FitnessPoród na haju

Poród na haju

Poród na haju
Źródło zdjęć: © Thinkstockphotos
17.07.2011 12:05, aktualizacja: 08.06.2018 14:51

Nakładem Gdańskiego Wydawnictwa Psychologicznego ukazała się ostatnio książka Igi Czarnawskiej-Iliev - „Ciąża i poród bez obaw”. O „sztuce” rodzenia, której kobiety zostały pozbawione od kiedy zaczęły rodzić w szpitalach. Z autorką rozmawiamy o porodach polskich i zagranicznych, o tym jak radzić sobie z lękiem przed bólem i z samym bólem.

Kiedyś kręciła filmy dokumentalne, teraz pracuje jako doradca laktacyjny, doula – dyplomowana towarzyszka porodu, prowadzi także w Londynie Szkołę Świadomego Rodzenia dla polskich mam. Nakładem Gdańskiego Wydawnictwa Psychologicznego ukazała się ostatnio książka Igi Czarnawskiej-Iliev - „Ciąża i poród bez obaw”. O „sztuce” rodzenia, której kobiety zostały pozbawione od kiedy zaczęły rodzić w szpitalach. Z autorką rozmawiamy o porodach polskich i zagranicznych, o tym jak radzić sobie z lękiem przed bólem i z samym bólem.

- Masz dwójkę dzieci, za pierwszym razem rodziłaś w Stanach Zjednoczonych, za drugim razem w Wielkiej Brytanii. Jak różniły się te dwa doświadczenia? I czy istnieje tam coś takiego jak poród naturalny?

- Wiele zależy od świadomości kobiety: czy potrafi sama sobie wybrać opiekę okołoporodową, czy zdaje się na ślepy traf. W USA w dużych szpitalach często akcja porodowa staje się podporządkowana technologii, poród jest mechaniczny, kobiety mają mało do powiedzenia, często podawana jest oksytocyna, rodzące często nie są informowane o przebiegu porodu. W tych środowiskach modne staje się także znieczulenie i cesarka na żądanie.

Jednak istnieje też mocny nurt sprzyjający prawdziwie naturalnym porodom, fizjologicznie prawidłowym. To wiąże się, niestety, z opieką prywatnej położnej, co kosztuje. Rodzice, którzy decydują się na tego typu poród, często wychowują potem swoje dzieci w zgodzie z naturą, kupują im częściej drewniane zabawki niż plastikowe, dużo je noszą, świadomie dbają o jakość żywności.

Natomiast w Wielkiej Brytanii kobiety mają wybór: mogą zdecydować się na opiekę lekarza położnika na oddziale szpitalnym, co będzie się wiązało z wieloma rutynowymi badaniami i najczęściej z interwencją medyczną w trakcie porodu. Mogą także wybrać klinikę położniczą, gdzie poród odbywa się najczęściej naturalnie, jest większe poszanowanie intymności, prywatności. Jest także trzecia możliwość – poród domowy. Wtedy państwowy szpital wysyła położną do domu rodzącej. O tym, co trzeba załatwić w ciąży będąc w Anglii piszę więcej na stronie dobryporod.co.uk

Polki także mają coraz większy wybór, jednak – podobnie jak kobiety na Zachodzie - nie zawsze o tym wiedzą! Porody domowe są u nas coraz popularniejsze i wbrew potocznym opiniom wcale nie są bardziej niebezpieczne. Oczywiście tylko w przypadku – to trzeba podkreślić – kiedy kobieta jest zdrowa, a ciąża nie jest zagrożona.

- Poród domowy to chyba jedyny sposób na to, żeby w Polsce przeżyć w pełni naturalny poród fizjologiczny. Ale budzi on największe obawy rodziców. Boją się, że w razie komplikacji, nie uzyskają na czas pomocy. A mamy, że nie będą miały możliwości złagodzenia pełni bólu porodowego bez możliwości znieczulenia.

