Polskie dzieci wywożone zagranicę? Ośrodek Adopcyjny oburzony
„Tylko kraje azjatyckie i afrykańskie wysyłają dzieci do adopcji”. „Polska do adopcji oddaje dzieci niepełnosprawne i z rodzin patologicznych”. Do takich wniosków doszło Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej. Urzędnicy zapowiedzieli, że będą ograniczać wszystkie adopcje. Słowa dotrzymali. Krajowy Ośrodek Adopcyjny Towarzystwa Przyjaciół Dzieci przestaje istnieć, chociaż to on przez blisko 30 lat istnienia zajmował się głównie adopcjami międzynarodowymi.
23.01.2017 | aktual.: 23.01.2017 12:08
„Teraz będzie już tylko Katolicki Ośrodek… Dobra Zmiano! Będziesz się smażyć w piekle!! Wierz mi” napisał emocjonalnie na swoim Facebooku, Paweł Passini, syn Barbary Passini, założycielki zlikwidowanego Ośrodka. Izabela Rutkowska, dyrektorka placówki w rozmowie z portalem „Chcemy być rodzicami” powiedziała: Wysocy rangą urzędnicy twierdzą, że wskutek adopcji zagranicznej Polska traci rocznie około 300 obywateli. W mojej opinii prawo do tożsamości i zachowania języka jest jednak wtórne wobec najważniejszego prawa dziecka do wychowania w rodzinie”
Nam opowiada na czym naprawdę polegają adopcje zagraniczne i co teraz czeka Ośrodek.
*Jak to się stało, że Krajowy Ośrodek Adopcyjny Towarzystwa Przyjaciół Dzieci przestaje istnieć? *
Usłyszeliśmy na nim od wiceministra Bartosza Marczuka, że od 17 stycznia są w Polsce dwa ośrodku upoważnione do organizowania adopcji międzynarodowych – Katolicki Ośrodek Adopcyjny w Warszawie i Diecezjalny Ośrodek Adopcyjno-Opiekuńczy w Sosnowcu. Ten drugi nie ma żadnego doświadczenia w przeprowadzaniu adopcji międzynarodowych.
Zarzut wobec was jest taki – nie zajmowaliście się adopcjami w Polsce. Dlaczego?
Dlatego, że wszystkie inne ośrodki adopcyjne, a jest ich w Polsce 68, zajmują się właśnie adopcją krajową. Nasz ośrodek powstał 30 lat temu, kiedy adopcje zagraniczne nie były regulowane żadnymi przepisami prawa. Zarząd Główny Towarzystwa Przyjaciół Dzieci stwierdził, że nie powinno tak być i powołał specjalną placówkę do zajmowania się tą sprawą. Tej pracy podjęła pani Barbara Passini. Natomiast Towarzystwo Przyjaciół Dzieci ma też ośrodki, które zajmują się adopcjami krajowymi. W Warszawie jest nasza siostrzana placówka przy ulicy Kredytowej i ona zajmuje się wyłącznie adopcjami na terenie Polski.
Dlaczego adoptowanie polskich dzieci przez obcokrajowców budzi tak lęk?
Wykreowany przez media obraz spowodował, że o adopcji zagranicznej myśli się jak o nielegalnym procederze związanym z wielkimi pieniędzmi. A to jest w Polsce legalne od wielu lat, są akty prawne, które to regulują, ściśle określone procedury. Adopcje zagraniczne dotyczy dzieci, dla których nie udało znaleźć rodziny w Polsce. Rocznie takich adopcji jest około 300, czasem troszkę mniej.
Dlaczego zabrano wam możliwość przeprowadzania adopcji zagranicznych, a powierzono to zadanie dwóm instytucjom katolickim?
To są decyzje polityczne. Gdyby stały za tym przesłanki merytoryczne, to przede wszystkim byśmy o tym wiedzieli wcześniej, ktoś by z nami to skonsultował czy przynajmniej powiadomił, że jest taka decyzja, żeby adopcje zagraniczne ograniczać i wtedy by było pole do dyskusji.
