede wszystkim mojej holenderskiej dawczyni, 45-letniej kobiecie z czwórką dzieci. Jak miałam to zrobić? Powiedzieć: dziękuję? To za mało! Po trzech latach od operacji napisała list do Holenderskiego Rejestru Dawców Szpiku, że założyła fundację i Bank Dawców i w ten sposób dziękuje, pomagając innym. Bo hojność jest zaraźliwa.

W swoim postanowieniu, że się nie podda, że będzie walczyć, utwierdzała się wiele razy. Po operacji leżała w szpitalu, a mąż i zaprzyjaźnieni artyści zorganizowali dla niej charytatywny koncert w teatrze Syrena. – Płakałam, gdy zaśpiewali napisaną dla mnie piosenkę „Poczekajmy na Urszulę…” i połączyli się ze mną telefonicznie. Powiedziałam tylko: „witajcie, kochani”, i usłyszałam brawa na widowni. Jak po tym wszystkim miałabym się poddać? Wy mi tyle daliście, to ja wyzdrowieję!

– Ich energia, serce, miłość w żadnym razie nie mogą być zmarnowana – mówi dobitnie. – Dlatego teraz uczciwie i rzetelnie jestem dla tych, którzy potrzebują pomocy, spłacam dług. Kilka lat temu dzięki Fundacji Urszuli Jaworskiej po raz pierwszy w Polsce spotkał się dawca szpiku z jego biorcą, dziesięcioletnim chłopcem. Obaj płakali. – Nigdy nie zapomnę tych łez – zwierzała się Urszula dziennikarzom. – Ryczałam z nimi.

Bank Dawców już jest. Teraz jej pomoc polega na czymś innym: – Chorzy w Polsce czują się bezradni i samotni, nie znają swoich praw, więc mówię im, co im się należy i że mają egzekwować prawo do leczenia, wymagać, być asertywni, walczyć o siebie. Nikt ich tego nie uczy, a to podstawowa sprawa. Daje sobie prawo do rozmów z chorymi, ponieważ przeszła przez to, przez co oni przechodzą, i wygrała z chorobą.

– Jak chory jest oporny, nie chce być hojny dla siebie i wyzdrowieć, to ja nim potrząsnę: jeśli jesteś takim egoistą, że nie walczysz o siebie dla siebie, to walcz dla innych, bo nie jesteś sam na świecie! Najłatwiej się poddać, umrzeć i zostawić najbliższych w rozpaczy! Nie może cię zabraknąć dla tych, których kochasz i którzy cię kochają. Mówi im też: – Może choroba jest ci potrzebna? Spróbuj pochylić się nad nią nie jak nad karą czy grzechem, ale jak nad szansą, hojnością od losu. Po co choroba? Może po to, by być bliżej z rodziną, może żeby pomagać innym, może żeby się zmienić, być lepszym człowiekiem. Każdy musi to swoje „może” znaleźć po swojemu.

– Choroba dała mi wszystko – mówi Urszula. – Dzięki niej mogę być lepsza. Nauczyła mnie pokory i małych oczekiwań, mam wszystko, co jest mi potrzebne. Przypomina jej się taki fragment z pism Platona: – Żyjemy tak, jakbyśmy siedzieli w ciemnej jaskini i widzieli tylko odbicie ogniska na ścianie. Nie stać nas na to, by wyjść z jaskini i zobaczyć świat takim, jaki jest naprawdę, w jego bogactwie, pełni. Kiedy wyszła pani z jaskini? – pytam. – Ciągle w niej siedzę! – odpowiada ze śmiechem.

Pisarz Matthieu Ricard w książce „W obronie szczęścia” przytacza wyniki badań naukowych nad pozytywnymi doświadczeniami ludzi. Są jednoznaczne: radość towarzysząca aktowi bezinteresownej dobroci wywołuje poczucie spełnienia, trwałej satysfakcji. Szczodrość rodzi szczęście. Mamy wtedy wrażenie, że iluzoryczne bariery stworzone przez „ja” rozpuszczają się i doświadczamy poczucia wspólnoty, współzależności wszystkich istot. Szczodrość i szczęście wzajemnie wywołują się i wzmacniają, odzwierciedlając naszą najgłębszą istotę. Dlatego właśnie, gdy dajemy z serca, wydaje nam się to tak naturalne.

Lider traci zwycięstwo, ale wygrywa

Piotr Mencina jest coachem, dyrektorem sportowej organizacji pożytku publicznego Olimpiady Specjalne Polska, działającej na rzecz osób z niepełnosprawnością intelektualną. Osiemnaście oddziałów regionalnych zrzesza ponad siedemnaście tysięcy sportowców. Niepełnosprawni w różnym wieku mają do dyspozycji dwieście imprez rocznie w dwudziestu dyscyplinach sportowych letnich i zimowych. – Organizacja żyje tylko dzięki szczodrości – mówi Piotr.

