Prawie wszystkie miejsca już zajęte. Dwa razy zastanów się, zanim pójdziesz z nim znowu na "Greya..." w Walentynki
05.02.2018 20:17, aktual.: 05.02.2018 20:42
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Sprawdziłyśmy dostępność biletów na ostatnią część sagi o Christianie Greyu w warszawskich kinach. Wygląda na to, że stara miłość nie rdzewieje i Polki znów spędzą Święto Zakochanych w wypełnionych po brzegi salach kinowych. Zastanawiamy się, czy to fair ciągnąć własnego faceta na seans soft porno.
14 lutego kobiety pragną spędzić z kimś, kogo widok sprawia, że przechodzą je ciarki i mimowolnie zagryzają wargi. Z facetem, przy którym ze zwykłych dziewczyn przeistaczają się w lubieżne boginie seksu. Tym kimś jest Christian Grey. A ich Miś niech sobie posiedzi obok. W końcu są Walentynki.
Pierwszą część "50 twarzy…" widziałam ze znajomymi u siebie na kanapie jakiś czas po premierze. W pełnym rynsztunku romantycznym, bo z winem, zdaje się, że białym. Wieczór był wesoły. Na akcję zwracaliśmy uwagę co jakiś czas, kiedy ktoś mówił "o patrzcie, patrzcie". Pamiętam kuriozalną grę przeciągłych spojrzeń oraz fakt, że na ekranie pojawił się owłosiony (sic!) wzgórek łonowy. Widok w produkcjach tego kalibru nieczęsty.
Z tego, że film jest gniotem na rzadko spotykanym poziomie, większość odbiorców i odbiorczyń zdaje sobie sprawę. Nie bez przyczyny na portalu Filmweb średnia z ponad 160 tys. oddanych przez użytkowników głosów to 4,5 w skali 10-gwiazdkowej.
Nie zniechęca to jednak tysięcy (setek tysięcy?) kobiet do kolejnych seansów. I może nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że projekcja filmu o umięśnionym dyrektorze dyrektorów ze skłonnościami BDSM stała się elementem walentynkowej check-listy statystycznej Polki. Na seanse w warszawskich multipleksach najlepszych miejsc dawno już nie ma (na pierwszy rząd się jeszcze załapiecie).
Tegoroczne Walentynki z Christianem Greyem nie zapowiadają się najlepiej, ale przecież liczy się nie to gdzie, ale z kim jesteśmy. Najpierw gra wstępna - walka o miejsce parkingowe, następnie potyczka z innymi romantycznymi parkami o to, kto ma miejsce 14H, a kto 15H, i co to właściwie znaczy, i gdzie to właściwie jest.
Potem 20 minut reklam. Dramat wojenny, nowe parówki, bueno czwartki. No i wreszcie pojawia się gwiazda wieczoru, bóstwo o pięćdziesięciu ocienionych obliczach. W tle chichoczą nastolatki, które na seans przyszły z koleżankami z klasy. Do tego unoszący się w powietrzu zapach popcornu. Prawie jak w cyrku.
Odłóżmy na bok rozważania, czy wygląda to na preludium przyjemnie spędzonego wieczoru na rzecz zbliżenia na zaciągniętego na seans Misia. Pobieżne porównanie Miś – Christian Grey wypada, nie owijajmy w bawełnę, druzgocząco. Na korzyść tego drugiego. Przepraszam, 50 punktów pocieszenia dla Misia, za to, że jest prawdziwy i nawet tu z nami przyszedł. Nadal odrobinę za mało, żeby zaklasyfikował się do tego trójkąta.
Czym innym byłaby sytuacja, w której para zdecydowałaby się na seans filmu soft porno, żeby podkręcić atmosferę w sypialni. W przypadku filmów z Jamiem Dornanem i Dakotą Johnson na ekranie oglądamy realizację nie tylko pragnień seksualnych, ale i marzenia. To kolejny odcinek nastoletniej fantazji, w której zakochuje się w nas najpopularniejszy chłopak w szkole, który dostrzega w nas "coś niezwykłego". Bajka o Kopciuszku i Księciu z dostosowanymi do wieku "momentami".
Saga o erotycznych przygodach Christiana i Anastasii to erotyka powszechnie dostępna i skrojona na kobiece nerwy. Oczywiście, można spędzić dwa dni grzebiąc w kategorii "Woman Friendly" na PornHubie, ale to opcja obfitująca w wiele zawodów i tyleż chwil obrzydzenia. Psychologia następująco wyjaśnia mechanizm w którym oglądamy wciąż te same filmy - to nic innego, jak szukanie emocji, które już znamy i których potrzebujemy. W tym świetle nie ma większego znaczenie czy oglądamy "Greya…" część pierwszą, trzecią czy dwudziestą pierwszą. Szukamy erotycznego dreszczyku i go znajdujemy.
Jak dalej rozwinie się wieczór z Misiem? Czy to o nim myśli fanka Greya, kiedy wracają do domu i wchodzą do sypialni? Fantazje fantazjami, każdy jakieś ma. Tylko jakoś nie wyobrażam sobie sytuacji odwrotnej.
Że oto dziewczyna Misia idzie z nim do kina na seans filmu, którego bohaterka jest ucieleśnieniem jego marzeń. Romantycznych i erotycznych, bo zakładam, że taką właśnie rolę pełni w głowach kobiet Christian Grey.
Oczywiście, jesteśmy dorośli, wiemy, że to nie tak, że co na ekranie, to w sercu. Tyle że są Walentynki, święto zakochanych, a nie święto "Hej, poznaj moje fantazje erotyczne, w których nie bardzo jest dla ciebie miejsce".
Siedzenie dwie godziny obok partnera, za przeproszeniem, śliniącego się, do postaci z ekranu wydaje mi się dość wysublimowanym rodzajem tortur. Być może dla kobiet rezerwujących z wyprzedzeniem miejsca w czerwonej sali kinowej, ich Misie szykują już jakąś romantyczną niespodziankę? Na przykład uczczenie 3. rocznicy piwem z kumplami, a potem domowy seans ulubionego pornosa w technice Dolby Sorround.