W dyskusji na ten temat pada argument, że nie należy pozwalać na wywożenie dzieci za granicę, skoro tyle rodzin w Polsce czeka na adopcję
Podam pani przykład dziewczynki, która niedawno trafiła dzięki nam do amerykańskiej rodziny. Dziewczynka ma półtora roku, wydawałoby się, że polskie rodziny czekają na takie dzieci, bo wierzą, że im młodsze dziecko, tym większa szansa na to, by wpłynąć na rozwój, wychowanie. W tym przypadku problem polegał na tym, że dziewczynka miała zdiagnozowaną padaczkę i zespół alkoholowy FAS. Zmiany w jej mózgu, które na razie są na poziomie strukturalnym nie są jeszcze widoczne, ale na poziomie biochemicznym i owszem, sprawiają, że ona nie ma szansy na osiągnięcie pełnego, prawidłowego rozwoju w dorosłym życiu. Ale nie miała orzeczenia o niepełnosprawności. I nie znaleźli się w Polsce ludzie, którzy chcieli zaopiekować się tą dziewczynką.
*Słyszałam wiele podobnych historii o adoptowanych dzieciach, które mają takie problemy. *
Prawie wszystkie dzieci, które trafiają do adopcji zagranicznych, to właśnie dzieci, które mają tego typu problemy. Problemy, które uniemożliwiają im prawidłowy rozwój, ale nie zawsze pozwalają na uzyskanie orzeczenia o niepełnosprawności. Nikt bowiem nie wyda orzeczenia o niepełnosprawności dziecku, które było molestowane seksualnie. Jeśli ono jest w trakcie terapii, moczy się, ma ADHD, przeżyło piekło w domu, to dla naszego systemu orzeczeń jest dzieckiem zdrowym. Dzieciom z takim bagażem łatwiej znaleźć rodziców zastępczych zagraniczną.
Dlaczego tej dziewczynki nikt w Polsce nie adoptował?
O to proszę zapytać polskie rodziny, bo one zawsze mają prawo adoptować takie dziecko w pierwszej kolejności. Proszę mi wierzyć, motywacja polskich kandydatów na rodziców adopcyjnych jest inna niż kandydatów zza granicy. U Polaków ta motywacja wynika z braku, chcą mieć dziecko zdrowe, które będzie mogło osiągnąć wszystko, co oni sobie zaplanują. Natomiast motywacja kandydatów z zagranicy wynika z nadmiaru. To są często rodziny, które już mają swoje dzieci albo mają dzieci wcześniej adoptowane, nie boją się trudności, których wcześniej być może doświadczyli. Albo są na takim etapie życia, że mogą się już poświęcić dziecku. Naprawdę mnóstwo rodzin starających się o adopcję, mają już swoje dzieci i po prostu chcą oddać część swojego życia maluchowi, który nie ma rodziny. Dlatego akceptują dzieci trudniejsze, z problemami.
Jak się skończyła historia z tą dziewczynką?
Niedawno wyjechała do Stanów Zjednoczonych i jeżeli to decyzja ministra nie zostanie cofnięta, to była to jedno z ostatnich dzieci, którym znaleźliśmy dom za granicą. Ja jestem szczęśliwa i wdzięczna, bo ona była z domu dziecka i nie czekała je tutaj żadna przyszłość. Pamiętam też inną historię. Były trzy siostry, najstarsza miała jedenaście lat. Jedna z nich doświadczyła przemocy seksualnej. Bardzo mocno to przeżyła, traumatyczne doświadczenia sprawiły, że wyłysiała. I choć trafiła do rodziny zastępczej, włosy nie chciały jej odrastać. Znaleźliśmy dla tych trzech dziewczynek amerykańską rodzinę, która była gotowa stawić czoła tym problemom. Przyjechali do Polki, przez jakiś czas mieszkali z tymi dziećmi. Wszyscy się na to zgodzili, zarówno opiekun prawny, jak i sąd, bo proszę nie zapominać, że ostatecznie każdą taką adopcję orzeka sąd i jeżeli sąd miałby najmniejsze wątpliwości, czy ta adopcja jest zgodna z interesem dziecka, to po prostu by tej adopcji nie orzekł. Tutaj żadnych przeciwskazań nie było, wszyscy cieszyli się, że dziewczynki mają się dobrze. One wyjechały już jakiś czas temu, mam kontakt z ich rodzicami adopcyjnymi. Okazało się, że włosy tej jednej siostry odrosły, choć pewnie fakt, że była seksualnie molestowana, da o sobie znać.
