Wychowuje syna w Norwegii. "Dzieci w przedszkolu leżakują w ogrodzie przez cały rok"
W Norwegii znalazła się osiem lat temu. Tydzień po maturze spakowała plecak i zdecydowała się wyjechać z Polski. Miała wyjechać na trzy, cztery miesiące i nie sądziła, że pobyt się przedłuży. Niewątpliwy urok krajobrazów oraz spokój emanujący od mieszkańców tego kraju sprawił, że postanowiła tutaj zamieszkać. Dziś Aleksandra Kwiatkowska jest szczęśliwą mamą, która przekazuje swoją miłość do natury Jonahowi. W tym roku chłopiec poszedł do przedszkola, gdzie zaskoczyły ją panujące w Norwegii zwyczaje.
Zuzanna Sierzputowska, dziennikarka Wirtualnej Polski: Dlaczego Norwegia?
Aleksandra Kwiatkowska: Zawsze byłam ciekawa Skandynawii, bo wydawała mi się bardzo odległa i magiczna. Wyjechałam zaraz po maturze, zdecydowałam się zostać au pair (opiekunka do dzieci - przypis red.) właśnie w Oslo. Po zakończeniu pracy opiekunki w ramach programu mieszkałam jeszcze z tą samą rodziną. Małżeństwo bardzo mi pomogło m.in. w znalezieniu pracy. Wszystko powoli zaczęło się układać i postanowiłam zostać.
Jest coś, za czymś tęsknisz?
Tęsknię za polskimi bazarkami. Brakuje mi polskich straganów, gdzie jest ogrom warzyw, owoców. Norwegia pod kątem produktów spożywczych jest bardzo w tyle za Polską. Nie ma takiej różnorodności. Kiedy jest np. sezon na dynie, pojawia się jeden gatunek. Nie ma czegoś takiego jak np. ogórki gruntowe. Norwegia stawia na swoje produkty, a w sklepach jest bardzo mało towarów zagranicznych. Pod tym względem jest bardzo okrojony wybór. Nie ukrywam jednak, że dla mnie tradycyjna kuchnia norweska jest pyszna, ale idzie ona troszkę w zapomnienie. Polska zdecydowanie bardziej podtrzymuje tradycje kulinarne. Wyjeżdżając do Norwegii, myślałam, że w końcu najem się pysznych ryb. Tymczasem jeżeli nie mieszkasz w miasteczku rybackim, to jest mały wybór i są one bardzo drogie.
Od niedawna jesteś mamą. Jak wygląda opieka medyczna kobiety w ciąży w tym kraju?
Prowadzeniem ciąży w Norwegii zajmują się lekarz rodzinny i położna. Cały proces jest na pewno dużo spokojniejszy, jeśli mogę to tak określić. Robi się dużo mniej badań prenatalnych, testów. Nie testuje się kobiety, jeśli jest ona zdrowa, prowadzi zdrowy tryb życia i w rodzinie nie było poważnych chorób. Lekarze wychodzą z założenia, że nie ma po co stresować przyszłej mamy dodatkowymi badaniami. Z jednej strony jest to fajne podejście, z drugiej - mnie to trochę stresowało, bo byłam nauczona, że tych kontroli jest jednak więcej. Pierwsze USG zrobiłam około 17. tygodnia ciąży, dziecko jest wtedy mierzone, wykonuje się niezbędne podstawowe badania. Na drugie USG poszłam w okolicach 30. tygodnia. Niedawno weszła też możliwość wykonywania dodatkowego badania w pierwszym trymestrze ciąży, ale nie wiem, czy wszystkie norweskie szpitale mają to w swojej ofercie. Opinia, że "ciąża nie jest chorobą" jest tutaj bardzo powszechna.
Widziałam na twoim instagramowym koncie, że w trakcie ciąży morsowałaś.
