Pochodzenie szlacheckie czy chłopskie? Wyjaśnia, jak to sprawdzić

- Samo nazwisko niewiele nam powie - wyjaśnia genealożka Eliza Karpińska. Ustalanie swoich korzeni należy zacząć od przejrzenia dokumentów. - Tam bardzo często mamy na przykład zapis, jeśli ktoś wywodził się ze szlachty - dodaje.

Co mówi nazwisko?
Co mówi nazwisko?
Źródło zdjęć: © Adobe Stock

Zdaniem ekspertki z firmy Genealogia Polonica najlepiej zacząć od rozmowy ze swoimi dziadkami, zapytać, skąd pochodzą, sprawdzić wszystko w źródłach. - A tych jest ogrom – dokumenty, akty urodzeń, małżeństwa. Bardzo często mamy zapis, jeśli ktoś wywodził się ze szlachty. Samo nazwisko niewiele nam powie - mówi Eliza Karpińska, ale zapewnia, że dostęp do materiałów jest coraz szerszy dzięki digitalizacji różnych zbiorów archiwalnych.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Cukrzyca. Historia Mai

Nazwiska kończące się na -cki i -ski

Wielu osobom faktycznie marzy się szlacheckie pochodzenie. Nie wystarczy jednak podobieństwo do znanych nazwisk występujących na kartach podręczników.

Utarło się, że nazwiska kończące się na -cki lub -ski są elitarne i świadczą o szlacheckim pochodzeniu. To myślenie całkowicie błędne. Faktycznie przed rokiem 1600 85 proc. szlachty je nosiła, ale było to przed upowszechnieniem nazwisk na wsi. Do tego doszło dopiero na przełomie XVIII i XIX w. Wtedy do gry na szeroką skalę wkroczyły nazwiska patronimiczne, czyli pochodzące od imienia, przezwiska lub przydomka ojca.

Człowiek, który zyskał nazwisko Piotrowski, nie był jednak "panem na Piotrowie", tylko osobą, w której drzewie genealogicznym na etapie wymyślania nazwiska dla rodziny był jakiś Piotr. Podobnie w przypadku Tomaszowskiego/Tomaszewskiego, Janowskiego czy Janickiego.   

Oprócz tego mamy nazwiska tak zwane odmiejscowe, czyli te, które brały się od konkretnego miejsca. Jak wyjaśnia badaczka nazwisk Zofia Kaleta, te zakończone na -ski świadczyły o "przynależności obiektu (danego człowieka) do innego obiektu (miejscowości)". Ktoś o nazwisku Dobrowolski wcale nie musiał być posiadaczem wsi Dobra Wola. Mógł po prostu stamtąd pochodzić, tak jak Zagórski pochodził zza góry albo z Zagórza.

Najczęściej nazwiska brały się od zajęcia (jak Wójcik od wójta czy Kowal i Kowalski od kowalstwa). Często brzmieniem przypominały też nazwiska szlacheckie, jak Wiśniewski. Sęk w tym, że swoje źródło miały nie, jak w przypadku Jeremiego Wiśniowieckiego od bycia właścicielem Wiśniowca, tylko od wiśni, która rosła w zagrodzie. Zatem nawet panowie -cki i -ski mogą pochodzić od chłopa.

- I to w dodatku pańszczyźnianego - podkreśla genealożka Eliza Karpińska. - A przecież oni mieli bardzo ciężkie życie i warto także o nich pamiętać, kultywować wiedzę o swojej rodzinie. To, że ktoś nie był szlachcicem, wcale nie oznacza, że jego życie nie jest istotne. Warto dowiedzieć się, jaka była jego codzienność, znaleźć różne ciekawe historie rodzinne - dodaje.
Eliza Karpińska
Eliza Karpińska© Materiały prasowe

Nazwiska a sprawa polska

Polska ma za sobą skomplikowane dzieje, w tym 123 lata zaborów i migracje ludności będące pokłosiem m.in. drugiej wojny światowej. Momentami niełatwo jest prześledzić pochodzenie, bo – o czym warto pamiętać - nazwiska potrafią się zmieniać.

- Ja jestem takim przypadkiem. Z domu nazywam się Siemionowska, natomiast mój tata urodził się jako Siemionow. To nazwisko zostało po prostu zmienione na granicy. Nie ma na to żadnych dokumentów, ale my o tym wiedzieliśmy, bo babcia to pamiętała. Gdybym zabrała się za szukanie swoich przodków pod nazwiskiem Siemionowska, daleko bym nie zaszła. Na szczęście zaczęłam od rozmowy z seniorką. Moja rodzina przyjechała z Litwy i ktoś w urzędzie zaproponował zmianę nazwiska. Babcia powiedziała, żeby zmienić i by brzmiało bardziej "po polsku", tymczasem brat mojego dziadka pozostał przy wersji pierwotnej - opowiada ekspertka.

