Polka mieszka w Indiach. Mówi, jak żyje się tam kobietom
- Klasę średnią w Indiach stać na wygody, o których Polacy na tym samym poziomie zarobków mogliby pomarzyć: pomoce domowe, kucharzy, kierowców czy opiekunki dla dzieci na pełny etat - mówi Aleksandra Zalewska, kulturoznawczyni i magistra arabistyki i islamistyki, autorka książki "Indie. W moim hinduskim domu".
09.11.2024 06:50
Sara Przepióra, Wirtualna Polska: Jaki obraz Indii miałaś w głowie, zanim odwiedziłaś ten kraj po raz pierwszy?
Aleksandra Zalewska: Stereotypowy, nieróżniący się od tego, jaki w swoich głowach mają tysiące Polaków. Indie kojarzyły mi się z biedą, przeludnieniem, brudem i napaściami na kobiety. W pracy pilotki wycieczek unikałam tego kierunku jak ognia. "Każdy kraj, byle nie Indie" - zaznaczałam stanowczo biurom podróży, z którymi współpracowałam.
Gdyby ktoś powiedział ci wtedy, że zamieszkasz w Indiach, uwierzyłabyś?
Trudno było mi sobie wyobrazić jednorazową wyprawę do Indii, a co dopiero przeprowadzkę w tamte rejony. Moją perspektywę zmienił pierwszy wyjazd w 2019 roku. Skuszona wizją podróży na Malediwy, podjęłam wyzwanie pilotowania grupy, która miała zwiedzić także Indie. Chciałam przygotować się jak najlepiej do tej wycieczki. Przeczytałam wszystkie dostępne ówcześnie książki opisujące życie w Indiach. Im więcej czytałam, tym bardziej się bałam i byłam pewna, że to zła decyzja. Dopiero na miejscu przekonałam się, w jak wielkim byłam błędzie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
To znaczy?
Wbrew temu, co przeczytałam w dostępnej na tamten czas literaturze, nie potykałam się o śmieci na ulicach, nie musiałam się przeciskać przez tłumy ludzi, nie miałam zatrucia pokarmowego i nie spotykałam na każdym kroku cierpiących ludzi. Oczywiście, takie obrazy w Indiach też się zdarzają, ale nie są dominujące. Pierwszym stanem, który odwiedziłam w Indiach była Kerala. Oczarowała mnie krajobrazami, kulturą, jedzeniem i życzliwymi mieszkańcami.
Postanowiłam jeszcze raz przekonać się, jaki ten kraj jest naprawdę. Wróciłam do Indii, biorąc za przewodnika znajomego, Abhisheka, a obecnie mojego męża. Dzięki niemu odkryłam piękno północnej części kraju, w tym Delhi i Radżastanu. Uprzedzenia, które do tej pory w sobie miałam, zaczynały znikać.
Podkreślasz w książce, że każdy ma prawo mieć swoją wizję Indii, ale też wskazujesz, że Indie nie są dla każdego. Co może w Indiach przerosnąć polskiego turystę?
Nie są z pewnością krajem dla osób, które szukają wakacji all inclusive. Nie trafią tu bowiem na typową dla tego rodzaju wypoczynku infrastrukturę. Hotele z prywatną plażą są rzadkością. Najczęściej Indie zwiedza się podczas wycieczek objazdowych, codziennie przenosząc się z jednego miejsca w drugie. Pamiętajmy, że wybierając taki wyjazd z biurem, warto dokładnie przeanalizować ofertę i być świadomym, że cena przekłada się na jakość.
Dobrze zorganizowana wycieczka, poprowadzona przez doświadczonego przewodnika, może pozytywnie zmienić nasz obraz Indii. Jeśli jednak trafimy na przewodnika, który nie zna kraju, albo go nie lubi, wrócimy do domu utwierdzeni w swoich negatywnych przekonaniach. W przypadku masowych wycieczek z dużych biur podróży częściej przydarza się druga z opcji, ponieważ organizatorzy stawiają na ilość, a nie jakość.
