Powiększyła usta w domowych warunkach. Konsekwencje były dramatyczne
Lekarze medycyny estetycznej walczą o zaostrzenie ustawy określającej uprawnienia do wykonywania zabiegów medycznych. – Obecna ustawa potrzebuje doprecyzowania, bo kosmetyczki panoszące się ze swoimi pseudokursami stanowią prawdziwe zagrożenie - mówi dr medycyny estetycznej Robert Chmielewski z Prime Clinic. A najlepszym na to dowodem jest historia 20-letniej Kamili, którą opisujemy.
29.06.2018 | aktual.: 29.06.2018 13:47
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
- Moje usta wybuchły. Wyleciała z nich krew i ropa. Normalnie z mojej górnej wargi zrobił się flak – opowiada 20-letnia Kamila, która dwa lata temu powiększyła usta w domowych warunkach, skuszona niską ceną. Kamila żałuje tego do dziś.
Kamila pochodzi z małej miejscowości pod Poznaniem. Od kiedy skończyła osiemnaście lat, marzyła, żeby coś w sobie zmienić. Niespełna dwa lata temu, zdecydowała się na zabieg.
- Wszystkie moje koleżanki zaczęły powiększać usta. Spodobało mi się to, ale wiedziałam, że cena wynosi koło tysiąca. Nie miałam kasy… - wspomina. Zaprzyjaźniona kosmetyczka powiedziała jej o kobiecie, która wykonuje takie zabiegi za mniej niż połowę ceny. Kamila długo się nie wahała.
Zrobiła mi zastrzyk i natychmiast zdrętwiała mi twarz
- Byłam zdziwiona, kiedy zadzwoniłam do pani A., która zamiast zaprosić mnie do gabinetu, powiedziała, że przyjedzie do mnie do domu. Ale pomyślałam, że skoro jest z polecenia koleżanki, to na pewno nic mi nie grozi – mówi Kamila i zaczyna opisywać pierwszą wizytę pani A.
- Weszła do mojego mieszkania, kazała mi się położyć na łóżku. Wyciągnęła różne przyrządy medyczne i zaczęła je dezynfekować, ale bez rękawiczek. Otworzyła ampułkę ze znieczuleniem i strzykawkę. To było znieczulenie dentystyczne, co też mnie bardzo zdziwiło, bo wiedziałam, że koleżanki otrzymywały znieczulenia w kremie. Zrobiła mi zastrzyk i natychmiast zdrętwiała mi twarz. – opowiada Kamila. Pani A. nie miała ze sobą żadnych dokumentów, nie kazała pacjentce podpisywać zgody na zabieg, ani nie podała nazwy kwasu, którego użyła. Kamila powiększała tylko górną wargę i w tę wargę pani A. trzema wstrzyknięciami zaaplikowała Kamili jeden mililitr kwasu.
– Już na samym początku widziałam, że kwas mam wstrzyknięty nierówno, jedna strona była większa od drugiej, ale pani A. obiecała, że to się wyrówna. Przez pierwsze trzy dni nic się nie działo, ale potwornie bolała mnie cała twarz. Między piątym a siódmym dniem zaczęło potwornie puchnąć. Po tygodniu w tej opuchliźnie zaczęły formować się widoczne grudki.
Kamila zadzwoniła do pani A., a ona kazała jej masować grudki i uspokoiła, że wkrótce wszystko wróci do normy. Nie wróciło. Pani A. przyjechała do Kamili po dwóch tygodniach i wpuściła jej coś, co nazywała rozpuszczalnikiem do kwasu hialuronowego. Rozpuszczalnik miał „cofnąć” efekty zabiegu. Opuchlizna rzeczywiście zniknęła, a Pani. A. przyjechała do Kamili na kolejny zabieg.
- Nie wiem, czemu się na to zgodziłam. Byłam bezradna, bardzo chciałam mieć wymarzone, pełne usta. Pani A. odwiedziła mnie po raz drugi i zapewniała, że tym razem będę bardzo zadowolona.
Wszystko mi wisiało. Zakleiłam to plastrami
Pięć dni po zabiegu usta Kamili zaczęły potwornie puchnąć. Górna warga przypominała napompowany balon. Dziewczyna zrezygnowała z wychodzenia z domu.
- Pani A. przestała odbierać. W końcu udało mi się z nią skontaktować. Powtarzała, że wyjechała do Londynu, że nie prędko wróci do kraju i zarzekała się, że w życiu nic takiego nie przytrafiło się żadnej pacjentce. „Jestem w szoku!” powtarzała. Mówiłam jej, że idę do lekarza, a ona kazała mi czekać, prosiła, żebym nie szła, rozumiesz?
