Podpalono mieszkanie na trasie Marszu Niepodległości. Hanna Lis widziała to z bliska
– Nie sądzę, żeby rzucili do tego mieszkania racę, bo od racy nie zapaliłoby się w ciągu kilku minut. W każdym razie usłyszałam głośny wybuch, a potem zobaczyłam gęsty dym – mówi w rozmowie z WP Kobieta dziennikarka.
Hanna Lis nakręciła kilka emocjonalnych filmików tuż po podpaleniu mieszkania, które publikowała na Twitterze. Lokal był przy trasie Marszu Niepodległości. Po jakimś czasie udało nam się z nią skontaktować.
– Pierwsza myśl: może zająć się pół kamienicy – opowiada roztrzęsiona.
Podpalenie mieszkania w czasie Marszu Niepodległości - relacja Hanny Lis
Słyszymy od niej, że nikt nie wiedział, jak bardzo poważny jest to pożar. – Zważywszy na duszący, gęsty dym i na to, że przyjechały 4 zastępy straży pożarnej, nie wyglądało to dobrze – zaznacza Lis. – Strażacy przyjechali błyskawicznie, 3 czy 4 minuty po wybuchu pożaru. Na szczęście – z tego, co wiem – właściciela mieszkania nie było w domu – mówi nam.
Rozmówczyni WP Kobieta nie kryje swoich emocji. – Na początku nie przyszło mi do głowy, aby ktoś mógł zrobić to celowo. Do momentu, w którym Twitter obiegł filmik, z którego jasno wynika, że bandyci celowali w mieszkanie, na którego balkonie wisi baner Strajku Kobiet. Zostało to zresztą nagrane. Jeden z nich mówi: "Niech ta k… spłonie". A drugi przytomnie zauważa, ze "to nie to mieszkanie" – cytuje Lis. – A co gdyby w tym mieszkaniu akurat pod oknem spało małe dziecko? – pyta.
– To jest bandytyzm. To jest przerażające – kończy swoją relację dziennikarka.