Polki dla uchodźczyń. To, co dla nas jest codziennością, dla nich jest luksusem
W polskich ośrodkach dla uchodźców mieszkają setki kobiet, które szukają w naszym kraju schronienia przed wojną i prześladowaniem. Ich codzienna rzeczywistość nie jest godna pozazdroszczenia. I kiedy jednych przepełnia ksenofobia, znaleźli się tacy, którzy chcą tym kobietom pomóc.
23.02.2017 | aktual.: 25.02.2017 09:04
W rodzinnych stronach czekało je tylko piekło, przyjechały do Polski zacząć życie od nowa. Ośrodki przepełnione są historiami kobiet, które chciały znaleźć dla swoich rodzin bezpieczne miejsce z dala od wojny. 25 km od centrum Warszawy znajduje się jeden z takich ośrodków. - Ciężko było tutaj żyć. Nie rozumieliśmy wiele po polsku - mówi Tamar z Gruzji. Dezodorant to w ośrodku luksus. Tak samo jak podpaski, szampony, pieluchy dla dzieci, a nawet pilniczki do paznokci.
Elmira przyjechała z Kirgistanu. W rozmowie z Wirtualną Polską przyznała, że do Polski trafiła po tym, jak po rewolucji w rodzinnym kraju miała problemy z władzą. - Pracowałam jako dziennikarka. Mieliśmy zostać w ośrodku tylko chwilę. - Mieszkamy tu już cztery lata z całą rodziną. Mamy troje dzieci - mówi.
Właśnie takim kobietom chce pomóc organizacja Dom Otwarty. W związku z nadchodzącym Dniem Kobiet organizują w całej Polsce zbiórki kosmetyków i środków higienicznych dla uchodźczyń.
- Dla każdej i każdego z nas są to produkty pierwszej potrzeby, bez których nie potrafimy się obejść. Sięgamy po nie podczas prozaicznych zakupów. Zachęcamy, by przy tej okazji dorzucić do koszyka także coś dla potrzebujących - piszą na Facebooku, gdzie utworzyły wydarzenie. Bo to, co nam wydaje się podstawowym produktem, dla tych dziewczyn jest luksusem.
Natalia Gebert koordynuje całą akcję. Na co dzień pracuje jako tłumacz. Rok temu była jedną z osób, które zainicjowały powstanie Domu Otwartego, organizacji non-profit, która wspiera uchodźców w Polsce, a także edukuje społeczeństwo na ich temat. - To była nasza reakcja na rosnącą falę nienawiści i niezrozumienia dla tych ludzi. Chcieliśmy zmienić to nastawienie - opowiada Natalia w rozmowie z WP Kobieta.
„Uchodźczyniom na Dzień Kobiet” to ich najnowsza inicjatywa. Zaczęło się od jednego wydarzeniu na Facebooku i szybko pomysł podchwycili mieszkańcy innych miast. - Kosmetyki i środki higieny to towar deficytowy w ośrodkach. Aż się prosi, żeby chociaż odrobinę pomóc - mówi.
W Polsce jest 11 ośrodków dla uchodźców, z czego 6 zamkniętych i tylko w trzech z nich mogą przebywać kobiety. Placówki różnią się od siebie - te położone bliżej Warszawy są lepiej zaopatrzone, te przy granicy często nie mogą zapewnić podopiecznym podstawowych produktów.
- Te kobiety też mają swoją godność. Nie chciałabym nigdy, by poczuły się jak żebraczki. Nie epatują swoimi historiami, a wiele z nich przeszło przez straszne rzeczy. To niesamowite, że są tak dzielne. Bo jak się ich posłucha… Nie narzekają. Częściej to dzieciom w rozmowie wyrwie się: „a jak do nas strzelali i musieliśmy uciekać…”. Wtedy te kobiety ucinają rozmowę. To bardzo dumne dziewczyny. Chcą w Polsce ułożyć sobie życie. Uczęszczają na kursy dla kosmetyczek i fryzjerek. Łapią się tych szkoleń jak harpie. Jeszcze nigdy nie słyszałam, żeby któraś pozwoliła swojemu dziecku nie iść na zajęcia. Nie wyobrażają sobie, żeby miały zaniedbać edukację swoich dzieci - opowiada Natalia.
W ośrodkach pomocy szukają najczęściej kobiety z Czeczenii i Ukrainy. Jak przyznaje Natalia, czasem spotkać można kobiety z dalekich krajów azjatyckich, np. z Nepalu. - Uciekają przed zemstą rodową, przed wojną, przed głodem. To pełen przekrój osób. Są nastoletnie dziewczyny, matki z dziećmi, mężatki. Są i seniorki, które w życiu przeszły już wiele. To kobiety takie jak my. Niewiele się różnimy - mówi.
Zbiórka dla uchodźczyń wydaje się dziś szczególnie ważna. - Tyle jest teraz akcji, w których kobiety się jednoczą. I serce rośnie nam za każdym razem, gdy słyszymy, że kolejne grupy dołączają się do naszej akcji. Pomagają Dziewuchy Dziewuchom, politycy, nauczycielki z małych miejscowości, KOD z Nowoczesną zbiera w jednym mieście, w innym mieszkańcy zbierają dla uchodźców z więzienia - dodaje Natalia.