Kamila od znajomej lekarki załatwiła zwolnienie z pracy i antybiotyk przeciwzapalny. Oszukiwała rodzinę, że jest chora i prosiła, żeby jej nie odwiedzali, bo się zarażą. O tym, co się stało powiedziała tylko najbliższym przyjaciółkom.
- Po kilku dniach siedzenia w domu przyjaciółki przyszły mnie odwiedzić. Chciały mnie jakoś rozweselić i zaczęły przypominać różne śmieszne sytuacje ze szkoły. Usta potwornie mnie bolały, nawet jak mówiłam, ale w pewnym momencie coś mnie tak rozbawiła, że parsknęłam śmiechem. Wtedy moje usta wybuchły. Wyleciała z nich krew i ropa. Normalnie z mojej górnej wargi zrobił się flak Normalnie z mojej górnej wargi zrobił się flak. Wszystko mi wisiało. Zakleiłam to plastrami. Nie mogłam jeść, przez wiele dni piłam tylko jogurty przez słomkę. Ta znajoma lekarka kazała mi nosić opatrunki i nie wychodzić z domu, żeby nie narażać się na zakażenie. Kazała mi też zgłosić na policję panią A., ale ja nie miałam odwagi.
Kamila po raz pierwszy zdjęła plaster po dwóch tygodniach. Wyglądała jakby została mocno pobita, ale antybiotyki sprawiały, że rana powoli się goiła. Dziewczyna nie zawiadomiła policji o tym, co się stało. Napisała smsa do Pani A., że powinna ją pozwać. - Odpisała mi w taki szyderczy sposób, że mogę sobie próbować… czy coś takiego. Odpisałam jej, że powinna się leczyć. Najgorsze jest to, że ona gdzieś podobno teraz założyła swój salon i tam działa… nie chcę nic z tym robić, nie chcę do tego wracać. Co by się nie działo, nie zwróci mi to pieniędzy, które wydałam na leki, czasu, w którym chowałam się przed ludźmi i tego całego stresu.
Choć minęły niemal dwa lata, na ustach Kamili wciąż widać nierówność i bliznę. Dziewczyna niedawno powiększyła dolną wargę u profesjonalnego lekarza. Zabieg się udał, co oznacza, że poprzednie problemy nie były wywołane uczuleniem na hialuron. Aktualnie Kamila poszukuje lekarza, który podejmie się korekty górnej wargi.
*To jest plaga! *
Sytuację, która przydarzyła się Kamili opisuję dr medycyny estetycznej, Robertowi Chmielewskiemu z Prime Clinic.
- Każdy zabieg z przerywaniem ciągłości skóry trzeba wykonywać u osoby z wykształceniem medycznym, a nie u kosmetyczki czy kosmetologa. To nie chodzi o umiejętność posługiwania się strzykawką, bo robienia zastrzyków można nauczyć nawet małpę. Chodzi o przygotowanie do radzenia sobie z powikłaniami, bo wstrzyknięcie absolutnie każdej substancji pod skórę może wywołać negatywną reakcję organizmu, np. alergię czy zakażenie – mówi Chmielewski.
- Pani Kamila prawdopodobnie doznała zakażenia. Po pierwsze, pomieszczenie nie było przystosowane do zabiegów medycznych, po drugie, narzędzia były nieodpowiednio zdezynfekowane, po trzecie jej skóra mogła być źle odkażona, o ile w ogóle była – mówi doktor i zaznacza, że Panią A. należałoby zgłosić do prokuratury. – W tej chwili takie sytuacje zdarzają się nieustannie. To prawdziwa plaga! Osoby bez medycznego wykształcenia podejmują się poważnych zabiegów. Później do nas przychodzą poszkodowani pacjenci, którzy wstydzą się złożyć zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa na osobę, która zrobiła im krzywdę.
- Zanim zdecydujemy się na jakikolwiek zabieg związany z przerywaniem ciągłości skóry, trzeba zapytać, czy osoba, która go wykonuje ma medyczne wykształcenie. Sprawdzić tę osobę w internecie i na pewno nie chodzić do miejsc, które nie są profesjonalnymi gabinetami. Żaden sanepid nie pozwoliłby na to, by zabiegi były wykonywane u manicurzystki, fryzjerki, a już na pewno nie w domu. Choćby dlatego, że wstrzykiwanie czegokolwiek może wywołać wstrząs anafilaktyczny, więc zestaw przeciwwstrząsowy to obligatoryjna rzecz w każdym miejscu, w którym wykonywany jest zabieg! – mówi Chmielewski.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl