Postawił 35‑metrowy domek. "To jest rewelacja"
- Dziwię się ludziom, że biorą kredyty do końca życia, żeby stawiać domy. Koszt budowy mojego to około 100 tys. złotych przy wykonaniu większości prac samodzielnie - mówi Tomasz Paprotny, właściciel 35-metrowego domku w lesie.
Tomasz Paprotny wybudował 35-metrowy domek pod Oleśnicą na Dolnym Śląsku. - Trochę z przypadku kupiłem działkę w lesie, kawałek łąki. Nie wyciąłem na niej ani jednego drzewa, wkomponowałem domek w to, co zastałem. Z tego, co wiem, tu miał być karmnik dla saren, a powstał mój dom - opowiada.
Domek stoi już dwa lata, ale pan Tomasz nadal nad nim pracuje. – Za mną już dwie zimy w domku. Wnętrze ciągle nie jest całkiem wykończone, bo często wyjeżdżam, więc po trochę wykańczam, brakuje jeszcze m.in. boazerii na górze. Ale po tych dwóch latach mogę powiedzieć, że mieszkanie w małym domku to rewelacja. Na dole jest kuchnia i salon z kominkiem, łazienka - chwali się.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
W rozmowie z Wirtualną Polską przyznaje, że od dawna marzył o małym domku. - Kiedyś zobaczyłem taki domek na campingu i bardzo mi się spodobał. To jest domek typu brda (konstrukcja trójkąta z mocno spadzistym dachem – przypis red.) - wyjaśnia. - Jest niemal samowystarczalny. Mam własną studnię głębinową, oczyszczalnię, piec. Jest też dobry zasięg internetu. Miesięcznie życie kosztuje mnie praktycznie tyle, co koszt prądu, czyli 150 zł przy jednej osobie. Jest też niewielki podatek, który wynosi około 100 zł na rok - wylicza.
Pan Tomasz wcześniej mieszkał w mieszkaniach i domach, ale dziś swojego małego domku nie zamieniłby na większy metraż. - Dziwię się ludziom, że biorą kredyty do końca życia, żeby stawiać domy. Koszt budowy mojego domku to około 100 tys. złotych przy wykonaniu większości prac samodzielnie. Obecnie moja firma stawia podobne domki dla innych. W wersji "pod klucz" to koszt około 160 tys. - twierdzi.
Wśród zalet wymienia też to, że w domku zimą jest ciepło, a latem - chłodno. - Jak napalę zimą w kominku, to muszę uchylać okna, bo robi się tak gorąco. Z kolei latem też mam otwarte okna, żeby wpuścić ciepłe powietrze, bo jest dobra izolacja, a przez to w środku przyjemny chłód - przekonuje. - Poza tym bliskość lasu. Codziennie przychodzą do mnie sarny, ale też inne leśne zwierzęta. Oprócz dzika, ale to akurat całe szczęście! - śmieje się.
"Staraliśmy się maksymalnie wykorzystać przestrzeń"
Natalia Różyńska mieszka pod Tczewem. Niedawno świętowała rocznicę wprowadzenia się do małego domku. Razem z narzeczonym i dwojgiem dzieci chwalą sobie mieszkanie na 56 metrach kwadratowych. Aktualnie powiększają swoje lokum o wiatrołap, który będzie miał 5 metrów.
- Zaczęliśmy od budowy budynku gospodarczego, a później zmieniliśmy sposób użytkowania. - Staraliśmy się wybierać lepszej jakości materiały, żeby zminimalizować uciekanie ciepła zimą i nagrzewanie się domku latem. Dom jest ogrzewany "kozą", a dodatkowo matami podłogowymi, w łazience jest też grzejnik elektryczny. Dogrzewamy dom też klimatyzatorem z funkcją grzania - mówi. - Część prac zleciliśmy firmie np. szkielet, dach, elewację. Resztę wykonaliśmy sami.
Natalia Różyńska jest architektką wnętrz. Doświadczenie zawodowe wykorzystała w aranżacji własnego domu. - Staraliśmy się maksymalnie wykorzystać przestrzeń, by była funkcjonalna. Mamy dodatkowe schowki pod łóżkami, schodami. Przy czteroosobowej rodzinie to ważne - podkreśla.
Zaznacza też, że wybudowanie domu o małym metrażu było dobra decyzja. - Miałam działkę od rodziców, budowaliśmy bez kredytu, obecnie płacimy około 500-600 zł za prąd za dwa miesiące. Większość rzeczy mamy na prąd, więc to jest główny koszt. Woda to 150 zł na dwa miesiące. Na zimę kupujemy drzewo. To wydatek tysiąca złotych na sezon – wylicza.
"Traktujemy ten dom docelowo"
Staszek Olędzki w małym domku mieszka z żoną i córką od ponad trzech lat. - Kilkanaście lat temu zobaczyłem podobne domy za granicą i zapragnąłem taki mieć. Wiele lat później, kiedy poznałem moją żonę, postanowiliśmy nie kupować mieszkania, ale postawić właśnie taki domek. Wydaliśmy o połowę mniej - mówi.
- Oczywiście nie obyło się bez kredytu, ale nie było to zadłużenie na 30 lat, tylko na kilka. Jesteśmy już w połowie spłacania - mówi. - Gotowy domek kupiliśmy od firmy. Jego postawienie trwało dokładnie sześć godzin. Rano domku jeszcze nie było, a wieczorem już w nim spaliśmy. Mieszkamy pod Warszawą, dokładnie za Piasecznem. Mamy 35 metrów kwadratowych, powierzchni użytkowej dokładnie 28 – opowiada.
Jako największy mankament wymienia "pocenie się" okien zimą. - Nie dociekam, co jest tego przyczyną. Uznaję to za konsekwencję mieszkania trzech osób na małej przestrzeni - mówi. - Drugą kwestią jest potrzeba ciągłego dbania o porządek. Na tak małym metrażu brud natychmiast rzuca się w oczy. Wszystko trzeba odstawiać na swoje miejsce. To można traktować zarówno jako wadę, jak i zaletę - wyjaśnia.
- Co za tym idzie, nie kupuje się zbędnych rzeczy, bo zwyczajnie nie ma ich gdzie przechowywać. Każdy zakup musi być przemyślany. Sporo rzeczy musiałem oddać, np. część ubrań. Teraz mam ich znacznie mniej, co uważam akurat za plus – zaznacza. - Na etapie planowania przestrzeni ważne jest, żeby wszystko dokładnie przemyśleć, również pod względem estetyki, np. gdzie schować kable, suszarkę do ubrań itp.
Zapytany, czy mały domek to rozwiązanie "na jakiś czas", zaprzecza. - Traktujemy ten dom docelowo. Czasem rozmawiamy o tym, żeby dokupić jeszcze jeden moduł np. na gabinet, bo pracujemy zdalnie. Firma, od której kupiliśmy domek, oferuje taką możliwość. To koszt około 50 tys. zł. Uważam, że taka możliwość daje dużą przewagę małemu domkowi nad mieszkaniem. Bo przecież w bloku nie ma możliwości dokupienia kolejnego pokoju - zauważa. - Na razie domek zaspokaja wszystkie nasze potrzeby, więc to raczej pomysł na przyszłość - dodaje.
Marta Kosakowska, dziennikarka Wirtualnej Polski