W Norwegii jest dużo spokojniejsze podejście do ciąży. Panuje przekonanie, że można, a nawet trzeba być aktywnym. Nie trzeba rezygnować z pracy, ze swoich pasji. Na pewno konieczna jest ostrożność, ale żyje się normalnie. Na morsowanie dostałam przyzwolenie od mojego lekarza rodzinnego. Może to się wydawać odważne - tutaj jednak jest to norma. Na pewno mogłoby być to groźne, gdyby kobieta w ciąży nagle zaczynała wykonywać nową aktywność, do której organizm nie jest przyzwyczajony, ale jeśli ktoś morsuje, jeździ rowerem czy pływa kajakiem całe życie, tutaj nie ma żadnych przeciwwskazań.
A jak wspominasz sam poród w Norwegii?
Rodziłam w czasach pandemii koronawirusa, dlatego mój przypadek trochę się różni. Tutaj stawia się na to, aby partner towarzyszył kobiecie przy porodzie od samego początku. Co jest ciekawe, w czasach przed pandemią, przyszły tata dostawał swoje łóżko i całą pierwszą dobę mógł być z partnerką i jej pomagać. Taka oferta była darmowa - mężczyzna musiał jedynie uiścić symboliczną opłatę za posiłki w szpitalu. Jak ja rodziłam, niestety nie było takiej możliwości ze względu na COVID-19, ale partner był ze mną w trakcie i kilka godzin po porodzie. Mój synek urodził się o ósmej rano. Dostaliśmy tacę, na której były dwa kieliszki do szampana z sokiem pomarańczowym, drożdżówki, kanapki, trochę owoców i oczywiście norweska flaga.
Twój syn rośnie jak na drożdżach! Niedługo pójdzie do przedszkola. Jak wyglądają przygotowania wyprawki dla Jonaha?
Jak pokazałam wyprawkę na Instagramie, rodzice zasypali mnie wiadomościami. Czytałam, że w Polsce podejście do sposobu ubierania dzieci jest w tyle. Mamy z Polski pytały się również, czy mi nie szkoda pieniędzy na specjalistyczne ubrania dla syna. Kupowana przeze mnie odzież ma niestandardowy skład dzięki czemu, ubrania sprawdzają się w każdych warunkach. Tutaj dzieci noszą body i spodnie, które w składzie mają 100 procent wełny merino. Na to zakłada się jeszcze kombinezon, który chroni od deszczu i wiatru. W Norwegii dzieci niemal cały czas spędzają na zewnątrz, niezależnie od panujących warunków atmosferycznych. Mamy tutaj takie powiedzenie: nie ma złej pogody, są tylko nieodpowiednie ubrania. W związku z tym podstawą wyprawki są wełniana odzież i nieprzemakalne kombinezony. Co więcej, opiekunowie przedszkolaków są ubrani dokładnie tak jak dzieci, żeby np. razem skakać przez kałuże.
Dzieci hartują się od małego…
Tak! Co więcej, dzieci ucinają tutaj drzemkę na dworze w wózkach przez cały rok - nieważne, czy jest mróz, czy deszcz. Dlatego musiałam zakupić też śpiwór dostosowany do pory roku, owczą skórę, którą wkłada się na spód wózka oraz osłonę przed deszczem czy wiatrem - dziecku ma być sucho i ciepło przez cały rok.
Kraje skandynawskie słyną z osobliwych metod wychowawczych. Czy jest coś, co ciebie szczególnie zaskoczyło w tym temacie?
Tutaj dzieciom pozwala się na wiele. W Polsce istnieje dużo zakazów i nakazów, sama pamiętam to ze swoich przedszkolnych czasów. W Norwegii raczej nie usłyszymy: nie dotykaj, nie biegaj. Do dziecka mówi się: spróbuj, doświadczaj. Maluch uczy się na swoich błędach. Kiedyś usłyszałam, że norweskie dzieci są inne, bardziej odważne. Moim zdaniem to zasługa norweskich rodziców, bo pozwalają im na znacznie więcej. W przedszkolu, do którego chodzi mój syn, nie ma też sztywnego planu nauczania. Dzieci bawią się i poznają świat poprzez doświadczenia, uczą się normalnego, codziennego życia.