Czy ta najstarsza dziewczynka chciała wyjechać?
Żadnej adopcji nie robimy przeciwko komuś czy na siłę. Jeśli dostaniemy zgłoszenie dziecka, to najpierw bardzo dokładnie sprawdzamy, czy ono jest gotowe do adopcji. Zanim się za cokolwiek zabierzemy, to dzwonimy, czy dziecko chce, żeby znaleźć mu nową rodzinę. Proszę jednak pamiętać, że nastolatkowie mają bardzo chwiejne i zmienne zdanie. Są dzieci, które chcą od razu, są już spakowane, marzą o tym, by mieć dom. Ale są i takie, które nie chcą. Naszym zadaniem jest dowiedzieć się, dlaczego nie chcą. I wtedy wychodzą bardzo różne rzeczy. Czasem powodem jest to, że boja się stracić kontakt z babcią, dziadkiem, mamą czy tatą, mimo że w tej rodzinie nie są. My szanujemy takie więzi i jeśli dziecko ma szansę w sposób naturalny do swoich bliskich wrócić, to my się z tego cieszymy. Natomiast czasem jest tak, że dziecko nie chce być adoptowane, bo się czegoś boi. Tak jest najczęściej ze starszymi dziećmi. Wtedy trzeba dotrzeć do tego, czego ono się boi. Powód czasem jest banalny, na przykład lęk przed nową szkołą albo przed podróżą samolotem. Sztuką jest wtedy rozmowa, uświadomienie, że to jest szansa na lepsze życie. Dlatego czasem kontaktujemy dzieci, które znalazły nowy dom, z tymi, które dopiero są przed całą procedurą. Dla nas najważniejsze są dzieci, naszym celem jest znalezienie im nowych rodzin, a nie wynarodowienie, jak twierdzi Ministerstwo Rodziny, Pracy i Opieki Społecznej. Zresztą to ministerstwo na każdą adopcję musi wyrazić zgodę. Chciałoby się zadać pytanie: skoro te adopcje są takie złe, to dlaczego tyle lat się na nie zgadzaliście?
Z dnia na dzień musicie przestać się zajmować rozpoczętymi procesami adopcji. Dużo spraw jest w toku?
Mamy kilka takich spraw, ale dostaliśmy polecenie, żeby wszystkie przekazać Katolickiemu Ośrodkowi Adopcyjnemu w Warszawie. Ale nie zrobię tego, dopóki nie będę wiedziała, czy to jest zgodne z prawem jeśli chodzi o ochronę danych osobowych. Nie wiem, czy mogę dokumenty dziecka i rodziny przekazać bez zgody tej rodziny do innego ośrodka. Jeśli się okaże, że mogę to zrobić, zrobię to, bo chcę, żeby te sprawy toczyły się do końca.
Te rozpoczęte sprawy są na różnym etapie. Są takie, w których mamy już wyznaczone terminy przyjazdu kandydatów na rodziców w celu zamieszkania z dziećmi pod nadzorem naszego ośrodka. Ale mamy też sytuacje, gdzie dzieci wiedzą już, że wybrano dla nich rodzinę, ale jeszcze nie doszło do żadnego kontaktu, bo ministerstwo nie zdążyło wyrazić na to zgody. Takich spraw w ministerstwie jest około 25. Co teraz z nimi będzie? Poprowadzi je ośrodek katolicki, czy wrócą do nas, żebyśmy je rozwiązali? To byłby dramat, gdyby okazało się, że mamy tym dzieciom powiedzieć: "Przepraszamy, mieliście nadzieję na nowy dom, ale przez jeden dokument ministerstwa nikt do was nie przyjedzie".