- Według mnie taka obawa pojawia się tylko przy zupełnej nieznajomości – czy też niezrozumieniu – istoty porodu. Zastanówmy się, co powoduje powstanie komplikacji. Bardzo często są to: niemożność ruchu i przybrania postawy pionowej, lęk lub zastraszenie rodzącej, parcie pod znieczuleniem, a także podanie kroplówki z chemicznie wytworzoną oksytocyną. Także niemożność spokojnego odpoczynku z dzieckiem w ramionach przez jakąś godzinę po przyjściu maluszka na świat może prowadzić do komplikacji. Dlatego między innymi tak ważna jest organizowana teraz akcja „Pozwólcie nam się przywitać”. Naturalne jest więc, że jeśli rodzimy w miejscu, gdzie takie elementy nie występują, nie są rutyną, zwiększa się szansa na łagodny i bezpieczny poród i dla matki, i dla dziecka.

A jeśli chodzi o te niesłychanie rzadkie przypadki komplikacji, których nie można uniknąć, wykwalifikowana położna będzie w stanie rozpoznać znaki ostrzegawcze i przewieźć matkę do szpitala. Nie żyjemy przecież na odludziu.

WIĘCEJ NA TEN TEMAT:

- Powróćmy do bólu i dolegliwości porodowych. Jakie są niefarmakologiczne sposoby na jego złagodzenie?

- Świetnym środkiem przeciwbólowym jest woda, dobrym rozwiązaniem może więc być ciepła kąpiel albo prysznic. No i ruch – spacer, taniec, który może rozluźnić miednicę i ułatwić poród. Ponadto, jeżeli kobieta zostaje w domu, gdzie jej ciało zaznajomione jest z wszystkimi zapachami, z przestrzenią, to podświadomie daje jej to ogromne poczucie bezpieczeństwa. Otoczenie sprawia, że system hormonalny odpowiedzialny za poród może działać bez przeszkód.

Natomiast jeśli znajdujemy się w obcym miejscu, czujemy się niepewnie, zestresowani, włącza nam się układ hormonów związany z adrenaliną, ucieczką, walką. A przez to poród może być cięższy i dłuższy. W domu akcja porodowa może rozwijać się bez przeszkód w sposób optymalny. Wtedy naprawdę nie ma mowy o wielkich boleściach – są odczucia, które prowadzą nas gdzieś w głąb siebie, w jakieś inne miejsce. Podczas akcji porodowej w organizmie produkowane są endorfiny, pojawiają się w odpowiedzi na wielki wysiłek i ból. Dzięki nim kobieta będzie rodziła jak w transie.

- Trans transem, ale boli. Co wtedy?

- Trans polega na zmienionej pracy umysłu. Już szamani stosowali trans, żeby zmniejszyć lub wyeliminować odczucie bólu. Podczas naturalnego, niezakłóconego porodu ten trans jest także fizjologiczny. Na każde uderzenie bólu, nasz organizm wysyła wtedy odpowiedź w postaci endorfin – hormonu szczęścia. Poza tym nie odczuwa się aż tak strasznego bólu, jeśli można poruszać się tak jak podpowiada instynkt i ma się poczucie bezpieczeństwa. Jak już wspominałam, pozycja to bardzo ważny element złagodzenia bólu. Kucając kobieta zwiększa o 30 procent otwór w kościach miednicy. Chcę podkreślić: jeśli możesz przybrać pozycję, którą ci podpowiada instynkt i masz warunki, żeby wsłuchać się w sygnały własnego ciała, to często wypychanie dziecka na świat jest odruchem, którego nie da się zahamować. Dlatego w mojej Szkole Świadomego Rodzenia ‘Gaia’ uczę między innymi, jak słuchać własnego ciała, jak mu ufać. Matki opowiadają potem, że wysiłkiem dla nich byłoby powstrzymanie tego procesu, nie akt narodzin.