Co można przekazać na zbiórkę? Artykuły pielęgnacyjne do skóry, włosów i paznokci (mydła, szampony, odżywki, kremy, balsamy, kosmetyki dla niemowląt, pomadki ochronne, cążki, pilniczki do paznokci, szczoteczki, pumeksy, grzebienie, szczotki etc.), dezodoranty, podpaski, tampony, chusteczki nawilżane, patyczki do uszu, waciki, plastry opatrunkowe, bandaże, gaziki, chusteczki, pieluchy. Słowem - wszystko, co potrzebne jest każdej kobiecie.
Świat nie dla kobiet
Przechodzą piekło. Ostatnio „The Independent” ujawnił informacje o tym, jak przemytnicy szprycują nastoletnie dziewczynki progesteronem, bo zakładają, że większość z nich może zostać zgwałcona podczas próby dostania się do Europy. Jak pisze brytyjski dziennik, progesteron podawany kobiecie niebędącej w ciąży działa antykoncepcyjnie. Nie lepiej wygląda życie tych kobiet po przyjeździe do nowego kraju.
Rządy i agencje pomocowe nie radzą sobie z zapewnieniem minimum bezpieczeństwa uchodźczyniom, które podróżują z Syrii i Iraku. Nowe badania przeprowadzone przez Amnesty International ujawniają, że kobiety i dziewczęta - uchodźczynie, doświadczają przemocy, napaści, są wyzyskiwane i napastowane seksualnie na każdym etapie podróży, w tym także w Europie.
Badacze Amnesty International rozmawiali z kobietami w ciąży, które opisywały brak jedzenia i podstawowej opieki medycznej, a także stłoczenie na granicy i w punktach tranzytowych podczas podróży. Tuzin kobiet opowiadało, że je dotykano, uderzano i obserwowano w obozach tranzytowych w Europie. Jedna z kobiet, 22-letnia Irakijka powiedziała Amnesty International, że kiedy była w Niemczech umundurowany strażnik zaoferował, że da jej ubrania w zamian za „spędzenie z nim czasu sam na sam”.
Kobiety i dziewczęta zgłaszały, że w wielu obozach przejściowych panują straszliwe warunki, gdzie dostęp do żywności był ograniczony, a kobiety w ciąży mogły otrzymać niewielkie wsparcie albo w ogóle nie otrzymywały pomocy. Zgłaszały także, że toalety były zaniedbane, nie czuły się bezpiecznie, niektóre pomieszczenia sanitarne były wspólne dla kobiet i mężczyzn. Zdarzało się, że kobiety były oglądane przez mężczyzn w czasie korzystania z łazienki.
Rania, 19-letnia ciężarna z Syrii, opowiedziała Amnesty International o swoich doświadczeniach z Węgier: „Policja przeniosła nas w inne miejsce, które było jeszcze gorsze. Składało się z ciasnych klatek, nie było tam w ogóle powietrza. Byliśmy zamknięci przez dwa dni. Dostawaliśmy dwa posiłki dziennie. Toalety były gorsze niż w innych obozach, mam wrażenie, że toalety były zorganizowane w taki sposób, żeby nas jeszcze bardziej męczyć. Drugiego dnia policjant uderzył Syryjkę z Aleppo, ponieważ prosiła policję, aby pozwoliła jej odejść. Jej siostra próbowała ją obronić, mówiła po angielsku, ale powiedziano jej, że jeśli się nie zamknie, to zostanie potraktowana tak samo. Podobna sytuacja przytrafiła się kolejnego dnia, kiedy Iranka poprosiła o dodatkowe jedzenia dla swoich dzieci”.
W raporcie UNHCR „Woman Alone - the Fight for Survival by Syrian Refugee Women” („Zdane na siebie. Syryjskich uchodźczyń walka o przetrwanie”) działacze opisali codzienne trudy kobiet, które próbując wiązać koniec z końcem i zachować resztki godności, opiekują się swoimi rodzinami w przeludnionych ruderach, prowizorycznych schronieniach i namiotach. Wiele z nich żyje w nieustannym strachu przed przemocą, a ich dzieci każdego dnia przeżywają traumatyczne wydarzenia.
Najważniejszym problemem zgłaszanym przez kobiety jest brak środków do życia. Większości z nich nie stać na czynsz za mieszkanie, jedzenie czy podstawowe artykuły gospodarstwa domowego. Wiele z nich zupełnie wyczerpało swoje oszczędności, nawet po sprzedaniu swoich obrączek ślubnych. Zaledwie co piąta z nich ma pracę. Zaledwie co piąta korzysta z pomocy dorosłych krewnych. Tylko niektóre mają tyle szczęścia, że wynajmujący nie pobierają od nich opłat za czynsz. Co trzecia Syryjka mówi, że nie starcza jej nawet na jedzenie.
Zobacz także