Spotykamy się nazajutrz po jego powrocie ze Światowych Zimowych Igrzysk Olimpiad Specjalnych w Boise i Sun Valley w amerykańskim stanie Idaho. Żeby igrzyska mogły się odbyć, potrzeba było energii tysięcy ludzi, pieniędzy sponsorów, otwartego serca wolontariuszy, pomocy ludzi show-biznesu, sportu, polityki i mediów (organizację igrzysk wspierały gwiazdy takie jak Demi Moore, Arnold Schwarzenegger i Clint Eastwood). To gigantyczne przedsięwzięcie miało jeden cel: radość tych, których los dotknął niepełnosprawnością. Igrzyska obsługiwało sześć tysięcy wolontariuszy.

– Trudno sobie wyobrazić szczodrość tych ludzi – mówi Piotr. – Dojrzali i starsi obsługiwali młodzież i dzieci – bo większość uczestników zawodów stanowili ludzie na progu dorosłości. Wolontariusze byli do naszej dyspozycji od świtu do późnej nocy. Powiedz, czego potrzebujesz, a dam ci to, pomogę, przyniosę, podam, zorganizuję, podwiozę, odprowadzę do miejsca spotkania – czyli służenie w czystej postaci. Emerytowani strażacy i agenci ochrony wozili nas autokarami. Gospodynie domowe, w grubych okularach, z papilotami na głowie, wydawały posiłki.

Dochodziło do wzruszających scen. Staruszka łyżką durszlakową nakładała groszek na nasze talerze, ale była tak przejęta, że drżały jej ręce, więc nie zawsze trafiała, zielone kulki spadały na podłogę. Miasto żyło imprezą. W barach i kawiarniach ludzie wiwatowali na cześć gości, zatrzymywali się na ulicy, pytali, skąd jesteśmy, w jakich dyscyplinach startujemy, pozdrawiali, zagadywali: „trzymamy za was kciuki”, „jesteście super”. Czuliśmy, że to dla nich święto. W tej nieudawanej radości gospodarzy, że mogą nas gościć w swoim domu, widzę ogromną hojność, bezinteresowną, bo to radość z tego, że można dawać.

– Wracaliśmy do kraju 37 godzin – opowiada Piotr. – W samolocie rozmawiałem z dziewczyną z okolic Skarżyska, która zdobyła trzy medale. Wracała do rodziców i dziesięciorga rodzeństwa. Pomimo zmęczenia była rozpromieniona, przeżyła przygodę życia. Być może pierwszy raz opowiadała swobodnie o sobie, o swoim życiu. Taka rozmowa to wszystko, co ważne – puentuje Piotr. – Gdy jestem z ludźmi w taki sposób, że możemy wymieniać doświadczenia i uczucia, niewiele więcej mi potrzeba, można żyć skromnie i człowiek będzie szczęśliwy.

Przybliża mi ten stan za pomocą metafory: – Wyobraź sobie stół zastawiony smakołykami z całego świata. Jesz, ale nie czujesz smaku i zapachu tych olśniewających dań, i one nie zaspokajają twojego głodu. A teraz wyobraź sobie prostą potrawę, którą znasz z najlepszych czasów i która pachnie i smakuje jak nic innego na świecie. Tym smakiem i zapachem jest doświadczenie hojnego dzielenia się z innymi. Piotr mówi także o hojności materialnej, bo bez pieniędzy ofiarodawców i instytucji publicznych organizacja nie mogłaby działać.

Marzy o tym, aby pieniądze od firm nie były tylko pieniędzmi, ale by stało za nimi coś więcej; żeby firmy chciały poznać partnera, którego wspierają, a pracownicy angażowali się także emocjonalnie w działania organizacji, której pomagają. Bo niepełnosprawni mają nam wiele do dania. – Dobrze patrzeć na ich radość i wdzięczność, spontaniczną i naturalną, okazywaną wprost, bez wstydu i zażenowania.

Nieraz obserwował taką scenę: zawody, biegną sportowcy z różnych reprezentacji, jeden z zawodników potyka się i przewraca, a rywal – lider – zatrzymuje się i go podnosi, i dalej biegną razem, ale lider traci zwycięstwo. Co jest przegraną? Co wygraną? Piotr często myśli, że możliwość bycia z tymi ludźmi to los wygrany na loterii, szczęście uczestniczenia w najczystszej radości.