- W Polsce trwa właśnie gorąca dyskusja na temat dostępu do znieczulenia zewnątrzoponowego. Najczęściej kobiety nie mają szansy na skorzystanie z takiej formy złagodzenia bólu, brakuje anestezjologów. Dlatego często decydują się na tzw. „cesarkę na życzenie”.

- To problem bardzo złożony, nie tylko medyczno-położniczy, ale też psychologiczny i społeczny. Po pierwsze, uważam, że to smutny aspekt naszej służby zdrowia. Sama chciałabym, żeby znieczulenie było prawem każdej kobiety. Ale widziałam wiele porodów – pracuję jako doula, czyli towarzyszka porodowa – i mogę z pewnością powiedzieć, że poród, w którym matka korzysta z naturalnych sił swojego ciała będzie łatwiejszy i dla niej, i dla dziecka niż taki, który odbędzie się z pomocą np. znieczulenia. Rzadko się o tym mówi, ale znieczulenie zewnątrzoponowe jest dość niebezpieczną procedurą, bardzo zwiększa ryzyko porodu kleszczowego. Może być tak, że mama nie będzie w stanie wypchnąć dziecka o własnych siłach. No i przy takim znieczuleniu praktycznie zawsze trzeba leżeć. A to jest problem. Bo nasza kość krzyżowa ma kształt odwróconego znaku zapytania i kiedy rodzimy w pozycji leżącej, to przemy pod górkę. To jest o wiele trudniejsze, wymaga wielkiego wysiłku. Sam poród kleszczowy jest bolesny i trudny także dla
dziecka.

Dlatego, chociaż uważam, że każda kobieta powinna mieć ułatwiony dostęp do znieczulenia i prawo do skorzystania z niego, to powinna także być poinformowana o wszelkich zagrożeniach z niego płynących. Taka decyzja powinna być oparta na rzetelnej wiedzy, a nie na lęku, z którym warto skonfrontować się jeszcze podczas ciąży. A skonfrontować można zwiększając swoją wiedzę poprzez do bór odpowiedniej lektury, uczestnictwo w pro-naturalnej szkole rodzenia, rozmowę z dobrą położną lub dobrym terapeutą. Lęk utrudnia nam poród, tak jak utrudnia każde inne zadanie.

- Ból porodowy otacza pewien mit, nic dziwnego, że kobiety się boją.

- To temat rzeka. Stephen King, znany głównie jako autor horrorów, jest ojcem pięciorga dzieci, a wszystkie przyszły na świat w domu. W jednej ze swoich noweli pisze, że kiedy spodziewamy się, że jakieś przeżycie będzie straszne i bolesne, to nasz umysł z góry programuje nas na odczucie tego bólu. Pisze także, że cała nasza cywilizacja wręcz konspiruje, żeby poród stanowił dla kobiety straszne i bolesne doświadczenie. A z bólem jest tak, jak wspominałam wcześniej, że owszem – poród nas boli, ale nasz organizm produkuje endorfiny, które są naturalnym środkiem przeciwbólowym, a co więcej dają nam haja! Kobiety wybierają cięcia cesarskie lub znieczulenia zewnątrzoponowe bez dobrego uzasadnienia, po prostu z lęku przed nieznanym. Jednak gdyby przyjrzały się temu lękowi bliżej, znalazłyby ciekawe sposoby na poradzenie sobie z nim.

WIĘCEJ NA TEN TEMAT:

- Problem polega na tym, że kiedy kobieta trafia na salę porodową, to właściwie nad niczym nie ma kontroli i o niczym nie decyduje. Nie ma wpływu na to czy podana jej zostanie oksytocyna, bo nikt nie pyta się jej o zgodę, nikt nie proponuje jej innej pozycji porodu, nie informuje o tym co się dzieje w czasie akcji porodowej i nie dopytuje czy chce mieć nacinane krocze. Decydując się na znieczulenie kobietom łatwiej znieść takie ubezwłasnowolnienie. Myślą sobie: nie ma wpływu na opryskliwą położną czy gburowatego lekarza, ale chociaż mnie nie boli.