Indie są trudne do zrozumienia. Ja polubiłam Indie takimi, jakimi je widzę i doświadczam na co dzień, ale to nie musi być scenariusz każdego, kto je odwiedzi, zwłaszcza raz. To w końcu ogromny, różnorodny kraj, 10 razy większy od Polski, w którym funkcjonują setki języków i dialektów używanych przez tysiące grup etnicznych, ludzi o różnym stylu życia i poziomie zamożności. Trzeba wracać do niego kilkukrotnie, aby zrozumieć jego złożoność.
Rozmawiając o podróży do Indii, nie sposób pominąć kwestii bezpieczeństwa. Ten kraj od lat kojarzy się z przemocą wobec kobiet. W marcu tego roku świat poruszyła historia 28-letniej Fernandy z hiszpańsko-brazylijskim obywatelstwem, która padła tam ofiarą zbiorowego gwałtu. Jakim krajem dla turystki są Indie?
Prawo chroniące kobiety przed przemocą staje się w Indiach coraz bardziej restrykcyjne. Po głośnym przypadku zbiorowego gwałtu na kobiecie w Delhi w 2012 roku oraz masowych protestach w kraju indyjski kodeks karny zaostrzono. Przepisy nakładają karę minimum 20 lat więzienia i maksymalnie dożywocia lub śmierci przy gwałtach zbiorowych oraz za gwałt, którego skutkiem jest zgon ofiary. Jeśli spojrzeć na rządowe statystyki, można zauważyć, że z roku na rok notuje się coraz mniej przypadków tych brutalnych przestępstw.
Zdaję sobie jednak sprawę z tego, że statystyki mogą nie oddawać istoty realnego problemu. Dlatego, jako kobieta podróżująca przez lata samodzielnie, uczulam, aby niezależnie od tego, jaki kraj zwiedzamy, zawsze przede wszystkim dbać o swoje poczucie bezpieczeństwa.
Jak jest w przypadku Indusek?
Kobiety w Indiach walczą o swoje prawa: protestują, zabierają głos w ważnych sprawach, wchodzą śmiało w różne zawodowe role. Gdy napotykają na opieszałości służb, bywa, że same wymierzają sprawiedliwość. Przykładem na to jest Gulabi Gang, lokalny ruch zaangażowanych społecznie hinduskich kobiet, założony w 2006 roku przez Sampat Pal Devi w Bundelkhand.
Gulabijki, liczące 300 tys. członkiń odwiedzają mężczyzn, którzy stosują przemoc wobec kobiet, same organizują przesłuchanie i karzą ich pałkami. To, z jednej strony próba poradzenia sobie z niesprawiedliwością, a z drugiej potrzeba trzymania w ryzach męskiego ego. Kobiety pokazują, że poradzą sobie bez wstawiennictwa osób z zewnątrz, często właśnie mężczyzn.
Zauważasz, żeby życie w Indiach zmieniało się na lepsze?
Indie są krajem rozwijającym się. Według prognoz Allianz Trade do 2030 r. staną się drugą co do wielkości gospodarką w regionie Azji i Pacyfiku oraz trzecią co do wielkości gospodarką na świecie. W Indiach znajdziemy osoby żyjące w skrajnej biedzie, licznych reprezentantów klasy średniej i wyższej. Badania State Bak of India, opublikowane w lutym 2024 roku, pokazują, że pierwsza grupa to około 80 milionów osób, ale pamiętajmy, że w Indiach żyje 1,5 miliarda ludzi.
Biedni stanowią więc około 5 proc. społeczeństwa, ale co najważniejsze, nie są pozostawieni samym sobie - mogą liczyć na wsparcie ze strony rządu centralnego i rządów stanowych oraz licznych organizacji pozarządowych. Raport Organizacji Narodów Zjednoczonych oraz Uniwersytetu Oksfordzkiego pokazuje, że ciągu ostatnich 15 lat udało się wyciągnąć z biedy 415 milionów obywateli. Ostatnio ministra finansów Indii, Nirmala Sitharamanm oficjalnie przyznała, że nie ma już dziś w Indiach wsi, w której nie byłoby dostępu do prądu.
