Potrawy radości
Znane były we wszystkich epokach i w każdej kulturze. Ich woń, smak, sam wygląd – budziły dobre emocje, pogodne myśli, chęć wzajemnego częstowania się i dzielenia. Receptury zmieniały się w ciągu wieków, ale używane do ich sporządzania produkty pozostawały takie same.
Znane były we wszystkich epokach i w każdej kulturze. Ich woń, smak, sam wygląd – budziły dobre emocje, pogodne myśli, chęć wzajemnego częstowania się i dzielenia. Receptury zmieniały się w ciągu wieków, ale używane do ich sporządzania produkty pozostawały takie same.
Potrawami radości serwowanymi na weselach najczęściej były pokarmy ofiarowywane bóstwom podczas uroczystych ceremonii religijnych – miód, owoce – tak świeże, jak i w formie bakalii, a z mięs – jagnięcina i gołębie, które w późniejszych czasach zastępowane były tuczonym ptactwem domowym – pulardami i kapłonami.
Miód i migdały
Miód, nazywany w starożytności „rosą z gwiazd i tęczy”, poświęcony był bóstwom słońca i jasności dnia, symbolizował miłość, radość, szczęście i płodność – nic więc dziwnego, że od czasów najdawniejszych gościł na weselnych stołach czy to w postaci trunku, czy jako dodatek do ciast, bakalii i wszelakich legumin. W dawnej Polsce rodziny szlacheckie i przedstawiciele kręgów bogatego mieszczaństwa nastawiali beczkę pitnego miodu w roku narodzin córki czy syna, aby potem, kiedy dzieci dorosną, móc częstować nim gości w dniu wesela potomków podczas wznoszenia toastu za zdrowie i szczęście Młodej Pary. Miodem słodzono też weselne kołacze i wszelkie ciasta zanim na stołach rozpowszechnił się cukier.
W weselnym menu w całej Europie i Azji nie mogło też zabraknąć migdałów i orzechów włoskich. Z migdałów wyrabiano marcepany (niegdyś najbardziej wykwintny deser), w bogatych domach rozdawano je też na zakończenie weselnej uczty, zanim młodą parę odprowadzono do sypialni. Migdały symbolizowały miłość, bogactwo i płodność – przymioty najbardziej potrzebne świeżo poślubionym małżonkom. Z tych dawnych obyczajów do dziś pozostał zwyczaj, że tradycyjne weselne torty mają najczęściej smak migdałowy bądź orzechowy, a gościom w symbolicznym prezencie pożegnalnym rozdaje się migdały w polewie lub marcepanowe ciasteczka.
Pomarańcze i afrodyzjaki
W epoce renesansu nieodzowną ozdobą weselnych stołów w krajach romańskich były piramidy pomarańcz, mandarynek i owoców granatu, a bardziej na północ – stosy dorodnych jabłek i gruszek. Pomarańcze w czasach antyku były owocami bogini Wenus – pani miłości, płodności i rozkoszy. Kwiatem pomarańczy przybierano skronie oblubienic, a jeśli nie można było skorzystać z żywych kwiatów, sporządzano stroiki z jedwabiu, a nawet wosku… Taka girlanda, pieczołowicie przechowywana pod szklanym kloszem, była później ozdobą salonu małżonków – przynajmniej przez jakiś czas, zanim jedwab zżółkł czy wosk skruszał.
Do mięsnych potraw weselnych dodawano też pewne przyprawy, uważane za sprowadzające uczucie zadowolenia i radości na tych, którzy je spożywają. Były to przede wszystkim cynamon, goździki i imbir uchodzące w pewnych okolicznościach za afrodyzjaki. Szczypta korzeni dodana do wina rozgrzewała nie tylko ciało, ale i budziła ochotę na miłosne zabawy, stąd gospodarze weselnej uczty (zwykle rodzice Panny Młodej) dbali, by nowo poślubionemu małżonkowi dostał się solidny kielich – szczególnie jeśli nie był pierwszej młodości.
Cukrowe kolacje
Aż do początków XX wieku w Polsce na zakończenie weselnych biesiad w szlacheckich czy bogatych mieszczańskich domach w sypialni młodej pary zastawiano stoły tzw. cukrową kolacją. Brali w niej udział tylko mężczyźni i kobiety poślubieni, panny i kawalerowie – nawet jeśli byli drużbami – pozostawali za drzwiami. W alkowie częstowano się marcepanami, owocami kandyzowanymi, czekoladkami, słodkim winem. Wznoszono coraz śmielsze toasty nawiązujące do bliskich uciech, a żarty stawały się frywolne i dwuznaczne. Ponoć, co odnotowały pamiętniki z epoki, były to trudne chwile dla skromnie wychowanych panien młodych, które – czerwieniąc się z zażenowania – szukały wzrokiem ratunku u dojrzałych niewiast, aż te dały znak, że trzeba dopić wina i zostawić świeżo poślubionych małżonków sam na sam.
Oficjalne wydanie internetowe „Magazynu Wesele”: * magazynwesele.pl*/Bogna Wernichowska