- Mam dużo współczucia dla kobiet, które rodziły w takich warunkach. Wiem, jak traumatyczny może być poród, gdy rodząca jest ubezwłasnowolniona. Wierzę jednak, że położnictwo w Polsce i na świecie jest na drodze zmian. Rodzice mają wpływ na niektóre sprawy, jeśli tylko mają siłę i świadomość zawalczyć o nie zawczasu. Jako przykład podam fakt, że niektóre położne zaczęły przyjmować porody domowe pod naciskiem rodziców. To rodzice, którzy mieli silną własną wizję porodu wyszli z inicjatywą, i w ten sposób zmienili karierę tych położnych – ich podejście do wykonywanego zawodu, do rodzącej matki. Taki na przykład był los pani Ireny Chołuj, ale nie tylko jej.

Natomiast jeśli decydujemy się na szpital państwowy, to możemy wcześniej dowiedzieć się, czy niechciane przez nas interwencje medyczne są tam wykonywane rutynowo. Wszyscy powinniśmy wywierać jak największy nacisk na zmianę niektórych praktyk, takich jak podawanie sztucznej oksytocyny, która m.in. bardzo wzmaga ból. Oksytocyna podawana przez kroplówkę ma stężenie o wiele większe niż ten sam hormon produkowany przez rodzącą. Przedostaje się do krwiobiegu w sposób ciągły, a naturalnie wytwarzana oksytocyna – w sposób pulsujący. Przenika do łożyska, a skurcze stają się przez nią o wiele silniejsze, co może być dla dziecka niebezpieczne. Jeśli chodzi o nacinanie krocza, to z ankiet, które przeprowadziłam do swojej książki wynika, że absolutna większość kobiet miała taki zabieg. A przecież Światowa Organizacja Zdrowia (World Health Organization) już w 1981 roku wypowiedziała się po raz pierwszy, że nie powinien to być zabieg rutynowy podczas porodu. Podobnie z przecinaniem pępowiny. Oświadczenie WHO mówi wyraźnie,
że w porodzie fizjologicznym pępowina nie powinna być przecinana dopóki pulsuje, a wczesne przecięcie jest interwencją medyczną, która wymaga uzasadnienia. Nacisk na system medyczny, aby szanował dostępną nam wiedzę naukową na temat porodu wywiera od lat Fundacja Rodzić po Ludzku, która ma też bazę informacji dla rodziców.

* - A skąd kobieta, zmęczona ciążą i zaabsorbowana oczekiwaniem na dziecko, ma czerpać siłę i motywację do takiej walki?*

- Dla mnie, kiedy byłam w ciąży, kluczowe było uświadomienie sobie, że dziecko i matkę łączy wspólny interes. Kiedy poród przebiega sprawnie, będzie łatwiejszy dla matki oraz dla dziecka.

Na zakończenie rozmowy, co poradziłabyś polskim przyszłym mamom?

- Poród jest nam dany tylko kilka razy w życiu. Zwiększajcie swoją wiedzę na temat porodu poprzez mądry dobór lektury. W swojej książce podaję bogatą bibliografię, między innymi książek Ireny Chołuj, a także Michela Odent i Frederyka Leboyer. Zwiększcie swoją świadomość tego, co poród dla was znaczy, jak chcecie go przeżyć. Skonfrontujcie swoje lęki. Skorzystajcie z aneksu w mojej książce, bazy danych Fundacji Rodzić po Ludzku czy Stowarzyszenia ‘Dobrze Urodzeni’, żeby w miarę możliwości wybrać opiekę. Ten dzień pamięta się do końca życia, warto zainwestować czas i wysiłek, żeby dać mu szansę być tak pięknym, jak to zaprojektował Pan Bóg i Natura.

(ma)

WIĘCEJ NA TEN TEMAT:

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (44)
Zobacz także