Podpisanie intercyzy. "Ty mnie już nie kochasz, albo mi nie ufasz"
Daria wyciąga wnioski z rozwodu znajomych, Monika po ślubie chce odciąć męża od długów jej rodziny, a Karolina uważa, że w małżeństwie wszystko jest wspólne. Intercyza wzbudza emocje u wielu narzeczonych. Bo jak pogodzić miłość i twardy biznes?
Bierzemy ślub, ponieważ chcemy być "jednością". Marzą nam się wspólne wakacje, wspólne posiłki i wspólne mieszkanie. Sielanka może się jednak skończyć, gdy przychodzi do współdzielenia konta w banku, kredytów, a także długów naszych i naszej rodziny. Żeby uniknąć odpowiedzialności za finanse drugiej połówki, niektórzy z nas decydują się na podpisanie intercyzy. "To nie jest romantyczne, nie o to chodzi w małżeństwie" – mówią jedni, podczas gdy inni przekonują, że bez rozdzielności majątkowej nigdy nie wzięliby ślubu.
Małżeństwo to jedność
Karolina w październiku planuje pobrać się ze swoim narzeczonym. O ewentualnym podpisaniu intercyzy para rozmawiała już od roku, analizując plusy i minusy podjęcia takiej decyzji. Argumentem, który mógłby przemawiać za wykorzystaniem tej możliwości, jest fakt, że kobieta w przyszłości planuje otworzyć swoją działalność gospodarczą. Jeżeli okazałoby się, że jej biznesowe posunięcia nie będą trafione, a Karolina wpadnie w długi, odpowiedzialnością finansową zostanie obarczony także jej przyszły mąż.
Po długich rozmowach narzeczeństwo postanowiło jednak nie podpisywać rozdzielności majątkowej. – Oboje wychodzimy z założenia, że małżeństwo to również wspólne finanse, już w czasie narzeczeństwa posiadamy wspólne konto i dzielimy się wszystkim – przekonuje kobieta.
Karolina podkreśla także, że ważnym aspektem jej związku jest pomoc i wzajemne wspieranie się – także w niełatwych sprawach finansowych. – Nie wyobrażam sobie rozdzielania na "moje" i "twoje". Bo co miałoby być w momencie, gdy jedno z nas przykładowo straci pracę? Dla mnie oczywiste jest, że drugie powinno w tym momencie pomóc finansowo – mówi Karolina. Następnie dodaje, że brak wspólnych środków może być dla niej niekomfortową sytuacją, zwłaszcza wtedy, gdy na świecie pojawi się dziecko. – Nie wyobrażam sobie wtedy być na "łasce" partnera, czyli cieszyć się, że podzieli się ze mną i dzieckiem swoimi pieniędzmi – kończy.
Długi, o których nie wiemy
Monika wyszła za mąż parę lat temu. – Decyzja o ślubie była szybka. W zasadzie od "weźmy ślub" do sakramentalnego "tak" minęły raptem 3 miesiące. Wtedy nawet nie rozmawialiśmy o tym, czy chcemy podpisać intercyzę – wspomina kobieta. Dzisiaj, z perspektywy czasu, kobieta przekonuje jednak, że podpisanie umowy o rozdzielności majątkowej w małżeństwie jest bardzo sprawiedliwym rozwiązaniem. – Teraz wiem, że to może ochronić drugą stronę przed obciążeniami finansowymi – tłumaczy kobieta, która wstępując w związek małżeński nie wiedziała o tym, że będzie musiała spłacać jakiekolwiek długi. Życie pokazało jednak, że nigdy nie wiadomo, co się wydarzy.
Wszystko zaczęło się zaraz po ślubie. Właśnie wtedy okazało się, że chociaż sama Monika nie ma żadnych obciążeń finansowych, musi wziąć odpowiedzialność za długi jej najbliższej rodziny. – Po ślubie okazało się, że moi rodzice zostawili mnie z długiem, i to niemałym, bo było to około 20 tys. zł. W tym wypadku chodziło o zaległości w płaceniu za czynsz – tłumaczy.
Po tej sytuacji para zdecydowała się na podpisanie umowy, wprowadzającej w ich życie rozdzielność majątkową. – Z początkiem przyszłego roku, gdy tylko pospłacamy nasze długi, które oboje mamy, planujemy iść do notariusza, by spisać intercyzę. Chcemy rozpocząć wszystko jeszcze raz, z czystą kartą – przekonuje Monika. – Gdy braliśmy ślub, nie zdecydowaliśmy się na podpisanie takiej umowy, ale myślę, że teraz, jeżeli mielibyśmy podejmować tę decyzję jeszcze raz, już w pełni świadomie, zrobilibyśmy to. Zwłaszcza że teraz, gdy jesteśmy już po ślubie koszt podpisania intercyzy jest sporo wyższy. Dowiedzieliśmy się u notariusza, że może to kosztować nawet 3 tys. zł – kończy.
Dzielić się pieniędzmi, nie długami
Monika musiała wyciągnąć wnioski ze swoich własnych błędów, natomiast Daria postanowiła krytycznie spojrzeć na historie swoich bliskich, którym brak rozdzielności majątkowej pokrzyżował życiowe plany. – Mój krewny na poważnie zajmował się bandyterką. Pamiętam, że gdy później się rozwodził, to był komediodramat. Jego żona chciała wyrwać mu wszystkie pieniądze, on je ukrywał, żeby tylko wykazać, że jest bankrutem. Ona w odwecie go szantażowała – opowiada kobieta.
To niejedyna historia, która sprawiła, że Daria chce romantycznie powiedzieć "tak" swojemu partnerowi, ale najpierw podpisać mniej romantyczną intercyzę. – Mam znajomą, która rozwiodła się pół roku po ślubie, jej mąż ją zdradzał. Okazało się, że przy okazji narobił koszmarnych długów i przeputał wszystkie ich oszczędności, łącznie z kredytem, który dostali na dom. A że mieli wspólny majątek, to została sama z długami – mówi.
Ponadto Daria sama przyznaje, że nie patrzy już na świat przez różowe okulary, a jej decyzja o podpisaniu intercyzy jest świadoma i wynika z pragmatyzmu. – Chociaż to może mało romantyczne, oboje zakładamy, że nic nie jest na zawsze. Chcemy uniknąć wojen o każdy grosz przy ewentualnym rozwodzie – tłumaczy, a następnie dodaje, że jej partner w pełni podziela jej zdanie. – On twierdzi, że pieniędzmi może się ze mną dzielić, ale długami nie chce. Taki rycerz mi się trafił – mówi żartobliwie kobieta. Wspomina także, że chociaż małżeństwo to wspólna droga dwóch osób, to odpowiedzialność za jednostkowe wybory nie powinna spadać na partnera. – Każdy z nas jest dorosły i powinien sam ponosić konsekwencje swoich decyzji – kończy.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl