Pracuje na stacji paliw. "W święta sprzedaż alkoholu rośnie"
- W zeszłym roku spędzałam całą Wigilię w pracy. W tym roku dostanę "tylko" 12 godzin. Czasem czuję się, jakbym była bardziej częścią stacji niż mojej rodziny - mówi Agata, pracownica stacji paliw. O dyżurach w dni świąteczne mówi też Kamila. - Większość klientów przyjeżdża po wódkę.
18.12.2024 06:00
Święta Bożego Narodzenia to czas, który wielu chciałoby spędzić z rodziną - odpoczywając, świętując i obdarowując się prezentami. Dla niektórych osób, szczególnie tych pracujących w branży usługowej, jest to jednak moment związany najtrudniejszymi wyzwaniami w ciągu roku. Dobrze wiedzą o tym m.in. pracownicy stacji paliw.
- Niektóre sytuacje zmieniają perspektywę tego, czym jest prawdziwa świąteczna magia - mówi Agata Majchrowska.
"Jakby ktoś bawił się w zgadywankę"
Agata ma 27 lat. Od trzech lat pracuje na stacji benzynowej. Tegoroczne święta nie będą pierwszymi, które spędzi w pracy. Jak mówi, jej poprzedni świąteczny grafik wyglądał "jakby ktoś bawił się w zgadywankę". Musiała stawić się w pracy o godzinie 6. Zamiast spędzać czas w gronie rodziny, założyła strój pracowniczy i pełniła dyżur na stacji.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- To już tradycja, że w święta mam najgorsze zmiany - mówi Agata.
- W zeszłym roku spędzałam całą Wigilię w pracy. W tym roku dostanę "tylko" 12 godzin. Czasem czuję się, jakbym była bardziej częścią stacji niż mojej rodziny - dodaje.
Z jej doświadczenia wynika, że czas świąt na stacji benzynowej to prawdziwa ruletka. Każdy, kto chce zdążyć na wieczerzę wigilijną (a później na imprezę sylwestrową), przyjeżdża na stację nie tylko po paliwo. Klienci kupują prezenty, napoje, jedzenie i alkohol. Największym wyzwaniem jest jednak to, jak zmienia się zachowanie niektórych z nich. W świątecznym szale zakupowym ludzie stają się znacznie mniej cierpliwi, a ich oczekiwania rosną.
- Zachowują się tak, jakbym musiała podać im wszystko na tacy. A kiedy nie jestem w stanie spełnić jakiegoś życzenia, dostaję dość nieprzyjemne uwagi - ujawnia w rozmowie z Wirtualną Polską.
Jedno z jej najgorszych wspomnień z zeszłorocznych świąt dotyczy właśnie takiej sytuacji. Klient, który w środku dnia zjawił się na stacji po alkohol, był już lekko pijany. Kiedy Agata poprosiła go o dowód tożsamości, stracił nad sobą kontrolę.
- Facet był strasznie agresywny. Zaczął krzyczeć, że go oszukuję, że nie może uwierzyć, że w święta traktuję go jak przestępcę, bo chce kupić butelkę wódki. Nieważne, że nie wyglądał jak osoba, która może mieć 18 lat, po prostu nie chciał się z tym pogodzić. Było mi strasznie głupio, ale nie miałam wyboru - opowiada.
Takie incydenty, chociaż częste, są tylko jednym z elementów jej pracy w święta.
- W ciągu dnia stacja jest pełna samochodów, a klienci wykupują wszystko, co się da: przekąski, napoje energetyczne, gazowane oraz alkohol. Dużo alkoholu. Coraz więcej osób kupuje go jakby na zapas - podsumowuje.
"Zdarza się, że o 7 rano ktoś chce kupić litr wódki"
Kamila pracuje na stacji benzynowej już od siedmiu lat. Dobrze wie, jak to jest obsługiwać klientów w najbardziej wymagające dni w roku. Jest odpowiedzialna głównie za kontrolowanie sprzedaży alkoholu i - niestety - coraz częściej widzi, jak wiele osób go nadużywa.
- W święta sprzedaż alkoholu na stacjach rośnie. Większość klientów przyjeżdża po wódkę, piwo czy wino. I nie zawsze jest to zakup do kolacji z bliskimi - opowiada.
- Zdarza się, że o 7 rano ktoś chce kupić litr wódki. Oczywiście, staram się reagować i weryfikować dowody tożsamości, ale niektórzy potrafią być nieprzyjemni, mówiąc, że to ich życie, że mają prawo do picia, kiedy chcą. Często padają również hasła: "to tylko na prezent" lub "nie jestem pijany" - zdradza w rozmowie z Wirtualną Polską.
Dobrze pamięta jednego z klientów, który przyszedł na stację 24 grudnia przed południem. Już był pod wpływem alkoholu i próbował kupić kilka butelek wódki. Gdy Kamila poprosiła o dowód, mężczyzna odpowiedział, że nie ma go przy sobie, ale zapewniał, że "tak naprawdę to i tak wygląda na więcej niż 18 lat". W takim przypadku musiała odmówić sprzedaży. To z kolei wywołało złość klienta.
- Tego dnia byłam naprawdę wyczerpana. Zmiana była długa, nie miałam żadnej przerwy. Kiedy facet zaczął mnie wyzywać, nie wytrzymałam. Zaczęłam mu tłumaczyć, że w tym kraju są przepisy i muszę ich przestrzegać. Ale on nie chciał słuchać. Zaczął krzyczeć, że nienawidzę ludzi i psuję mu święta. Chciał nawet zadzwonić na policję, żeby mnie zgłosić. Na szczęście, sytuację udało się załagodzić, ale musiał mi pomóc w tym inny klient - wspomina Kamila.
Nie każdy klient jest taki sam
Mimo trudnych sytuacji, zarówno Agata, jak i Kamila starają się zachować pozytywne nastawienie w święta.
- Praca w takim czasie wymaga sporej cierpliwości. Oprócz klientów przychodzących z frustracjami, które przekształcają się czasem w złość czy agresję, na szczęście jest też wielu miłych i życzliwych. Składają życzenia, są wyrozumiali, starają się wesprzeć dobrym słowem. Oby w tym roku takich było więcej - ma nadzieję Kamila.
Agata do dziś wspomina sytuację sprzed dwóch lat, kiedy humor w jeden ze świątecznych dni poprawił jej starszy pan i jego niespodziewany gest.
- W pewnym momencie do kasy podszedł starszy pan, który na pierwszy rzut oka wyglądał na samotnego. Uśmiechnął się do mnie, gdy podawał jakiś napój i dużą paczkę cukierków. Po zapłaceniu otworzył ją i poprosił, żebym podała mu swoją dłoń. Kiedy to zrobiłam, położył mi na niej garść cukierków. Widząc moją zaskoczoną minę, powiedział: "to taki drobny prezent dla pani. Żeby nie było pani tu tak samej smutno" - opowiada.
Aleksandra Lewandowska, dziennikarka Wirtualnej Polski
Zapraszamy na grupę na Facebooku - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.