- Czasami poszukiwania utrudniają na przykład drobne błędy, gdy w nazwisku zamiast "a" jest wpisane "e". Często jest też tak, że w akcie urodzenia występuje jedno nazwisko, po czym znajduje się dopisek vel i mamy drugie nazwisko. Takie informacje możemy znaleźć na przykład w aktach małżeństw czy urodzeń. Wtedy musimy iść wstecz krok po kroku. Trzeba sprawdzić akt urodzenia, małżeństwa, wszystkie informacje dostępne w dokumentach - wyjaśnia genealożka. - Im więcej "kopiemy", tym więcej mamy takich doświadczeń i wiemy, gdzie jeszcze możemy szukać, co i gdzie sprawdzić, żeby do tego prawidłowego nazwiska dotrzeć - dodaje.

"Ja nie chcę takiego nazwiska"

Zdarza się też, że ludzie świadomie podejmują decyzję o tym, by zmienić nazwisko na inne albo przekształcić jego brzmienie. Czasami wynika to z tego, że przez całe życie byli ofiarami żartów.

- Pochodzę z Rzeszowa. W położonej niedaleko miejscowości mieszkał pan o nazwisku Pupa, które bardzo mu się nie podobało. Łatwo zgadnąć dlaczego. Udał się do urzędu, złożył wniosek i stał się Malinowskim. Takie informacje odnotowywane są w aktach urzędowych - wyjaśnia.

Część nazwisk w Polsce powstała od przezwisk, ale osoby je noszące niekoniecznie były z tego zadowolone. Zdarzało się zatem, że nazwiska przerabiały na takie, które zabrzmią bardziej szlachetnie. Tym sposobem Dąb stawał się Dąbrowskim, a Baran Baranowskim. Takie zmiany są dużo rzadsze.

- Proszę uwierzyć, zdarzają się takie nazwiska, przy których ja się wcale nie dziwię, że ktoś je zmienił. Ich używanie mogło być na przykład bardzo uciążliwe. Takie sytuacje jak Baran stający się Baranowskim są rzadsze, choć mi w pracy przytrafił się Dudek, który postanowił zostać Dudkowskim. Ciężko jednak powiedzieć, z czego wynikała ta konkretna zmiana - dodaje ekspertka.

Jako genealożka Eliza Karpińska często przeprowadza prawdziwe śledztwa, by znaleźć przodków konkretnej osoby. Najtrudniej jest, gdy osoba zupełnie nic nie wie o swojej rodzinie, a tak bywa w przypadku między innymi dzieci adoptowanych. W szczególności, jeśli miała miejsce adopcja międzynarodowa. To są przypadki ekstremalnie trudne, zwłaszcza gdy osoba nie dysponuje dokumentami adopcji, nie wie, gdzie się urodziła, ani jak nazywali się rodzice. W jej pracy zdarzają się też sytuacje zaskakujące i wzruszające.

- Zgłosił się do mnie klient ze Stanów Zjednoczonych, po czym okazało się, że jego pradziadek był bratem samego Wojciecha Trąmpczyńskiego, pierwszego marszałka polskiego Sejmu po odzyskaniu niepodległości. Ten pan nie miał o tym pojęcia - zdradza Karpińska.

Wzruszające poszukiwania

Niedawno genealożka zajmowała się sprawą mężczyzny z Wielkiej Brytanii, który wiedział, że jego tata pochodzi z wioski w Bieszczadach i miał brata. On kompletnie nie rozumiał, jak to się stało, że jego rodzinę Karpińska odnalazła na północy Polski, a nie na Podkarpaciu. Nie wiedział, czym jest akcja "Wisła" z 1947 r., która objęła Łemków i Ukraińców.

- Udało mi się znaleźć te osoby, które zostały przesiedlone z Bieszczadów. Znalazłam jej adres domowy. Nie miałam numeru telefonu, maila, mediów społecznościowych, ale napisałam list. Pomyślałam, że spróbuję tej metody, bo kto wie - może wciąż żyją w tym miejscu. Okazało się, że nie pod tym adresem, ale mieszkają wciąż w tej samej miejscowości i ktoś mój list do nich zaniósł. Ta pani zadzwoniła do mnie bardzo wzruszona, podobnie ucieszony był mój klient. Okazało się nawet, że ktoś z tej gałęzi rodziny też mieszka w Wielkiej Brytanii. Ta pani również szukała swojego krewnego, ale nie umiała go znaleźć i bardzo cieszyła się tym, że ktoś się do niej odezwał w tej sprawie. Takie historie są najfajniejsze w tej pracy - podkreśla genealożka.

Bywają jednak momenty mocno zaskakujące, gdy trzeba zachować zdrowy sceptycyzm.

- Miałam sytuację, że pani zwróciła się do mnie, bo jej dziadek zmyślił sobie, że on pochodzi od Stanisława Augusta Poniatowskiego. Do rodzinnej historii zwyczajnie pododawał sobie różne rzeczy. W konfrontacji ze źródłami wyszło oczywiście, że nic z tego nie jest prawdą. Trzeba jednak przyznać, że pani była bardzo rozsądna i oczywiście przyjęła to do wiadomości - wspomina genealożka.

Aleksandra Zaprutko-Janicka, Wirtualna Polska

Źródło artykułu:WP Kobieta

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (46)