Będziecie zajmować się tymi sprawami do końca stycznia?
Nie, bo decyzja ministra o tym, że nasz ośrodek nie zajmuje się już adopcjami zagranicznymi, weszła w życie z dniem ogłoszenia, czyli 17 stycznia. Od tego dnia nie mamy już prawa przeprowadzić żadnej procedury adopcji zagranicznej. Przyznam szczerze, że czujemy się jak w innej rzeczywistości. Jest czwórka rodzeństwa, chłopcy, których wybrała włoska rodzina. Mają wyznaczony termin wspólnego mieszkania w Warszawie od 9 lutego i mam nadzieję, że ktoś im pozwoli przyjechać, a któryś ośrodek podejmie się nadzoru nadzoru. Tym, co odróżniało nas od pozostałych dwóch ośrodków było to, że my sprawowaliśmy nadzór nad prawidłowością budowania się więzi. Co to znaczy? Jeśli przyjeżdżali tutaj kandydaci na rodziców, zamieszkiwali z dzieckiem, to my pomagaliśmy im na bieżąco rozwiązywać problemy. Miłość, bliskość, nawet akceptacja nie rodzi się od początku. Oni muszą się siebie nauczyć, poznać, pokonać barierę językową. Na bieżąco rozwiązujemy problemy z jedzeniem, spaniem, telefonami, sposobem spędzania wolnego czasu. Przy okazji sprawdzałyśmy też, czy wybrana przez nas rodzina będzie na pewno odpowiednia dla tego dziecka. Nie wszystkie przypadki kończyły się dobrze, ale tak jest w każdej adopcji, nie tylko zagranicznej.
Co robicie, gdy stwierdzacie, że dziecko i wybrana dla niego rodzina nie pasują do siebie?
Kiedyś przyjechała do chłopca francuska rodzina i oczekiwała, że on w sekundę dostosuje się do ich trybu życia, a oni nie będą musieli nic zrobić. Kiedy zrozumiałyśmy, że rodzina i chłopiec do siebie nie pasują, powiedziałyśmy: „Niestety, nie możecie kontynuować procedury ponieważ widzimy, że to nikomu nie służy. Chłopcu nie jest dobrze z wami, wam z nim, ponieważ skupiacie się na tym, żeby spełniał wasze oczekiwania". Procedura została przerwana, tamta rodzina wróciła do Francji.
Padają pod naszym adresem zarzuty, że dziecko po adopcji za granicę znika, bo my nie wiemy, co się z nim dzieje. Ale w przypadku adopcji krajowych jest podobnie. Nikt nie ma prawa wymagać od rodziny, żeby kontaktowała się z ośrodkiem po adopcji. Często te rodziny kontaktują z własnej woli, przesyłają zdjęcia, filmy, wiadomości, chwalą się sukcesami, swoim szczęściem. Dla mnie to bardzo ważne. 17 stycznia, kiedy dowiedzieliśmy się, że nas nie będzie, bo nie mamy żadnych zadań do wykonania, dostałam wiadomość od amerykańskiej rodziny, która adoptowała rodzeństwo. Nie miałam z nimi kontaktu od lat, tylko jakąś kartkę przysłali na święta. I nagle napisali obszerną wiadomość, że dzięki Polsce, naszemu ośrodkowi, dzięki mnie, wszystko skończyło się dla ich rodziny wspaniale. Wysłali też książkę zrobioną przez dzieci i rodziców, która pokazywała ich wspólne życie. Zatkało mnie ze wzruszenia. Zobaczyłam uśmiechnięte, fajne dzieci, które nie straciły swojej polskości, bo rodzice dbają o to, żeby pamiętały, skąd pochodzą.
To nieprawda. Według ustawy o wspieraniu rodziny i systemie pieczy społecznej wszystkie adopcje są bezpłatne. Rodziny zagraniczne ponoszą koszty w swoim kraju ( dokumenty, tłumaczenia, apostille) i koszty pobytu w Polsce.