Polska marka Pralines zauważona przez "British Vogue"
Ty stawiasz na ponadczasowość, klasykę, paryski styl, vintage. Skąd wzięło się u ciebie zamiłowanie do takiej mody?
Wywodzę się z krawieckiej rodziny. Fastrygi, przymiarki, materiały – to był świat, w którym dorastałam. Zawsze marzyłam o tym, by zostać projektantką, ale ostatecznie na Akademię Sztuk Pięknych nie poszłam. To moja pięta Achillesa, choć z drugiej strony dyplom to nie wszystko.
Pojechałam do Paryża, gdzie byłam opiekunką do dzieci i mogłam zobaczyć na własne oczy, co znaczy ten legendarny paris chic. Sonia Rykiel, paryskie sieciówki dla dzieci, butiki. To we mnie zostało i chciałam to przenieść na polski grunt.
Nie było łatwo?
Cały czas wiatr w oczy. W Polsce króluje dresówka, choć widzę, że mamy coraz bardziej przekonują się do krojów, które my proponujemy. Wiele razy chciałam się poddać. Zachęcano mnie, żebym zaczęła szyć dresy, bo to jest łatwe i zawsze się sprzeda. Mówili, że Polska nie jest gotowa na taką modę. Miałam opory, ale też wiele wątpliwości. Moja mama wtedy bardzo mnie wspierała i mówiła: „Zobaczysz, jeszcze wszyscy będą nosić twoje sukienki!”. Dziś jestem bardzo szczęśliwa, bo to moją markę dostrzegł "British Vogue" – drugi magazyn modowy na świecie, który jest czytany na wszystkich kontynentach. To dla Pralines ogromna szansa, wyzwanie i szczęście!