Inny sposób życia

Hinduski filozof i nauczyciel duchowy Jiddu Krishnamurti pisze w niedawno wydanej u nas książce „Całkowicie inny sposób życia”, że prawdziwą esencją kultury jest dobroć. Pisze o przerażającej powierzchowności życia prowadzonego przez większość ludzi, o tym, że stworzyliśmy ogromnie wiele intelektualnych koncepcji bez jakiegokolwiek znaczenia, bez żadnej podstawy, na której mogłoby wzrastać piękno dobroci. Całkowicie inny sposób życia, który proponuje, zwraca uwagę na związki między ludźmi, które są podstawą naszej egzystencji. Związek oznacza współdziałanie, miłość, szczodrość; życie. To jest największy problem ludzkości – nie zawiązujemy związków, twierdzi Krishnamurti.

Bo czym jest prawdziwy związek? Relacją bez oczekiwań, wolną od wyobrażeń. W tej wolności kwitnie dobroć. I to jest piękne. Piękno nie jest czymś abstrakcyjnym, lecz idzie w parze z dobrocią w zachowaniu, postępowaniu i działaniu. W takich związkach nie ma mowy o konfliktach, przemocy i walce. Tylko zawiązując prawdziwe związki, możemy zmienić świat. Szczodrość jest troskliwa, współczująca, łagodna, czuła i gorliwa; jest podejmowaniem wspólnej podróży.

Deepak Chopra „Siedem duchowych praw sukcesu”, Medium 2008 Ta książka nosi tytuł „Siedem duchowych praw sukcesu”, jednak sukces traktowany jest tu jako wewnętrzna harmonia, spokój i radość, dobrostan w każdej dziedzinie; pełnia. To rzecz o uniwersalnych prawach życia, zadziwiająco prostych. Jednym z nich jest prawo dawania i brania, które z powodzeniem możemy nazwać prawem szczodrości. Zaczyna się od szczodrości dla siebie. Czy troszczymy się o siebie? O swoje zdrowie, poziom energii, entuzjazmu, o swoje związki, wolność tworzenia, równowagę emocjonalną i psychiczną, zadowolenie i spokój umysłu, dostatek materialny? Jeśli tak, jesteśmy gotowi, aby szczodrze obdarowywać także innych.

Życie polega na stałej, dynamicznej wymianie. Z chęcią dając to, czego sami poszukujemy, otwieramy się na przepływ szczodrości. Dawanie rodzi otrzymywanie, a otrzymywanie dawanie. To, co wychodzi, powraca – takie jest prawo życia. Im więcej będziemy dawali, tym więcej otrzymamy. Zatrzymanie krążenia energii jest jak zatrzymanie przepływu krwi. Kiedy krew przestaje płynąć, wówczas zaczyna krzepnąć, obumierać. Dlatego musimy dawać i otrzymywać, żeby to, czego pragniemy, stale krążyło w naszym życiu. Ta zasada dotyczy także pieniędzy, które są energią życiową. Jeśli energia nie płynie, dochodzi do zastoju, zahamowania.

Najważniejsza w szczodrym dawaniu i braniu jest intencja. Intencją powinno być zawsze uszczęśliwienie dającego i otrzymującego, ponieważ szczęście podtrzymuje i zasila życie i dlatego pomnaża dar. Dar bezwarunkowy płynie z serca. Dlatego właśnie akt dawania powinien być radosny – dajemy, ciesząc się z samego dawania. Stosowanie prawa szczodrości jest bardzo proste: jeśli pragniesz radości, dawaj radość, jeśli chcesz miłości, naucz się dawać miłość, jeśli tęsknisz za uznaniem, naucz się obdarzać uwagą i doceniać, jeśli marzysz o dostatku, pomagaj wzbogacić się innym ludziom.

Jeśli pragniesz hojności od losu, naucz się po cichu życzyć każdemu człowiekowi tego samego. Pomagaj innym w zaspokojeniu ich pragnień, a doświadczysz szczodrości. Ta zasada działa równie dobrze w przypadku jednostek, korporacji, społeczności i narodów.

Jak wprowadzić prawo szczodrości w życie? Przyjąć postanowienie, że zawsze, kiedy kogoś spotykamy, coś mu ofiarujemy: kwiat, pochwałę, dobre życzenia w myślach; będziemy po cichu życzyć mu szczęścia, radości i spełnienia. Takie ciche dawanie ma wielką moc, ponieważ najpotężniejsze formy dawania są niematerialne. Postanówmy dawać każdemu, z kim się spotykamy, wszędzie, dokąd się udajemy. Tak długo, jak będziemy dawać, będziemy też otrzymywać. Jesteśmy bogaci z natury, ponieważ przyroda wspiera każdą naszą potrzebę i pragnienie. Szczodrość jest stanem naturalnym.

Źródło artykułu:WP Kobieta
Komentarze (0)