"Początek" Karoliny Głogowskiej. Odcinek 3. Cztery miesiące wcześniej
"Chyba z niemocy bez słowa wykonałam jego polecenie. Jak mogłam być tak głupia, żeby godzić się na spotkanie w miejscu, które ciągle było nasze? I z którego uciekłam zaledwie kilka tygodni temu, żeby budować nowe życie z Michałem". Publikujemy fragment opowiadania "Początek" Karoliny Głogowskiej.
27.12.2020 | aktual.: 03.03.2022 00:33
– Co to jest? – Stałam oniemiała w przedpokoju. W salonie czekał na mnie nakryty jak w eleganckiej restauracji stół. Biały obrus, porcelanowe talerze, których nie rozpoznawałam – Kuba musiał kupić je specjalnie na tę okazję – świece w kryształowych lichtarzach i srebrne sztućce, które dostaliśmy od jego mamy w prezencie ślubnym. Kuba uwijał się przy kuchni. Był boso, w dżinsach i białej koszuli. Zawsze się śmiałam, że ten zestaw to gwarancja seksu, bo właśnie taki pociągał mnie najbardziej.
– Kolacja, a na co ci to wygląda? – uśmiechnął się do mnie jak do przedszkolaka, który palnął wyjątkowe głupstwo. – Mam nadzieję, że nic nie jadłaś. Usiądź. – Pomógł mi zdjąć kurtkę i odsunął krzesło.
Chyba z niemocy bez słowa wykonałam jego polecenie. Jak mogłam być tak głupia, żeby godzić się na spotkanie w miejscu, które ciągle było nasze? I z którego uciekłam zaledwie kilka tygodni temu, żeby budować nowe życie z Michałem.
– Mieliśmy rozmawiać o rozwodzie, Jakub. Ustalić podział majątku, kwestie dotyczące wychowania Filipa.
– Nieprzyjemne tematy lepiej poruszać w przyjemnych okolicznościach.
Odkorkował moje ulubione wino i nalał trochę do kieliszka.
– Przyjechałam samochodem.
– To wrócisz uberem.
Postawił na stole półmisek z obłędnie pachnącą cielęciną w mango po indyjsku. Gdy przyrządził ją pierwszy raz, jeszcze przed ślubem, powiedziałam mu, że mogłabym się nią nacierać.
– Nie jem mięsa, Jakub. – Poczułam pieczenie pod powiekami. Nie chciałam się przy nim rozpłakać.
– Niby od kiedy? – parsknął. – Poza tym to nie mięso, to jest poezja.
– Czy możemy ustalić, w jakie dni chcesz zabierać do siebie Filipa?
– Czy możemy zjeść najpierw zjeść miłą kolację? Naprawdę się starałem.
– Super, Jakub. – Pociągnęłam nosem. Łzy leciały ciurkiem po policzkach. – Super, że się postarałeś pierwszy raz od nie wiem kiedy. W dodatktu w trakcie toczącego się rozwodu.
– Alicja, daj mi szansę, to będę tak robił codziennie. – Złapał mnie mocno za rękę.
Wyrwałam się i poszłam po kurtkę.
– Wyślę ci moje propozycje mailem – powiedziałam, wychodząc.
Pół godziny później zaparkowałam pod wieżowcem, w którym mieszkałam z Michałem. Zanim wyszłam z samochodu, wytarłam z twarzy resztki łez i wklepałam pod oczy trochę podkładu z próbki, którą nosiłam w torebce. Winda powoli wznosiła się na dziesiąte piętro. Miałam wrażenie, że przemieszczam się w górę jeszcze wolniej niż zwykle, jakby pamięć o wszystkich moich postępkach zbiła się w ciężką kulę i ciągnęła mnie w dół.
Weszłam do mieszkania, z rezygnacją spojrzałam na pobojowisko pozostawione na kuchennym blacie i górę brudnych naczyń w zlewie, która wyglądała, jakby miała się zaraz przewrócić. Zaczęłam sprzątać, zanim się rozebrałam. Michał przyszedł po dłuższej chwili zaalarmowany hałasem, z jakim talerze i sztućce lądowały w zmywarce.
– Przepraszam, musiałem wysłać na cito raport. Zaraz to ogarnę. – Stał przede mną w koszulce i spodenkach do spania, mimo że zbliżała się osiemnasta.
– Jak widzisz, już się tym zajęłam – wycedziłam przez zęby, szarpiąc się z koszem w zmywarce.
– Zostaw, zrobię to.
– Po prostu tego nie rozumiem. – Głos drżał mi z nerwów. – Skoro umiesz trafić talerzem do zlewu, to chyba możesz też wstawić go od razu do zmywarki. To urządzenie właśnie do tego służy.