Czy młode mamy mogą liczyć na wsparcie od państwa?
Tak - ciekawym faktem jest to, że w Norwegii nie ma jedynie urlopu macierzyńskiego. Mamy również "tacierzyński" oraz wspólny urlop rodzicielski. Jest okres, który musi wykorzystać mama oraz obowiązkowe wolne dla taty, które wynosi minimum 16 tygodni. Czasem wspólnym rodzicie dzielą się już dobrowolnie. Kobiety, które karmią piersią, mogą liczyć na dodatkowe udogodnienie. Przez pierwszy rok życia dziecka mamie przysługuje pełnopłatna godzina dziennie na karmienie piersią. Kiedy dziecko skończy rok, nadal można korzystać z tego udogodnienia, nie jest ono jednak pełnopłatne. Istnieją też specjalne zasiłki dla mamy, jeśli nie ma dla dziecka miejsca w przedszkolu. Nie są to wielkie kwoty, ale liczy się przecież każde wsparcie. Pieniądze te są wypłacane na czas oczekiwania na wolne miejsce w placówce. Jest też coś podobnego do polskiego programu 500+. Tutaj człowiek nie pozostaje sam ze swoimi problemami. Państwo pomaga swoim obywatelom jak może.
Jonah towarzyszy ci podczas górskich wędrówek i dłuższych wycieczek. Jak to jest podróżować z takim maluchem?
Kiedy byłam jeszcze w ciąży, bardzo często dostawałam wiadomości: "zobaczysz, że z dzieckiem to już nie będziesz tak latać po tych górach", "z dzieckiem się nie da". A ja mówię, że się da! Na pewno wycieczki wyglądają inaczej, niż wcześniej, trzeba wiele przeorganizować, ale uważam, że dziecko jest super kompanem w takich wyprawach i na pewno nie jest utrudnieniem. Mój synek śpi w namiocie, odkąd skończył siedem miesięcy. Podczas pierwszej wycieczki w nocy temperatura spadła do czterech stopni na minusie. Całą noc nie spałam, bo sprawdzałam, czy Jonah ma ciepło, czy się nie rozkopał. A on spał lepiej, niż w domu i rano obudził się z ogromnym uśmiechem. W pewnym sensie sama na nowo przeżywam dzieciństwo podczas naszych wypraw.
Norwegia od lat gości na liście najszczęśliwszych krajów świata. W tym roku zajmuje 7. miejsce. Swoją pozycję ma m.in. zawdzięczać temu, że panuje tu wysoki poziom zaufania społecznego. Czy jako migrantka z Polski, możesz się z tym stwierdzeniem utożsamić? Życie w Norwegii jest szczęśliwe?
Norwegia na pewno nie jest krajem dla każdego. Żyje się tu bardzo spokojnie - takie tempo nie każdemu będzie odpowiadać. Łatwiej jest wyciągnąć ludzi na ognisko czy kawę w lesie, niż na imprezę. Ale ja uważam, że żyje się tu całkiem nieźle. Życie jest stabilne, czuć taki wszechobecny spokój. Tak jak wspomniałam, można też zawsze liczyć na wsparcie ze strony państwa, dzięki czemu funkcjonuje się w mniejszym stresie. W Norwegii są też bardzo dobre standardy pracy i ogromne możliwości rozwoju, i przebranżowienia. Tutaj jest też to normalne, że ktoś w wieku 30. 40. czy 50. lat idzie na studia. Może otrzymać stypendium czy kredyt studencki - jest naprawdę wiele możliwości.
Rozmawiała Zuzanna Sierzputowska, dziennikarka Wirtualnej Polski
Właśnie trwa plebiscyt WP Kobieta #Wszechmocne2022. Zapraszamy do zgłaszania swoich nominacji w formularzu poniżej:
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl