Porody jak z horrorów. Polki w końcu przestają milczeć i opowiadają o swoich dramatach

"Nie róbmy ze szpitala w Starachowicach jedynego miejsca w Polsce, gdzie jest patologia" - mówią matki, których historie porodowe przypominają scenariusze dreszczowców. A eksperci dodają: Prawa rodzących są w naszym kraju łamane nagminnie.

Obraz
Źródło zdjęć: © Shutterstock.com

Niedawno media obiegła informacja o szpitalu w Starachowicach, gdzie pozostawiona bez opieki kobieta rodziła na podłodze martwe dziecko. Rodzącą, mimo jej dramatu i cierpienia, nie zainteresowali się ani lekarze, ani dyżurujące położne. Kiedy wokół sprawy zrobił się szum, dyrektor szpitala zwolnił wszystkie pracujące tego dnia osoby. I sprawa została zamieciona. Okazuje się jednak, że nie był to incydentalny przypadek. Zaraz po tym zdarzeniu do jednej ze stacji telewizyjnych zgłosiła się kobieta twierdząc, że półtora roku temu w tym samym szpitalu na skutek zaniedbań ze strony personelu, jej dziecko urodziło się niedotlenione i dziś jest niepełnosprawne.

- Szlag mnie trafia, jak o tym słyszę. To skandal, że w Polsce, kraju w środku Europy, takie rzeczy wciąż się zdarzają. Wkurza mnie też, że ze szpitala w Starachowicach robi się jedyne miejsce w Polsce, gdzie jest taka patologia. A ja doskonale wiem, że takie rzeczy zdarzają się wszędzie – mówi Marta Kowalska, mama czteroletniego Jasia.

Ona sama rodziła dziecko w jednym z warszawskich, tzw. "dobrych szpitali ze świętą nazwą". - Wybrałam tę placówkę zachęcona krążącymi dobrymi opiniami. Miało być po ludzku, naturalnie i nowocześnie - opowiada kobieta. Jak było rzeczywiście?

- Trafiłam na patologię ciąży tydzień po terminie. Przez kolejny tydzień codziennie wywoływano poród. W końcu przebito mi pęcherz płodowy i podano oksytocynę. Bolało, bo nie miałam szans na znieczulenie. Anestezjolog był przy cesarskim cięciu u innej pacjentki. A potem u kolejnej - opowiada Marta. - Po 14 godzinach męczarni, zaczęły się bóle parte. Ale dziecko utknęło. Po kolejnych prawie trzech godzinach Jaśka wyciągnięto kleszczami. Nie płakał, był siny, dostał 6 punktów.

Na drugi dzień przewieziono go do Centrum Zdrowia Dziecka, gdzie przez miesiąc dochodził do siebie. Przez kolejne dwa lata był pod opieką neurologa i rehabilitanta. Wyszedł z tego.

- Nasza lekarka powiedziała mi, że to cud. Oczywiście, że się cieszę, ale mam też ogromny żal. Nie poszłam do kowala ani do rzeźnika, tylko do szpitala. Byłam tam tak długo, a niemal nie straciłam dziecka – podsumowuje kobieta.

Niespełniane standarty

Takich przypadków jak Marty jest więcej. Najgłośniejsza z nich to sprawa narodzin córek sztangisty Bartłomieja Bonka. Jedna z bliźniaczek urodziła się w ciężkiej zamartwicy, bo matce nie zrobiono na czas cesarskiego cięcia. Niepełnosprawna dziewczynka zmarła po 15 miesiącach. Głośno było także o tragedii we Włocławku, gdzie zmarły bliźnięta z niemal donoszonej ciąży. Szpital zwlekał z wykonaniem cesarskiego cięcia, bo nie było komu zrobić usg. Zabieg odłożono na następny dzień, ale wtedy było już za późno. Z cesarskim cięciem zwlekano także w szpitalu we Wrocławiu. W rezultacie zmarło dwoje bliźniąt - jedno jeszcze przed urodzeniem, drugie niecałą godzinę po porodzie. Złą sławą cieszy się także porodówka w Zduńskiej Woli, gdzie doszło do śmierci m.in. Stasia Kunerta. Dziecko utknęło w kanale rodnym i udusiło się. Podobnych przypadków w ostatnich latach było tam 11. Sprawą zainteresowała się prokuratura.

