Polacy szturmują sklepy. "Prawdziwy armagedon"

Polacy szturmują sklepy. "Prawdziwy armagedon"

Jak wygląda praca w trakcie wyprzedaży?
Jak wygląda praca w trakcie wyprzedaży?
Źródło zdjęć: © Getty Images | GABBY JONES
08.07.2023 06:00, aktualizacja: 08.07.2023 08:57

Praca w trakcie wyprzedaży jest dla sprzedawców prawdziwą udręką. Podstawowe zasady kultury idą wtedy w zapomnienie, o czym opowiedziały nam dwie bohaterki, byłe pracownice popularnych sieciówek.

Letnie wyprzedaże trwają w najlepsze. To najlepszy czas, by zapolować na odzieżowe perełki i zaoszczędzić sporo pieniędzy. Jest jednak pewna grupa, która chce, by przeceny jak najszybciej się skończyły. Mowa oczywiście o sprzedawcach, niejednokrotnie pracujących wtedy od świtu do zmroku w – delikatnie rzecz ujmując – trudnych warunkach i nieprzyjemnej atmosferze. Z czym muszą się mierzyć? Z klientami, którzy widząc hasło "wyprzedaż", zupełnie tracą głowę.

Podniesione głosy i słowne przepychanki, czyli wyprzedażowa codzienność

– W swojej krótkiej karierze w handlu miałam okazję przeżyć osiem wielkich wyprzedaży oraz kilkanaście mid-season sale. To, co wtedy dzieje się w sklepach, to dla sprzedawców prawdziwy armagedon. Rzeczy pozrzucane z wieszaków, masa ubrań zostawianych w przymierzalniach czy długie kolejki do kas są normą. Zdarzają się również awantury przy kasie, gdy okazuje się, że jakaś rzecz nie była przeceniona, a przez przypadek znalazła się w dziale wyprzedaży – pewnie błędnie odłożona przez jakiegoś klienta – opowiada Agnieszka, która ma za sobą cztery lata w dwóch sieciówkach odzieżowych.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Podobnymi doświadczeniami podzieliła się Marta Kieliszek. Przez trzy lata pracowała jako sprzedawczyni w popularnym sklepie z bielizną. – Denerwujące było pytanie o cenę, chociaż jest ona na metce bądź podany jest procent obniżki. Hitem były osoby, które pytały, ile muszą zapłacić, skoro przecena wynosi 50 proc. Problem stanowiło również czytanie ze zrozumieniem lub w ogóle doczytywanie szczegółów. W przypadku promocji łączonej ludzie często nie sprawdzali, jakie produkty ona obejmuje lub jaka jest minimalna kwota. A potem przy kasie mieli pretensje.

Wspomniała również o kłótniach dotyczących zwrotów po terminie, które zdarzały się znacznie częściej właśnie w okresie wyprzedaży. Dlaczego? Ludzie wyjeżdżali na urlopy, a po powrocie orientowali się, że jednak chcieli coś zwrócić do sklepu. Choć czas minął, oni nie chcieli dać za wygraną. Najgorszy typ klienta? Jest jeszcze ten, który sądzi, że godziny pracy sklepu go nie obowiązują.

Nieproszeni, a raczej niewypraszalni goście, to ci buszujący po godzinach

– Niektórzy wchodzili do sklepu chwilę przed zamknięciem. Delikatne sugestie, że przykładowo za 20 minut zamykamy, a przymierzenie 15 rzeczy może potrwać dłużej, niestety nie docierały. Uprzejme proszenie o podejście do kasy, bo zostało pięć minut do zamknięcia też w wielu przypadkach nie działa. Zero zrozumienia, że pracownik po zamknięciu jeszcze sprząta i rozlicza kasę – mówi mieszkająca w Krakowie Marta Kieliszek.

– Najgorszy przypadek to siedzenie po zamknięciu. Raz zdarzyło się, że klientka wyszła o 22:30 albo i chwilę później. Moja koleżanka z pracy wręcz płakała i błagała tę kobietę, żeby wyszła, bo ona chce iść do domu. Ale klientka była niewzruszona. Pracownica chciała nawet wezwać ochronę, ale ta po zamknięciu galerii chowa się i kontakt telefoniczny jest utrudniony – relacjonuje była sprzedawczyni.

Jakby po sklepie przeszedł huragan

Marta Kieliszek wskazała na jeszcze inny problem, czyli wszechobecny bałagan, który jej zdaniem jest klasykiem wyprzedaży. – Ludzie zupełnie nie przejmują się tym, że zrzucają rzeczy na ziemię przy przeglądaniu. Spadło, to leży. Zdarzyło się, że ktoś kopnął stanik, by nie leżał na środku. Jeżeli koszulki na cienkich ramiączkach zostały przez kogoś splątane, to klienci woleli szarpać, ciągnąć, niż użyć dwóch rąk albo poprosić o pomoc sprzedawcę. A w przymierzalniach zostawiali swoje śmieci, np. chusteczki, papierki czy butelki po napojach – przypomina sobie. Jednak okazuje się, że chusteczka to jeszcze nic.

– Jednym z moich najgorszych doświadczeń było znalezienie w przymierzalni pod stołkiem zużytej podpaski. To pokazuje, że klienci często po prostu nie szanują sprzedawców. Wątpię, żeby robili taki bałagan u siebie w domu. Zazwyczaj w okresie wyprzedaży na zmianach jest większa ekipa, ale pracy jest wówczas tak dużo, że mimo wszystko często trzeba zostawać dłużej, aby doprowadzić sklep do porządku – zaznacza Agnieszka, która pracowała we Wrocławiu jako sprzedawca/doradca klienta, a potem jeszcze na wyższych stanowiskach. – Kiedyś lubiłam pracować w galerii, ale po poznaniu pracy w biurze w systemie 8-16, stwierdzam: nigdy więcej! 

Na wyprzedażach kupujemy więcej?

Często na wyprzedażach kusimy się na daną rzecz tylko dlatego, że jest w atrakcyjnej cenie. To niestety nie prowadzi do niczego dobrego.

– Wpadamy w taką manię kupowania rzeczy tylko dlatego, że są tanie. Nie myślimy w ogóle o ekologii i o wpływie na planetę. Przyświeca nam powiedzenie: od przybytku głowa nie boli – komentuje w rozmowie z portalem money.pl psycholog biznesu Iwona Golonko.

Podczas zakupów warto zdać sobie sprawę z wpływu, jaki produkcja ubrań ma na planetę oraz w jakich warunkach konkretne produkty są szyte.

– Większość odzieży produkowana jest przez osoby, których zbyt często nie chronią żadne przepisy prawa pracy, nierzadko są to osoby nieletnie, a nawet dzieci – podsumowuje ekspertka. To powinno dać nam do myślenia, czy na pewno potrzebujemy kolejnej rzeczy z sieciówki.

Oliwia Rybiałek, dziennikarka Wirtualnej Polski

Zapraszamy na grupę na Facebooku - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.p