– A tak naprawdę to o co ci chodzi? – Michał drapał się po brzuchu.
– O to, żebyś czasami zajmował się tym syfem, który robisz.
– Tak jak pan Jakub Porządnicki?
Trzasnęłam drzwiczkami i oparłam się o blat. Michał objął mnie i zaczął całować po twarzy.
– Wszystko będzie dobrze, Alicja.
– Trzeba kupić coś na kolację, zanim przyjadą dziewczynki – odsunęłam się.
– Nie przyjadą.
– Jak to?
– Powiedziałem Ewelinie, że nie mieszkam sam, tylko z tobą. Nie da mi Mai i Toli na weekend.
– Przecież, kurwa, nie może – wypaliłam.
Dopiero teraz zauważyłam, że Michał ma podkrążone oczy, jakby nie spał od tygodnia.
– Nie może izolować dzieci od ojca. Masz prawo je widywać. Zaraz zadzwonię do prawniczki.
Zaczęłam grzebać w torebce w poszukiwaniu wizytówki, ale powstrzymał mnie.
– Już dzwoniłem.
– No i?
– Nie chodzi o mnie, tylko o ciebie. Ewelina może nie życzyć sobie kontaktu dzieci z moją nową partnerką.
– To co? Masz je odwiedzać u niej? – zaśmiałam się sztucznie.
– Albo u niej, albo gdzieś na mieście.
Odwróciłam się i zaczęłam ścierać blat.
– Przejdzie jej. Musimy dać jej trochę czasu na oswojenie się z sytuacją. – Głos Michała był łagodny. – Jak kogoś pozna, to będzie marzyła o tym, żeby podrzucać dziewczynki do nas. No już, oddychaj. Jak poszło z Kubą?
– Nie chcesz wiedzieć – westchnęłam ciężko.
– Może się połóż, a ja tu skończę. Faktycznie jest bajzel. A potem zrobimy sobie maraton filmowy, okej? O której Filip wraca z piłki?
– Za godzinę.
– Odbiorę go.
– Żebyście znowu się pokłócili, korzystając z mojej nieobecności? Ja go odbiorę – stwierdziłam. – Ty jedź do dziewczynek.
– Jesteś pewna?
– Na dwieście procent.
Godzinę później stałam na parkingu pod halą sportową, w której trenował mój syn. Obserwowałam, jak jego koledzy wychodzą z budynku, spoceni, weseli, rozgadani. Filipa nie było wśród nich, ale byłam przyzwyczajona do jego ociągania się. Po dwudziestu minutach poczułam niepokój. Zadzwoniłam do niego kilka razy, ale włączała się poczta, więc poszłam go szukać. W szatni było pusto, na sali gimnastycznej również. Zdesperowana sprawdzałam wszystkie pomieszczenia po drodze, odwiedziłam nawet męską toaletę. Mojego syna nigdzie nie było. W końcu na korytarzu pojawił się jego trener. Według niego Filip wyszedł pierwszy, musieliśmy się minąć. Odnalazłam w telefonie numer Jakuba.
– Tak, jest w domu – powiedział mój jeszcze mąż z nutą satysfakcji w głosie. – Oddaję mu słuchawkę.
– Sorry, mamo, padła mi bateria, a nie wziąłem ładowarki. Dopiero wszedłem.
– Pomyliły ci się weekendy, do taty miałeś jechać w następny piątek. Tak z nim ustaliłam.
Zapadła dłuższa cisza.
– Chcę tu zostać.
Poczułam przykre ukłucie.
– Jeśli tacie to nie przeszkadza, to w porządku. Przyjadę po ciebie jutro rano.
– Ja chcę tu zostać na stałe. Z tatą.
– Filipku… – zaczęłam zdecydowanym tonem, ale głos od razu mi się załamał.
– Nie mów do mnie „Filipku”! Nie będę mieszkał z obcym facetem, rozumiesz?!
Poczułam, że po raz pierwszy w swoim trzynastoletnim życiu mój syn naprawdę mnie nienawidzi.
Karolina Głogowska – dziennikarka, redaktorka, współautorka powieści "Dwanaście życzeń", "Inna kobieta", "Zanim cię zapomnę". Autorka opartej na prawdziwych wydarzeniach książki "Mój ukochany wróg" o toksycznym związku z psychopatą. Współpracowała m.in. z Wirtualną Polską, Onetem, Polską Agencją Prasową i Telewizją Asta. Zarówno w swoich reportażach, jak i książkach najbardziej lubi opowiadać o tym, co trudne, niewygodne i zamiecione pod dywan.