- Porody czasami niespodziewanie się komplikują. Ale wielu sytuacji możnaby uniknąć, gdyby nie błędy lekarskie - mówi Anna, położna z Warszawy. Nazwiska nie chce ujawniać, bo gdy kiedyś udzieliła wywiadu, zagrożono jej, że za „plucie we własne gniazdo” straci pracę. - Słyszałam od koleżanki o sytuacji, że w ich szpitalu zmarło dziecko przed narodzeniem, bo mimo złego odczytu ktg w nocy, lekarz zdecydował, że usg zostanie zrobione dopiero rano. Nieraz zdarza się też, że położna walczy z lekarzem o interwencję, bo widzi, że poród się przedłuża albo przebiega nieprawidłowo, ale lekarz nie chce jej słuchać.

Skąd się bierze taka beztroska lekarzy?

- Z jednej strony to skutek rutyny. Lekarz, który od lat pracuje przy położnictwie wie, że najczęściej spadki tętna dziecka same się wyrównują i nic złego się nie dzieje. Ale nie zawsze tak jest. I jeśli lekarz to zignoruje, to wtedy może dojść do nieszczęścia – tłumaczy położna. - Drugi powód to zbyt małe doświadczenie lekarza. Coraz częściej poród prowadzą wyłącznie położne, a rola lekarza sprowadza się do tego, że podpisuje dokumenty, kiedy wszystko jest w porządku. Kiedy więc sprawy się komplikują, to nie wie, jak powinien zareagować.

- Prawa kobiety rodzącej, w tym te wynikające z Konstytucji RP i Karty Praw Człowieka są notorycznie naginane na polskich porodówkach – mówi Karolina Piotrowska, prezes Fundacji Lepszy Poród. – To paradoks, bo polskie prawo dotyczące opieki okołoporodowej jest jedną z lepszych regulacji na świecie. Jednak jest to prawo martwe. Potwierdza to tegoroczny raport NIK-u. Wynika z niego, że w żadnym ze skontrolowanych oddziałów nie były przestrzegane wszystkie prawa kobiety rodzącej.

Co to oznacza w praktyce? Standardy opieki okołoporodowej z 2012 r. zakładają ograniczeniu do niezbędnego minimum interwencji medycznych, czyli m.in. cięcia cesarskiego, przebicia pęcherza płodowego, podawania oksytocyny, nacięcia krocza, czy podawania noworodkowi mleka modyfikowanego. Tymczasem w kontrolowanych szpitalach skala tych interwencji medycznych była nawet wyższa niż przed wejściem w życie w 2012 r. standardów opieki okołoporodowej i często kilkakrotnie przewyższała średnią w innych rozwiniętych krajach.

- Wiele kobiet, jeszcze na etapie ciąży i przygotowania do porodu słyszy, że "to nie Warszawa, tutaj tak nie robimy" - czyli de facto informuje się je, że w danym ośrodku prawo nie jest w pełni respektowane – opowiada Piotrowska.

Z czego to wynika? Bardzo często z arytmetyki. Oddziały położnicze to część szpitala, czyli placówki działającej w formie nastawionej na zysk spółki. Za wykonane usługi płaci NFZ. To oznacza, że opiekę pacjentom świadczy się w taki sposób, by jak najwięcej zarobić. A przynajmniej za bardzo nie stracić. Dlatego też np. w wielu miejscach możliwie długo zwleka się z przeprowadzeniem cesarskiego cięcia, bo Fundusz za taki zabieg płaci tyle samo, co za poród naturalny, a cięcie jest kosztowniejsze. Jeśli uda się go uniknąć, szpital jest na plusie.

Kadry jak na lekarstwo
Troska o pieniądze to także ograniczenie do niezbędnego minimum personelu szpitalnego.

– W takim układzie najkorzystniejszą opcją, z punktu widzenia pieniędzy, jest tworzenie dużych oddziałów, które obsługują jednocześnie wiele pacjentek z zachowaną możliwie niską liczbą personelu. Przez to tracą kobiety, które nie mają możliwości rodzenia w komfortowych warunkach, ale rykoszetem trafia to również w personel medyczny, który jest niedofinansowany i okrojony do minimum i przeciążony pracą – twierdzi Karolina Piotrowska.