Klasę średnią, zarabiającą od 500 do 4 tys. dolarów miesięcznie i stanowiącą niemal połowę populacji Indii (około 600 milionów osób), stać natomiast na wygody, o których Polacy na tym samym poziomie zarobków mogliby pomarzyć: pomoce domowe, kucharzy, kierowców czy opiekunki dla dzieci na pełny etat.
Jak to możliwe?
Przede wszystkim koszty pracy fizycznej są w Indiach zdecydowanie niższe. Taka pomoc domowa, która przychodzi do nas każdego dnia, aby sprzątać, zarabia około 400 złotych miesięcznie. Gotówkę dostaje do ręki, więc jej miesięczny dochód zależy od tego, ile domów zdąży posprzątać. Nie odprowadza od tego podatków. I tu kolejna kwestia - progi podatkowe i ściągalność należności z czarnego rynku. Jeśli człowiek nie zarabia na tyle dużo, żeby rzucać się w oczy, to skarbówka go nie dopadnie. Świadczyć o tym mogą dane. Tylko niecałe 7 proc. Indusów płaci podatek dochodowy, co wcale nie oznacza, że nie zarabiają na życie.
Wróćmy do tematu Indusek. Jak one odnajdują się w tym zróżnicowanym społeczeństwie?
Kobiety, które znam, mają wybór. Mogą pójść do pracy, kształcić się lub zostać w domu, na utrzymaniu męża. Miejmy na uwadze to, że nie poznamy dokładnie sytuacji kobiet w Indiach z perspektywy jednego filmu dokumentalnego, czy książki. W taki sposób stworzymy pewną wizję rzeczywistości. Życie Indusek różni się, bo jest ich wiele. Każda ma swoją historię, decyduje bardziej lub mniej o swoim życiu.
Podkreślasz w książce, że wiele zależy też od tego, gdzie kobieta się urodziła. Jak rola Indusek różni się w rodzinie tradycyjnej, żyjącej na prowincji, a tej bardziej nowoczesnej, z miasta?
W rodzinie żyjącej na wsi najczęściej stawia się na zaangażowanie kobiety w pracę, a nie skupia na jej wykształceniu. Edukacja w Indiach, ta dobra, jest płatna, więc wykształcenie dziecka to spora inwestycja. Po ślubie córka staje się częścią rodziny męża, więc rodzice na wsi wolą oszczędzać na jej posag, który ułatwi zamążpójście i znalezienie dobrego męża. Oczywiście to są pewne tradycyjne założenia i nie chciałabym, aby ktoś odniósł wrażenie, że dotyczy to wszystkich kobiet na wsi. Wiele dziewczyn decyduje się wyjechać do miasta na własną rękę i tam szukać pracy, inne, jeśli dobrze się uczą, mogą liczyć na stypendium i kontynuują edukację na dobrej uczelni.
W miastach, albo może bardziej wśród klasy średniej, stawia się na edukację. Jeśli w domu jest pomoc domowa czy kucharz, to dziewczyna często nawet nie musi się udzielać w domowych obowiązkach, tylko skupić na nauce, albo spędza czas wolny z rodziną i znajomymi.
Wspomniałaś o posagu, który pozwala wydać córkę za mąż. Dlaczego w Indiach to rodzina kobiety ponosi znaczące koszta związane z małżeństwem?
Wkład materialny ze strony przyszłej żony jest wciąż istotny w indyjskiej tradycji. Do 1961 r. płacono za wydanie córki za mąż. Obecnie ta forma jest zakazana. To, co bowiem miało być zabezpieczeniem dla kobiety, stało się jej okupem. Rodziny mężów życzyły sobie wysokich opłat za posag, a w niektórych przypadkach dokonywano zabójstw na tym tle, aby ponownie ożenić syna z inną kobietą dla pieniędzy. Oficjalne rządowe statystyki pokazują, że do 2011 roku odnotowywano rocznie około 8 tys. takich zbrodni. Nadal zdarzają się takie wypadki powodowane chciwością żądających posagu teściów, ale nie ma na nie osobnego paragrafu, więc trudno dokładnie oszacować skalę problemu.
Dla Wirtualnej Polski rozmawiała Sara Przepióra