Braki kadrowe na porodówkach potwierdza także raport NIK. Według Izby w większości skontrolowanych placówek liczba personelu była niewystarczająca. Zazwyczaj w szpitalu był jeden anestezjolog i w dodatku pracował nie tylko na oddziale położniczym, ale także na intensywnej terapii. W rezultacie w 20 placówkach na 24 skontrolowane, nie znieczulano pacjentek przy porodzie naturalnym. Na dyżurach było też za mało lekarzy, a czasami nie mieli oni specjalizacji z ginekologii i położnictwa. W aż 17 na 24 skontrolowane szpitale zatrudnieni byli oni na podstawie umów cywilnoprawnych, a ich przeciętny tygodniowy czas pracy wahał się od 31.5 do...151 godzin.

Zwolnieni w Starachowicach pracownicy szpitala tłumaczą się, że nie było ich przy rodzącej martwe dziecko, bo na dyżurze pracowało za mało osób. Kontrole NFZ wykazały także ogromne niedobory kadrowe w szpitalu we Włocławku.

Buta i arogancja
Przeciążenie pracą to tylko jedna strona medalu. Prawdą jest też to, że wielu lekarzy i położnych traktuje kobiety źle.

– Podczas porodu lekarz powiedział mi, że gdybym nie jadła po trzy kotlety schabowe na obiad, to bym tak nie utyła i łatwiej bym urodziła. A położna dodała, że tak to jest, jak się kobieta na starość bierze za rodzenie dzieci – opowiada Marta Kowalska i dodaje, że w chwili porodu miała 33 lata i była wegetarianką. Do dziś nie zdecydowała się na drugie dziecko.

– Zastanawiam się, czy kiedykolwiek ktoś zadał sobie trud sprawdzenia, jak wiele kobiet rezygnuje z posiadania kolejnego dziecka ze względu na traumy w czasie porodu – pyta Karolina Piotrowska. Dodaje, że z uwagi na swoją pracę (jest psychologiem i seksuologiem)
spotkała już zbyt wiele kobiet z traumą poporodową. – Najtrudniej jest, gdy kobieta po jednym traumatycznym porodzie jest w kolejnej ciąży (nie zawsze planowanej) i ma świadomość tego, z czym musi się wkrótce zmierzyć. Ogrom pracy, jakiego wymaga pozbieranie takiej kobiety jest trudny do opisania.

Źródło artykułu: WP Kobieta
Wybrane dla Ciebie
Stulatkowie piją regularnie. To recepta na długowieczność
Stulatkowie piją regularnie. To recepta na długowieczność
To będą ich pierwsze święta w nowym domu. Cichopek zdradziła, jakie mają plany
To będą ich pierwsze święta w nowym domu. Cichopek zdradziła, jakie mają plany
Stanęła w opiętej sukni z koronek. Sokołowska wygląda obłędnie
Stanęła w opiętej sukni z koronek. Sokołowska wygląda obłędnie
Czujesz taki zapach w domu? To znak, że pluskiew są tysiące
Czujesz taki zapach w domu? To znak, że pluskiew są tysiące
"Mam ADD". Mówi, z czym się zmaga na co dzień
"Mam ADD". Mówi, z czym się zmaga na co dzień
Doszło do "sprzeczki". "A tobie pracę w telewizji kto załatwił?"
Doszło do "sprzeczki". "A tobie pracę w telewizji kto załatwił?"
Trenuje do finału "TzG". Mówi o atmosferze po wpisie Rogacewicza
Trenuje do finału "TzG". Mówi o atmosferze po wpisie Rogacewicza
Po kawie biegiem do WC? Lekarz mówi, co to oznacza
Po kawie biegiem do WC? Lekarz mówi, co to oznacza
Miała 14 lat, gdy kazał jej się rozebrać. "Byłam pod wpływem alkoholu"
Miała 14 lat, gdy kazał jej się rozebrać. "Byłam pod wpływem alkoholu"
Tak ratują związek. Waniliowy seks buduje intymność na nowo
Tak ratują związek. Waniliowy seks buduje intymność na nowo
Maciej Radel zdobył serca widzów w "BrzydUli". Tak wygląda dziś
Maciej Radel zdobył serca widzów w "BrzydUli". Tak wygląda dziś
Littlefeather nie przyjęła Oscara. Zapłaciła za to wysoką cenę
Littlefeather nie przyjęła Oscara. Zapłaciła za to wysoką cenę