Prowadzi warsztaty "Po stronie macoch". Maria Sitarska sama ma 10‑letnie doświadczenie w tej roli
Niedoceniane, niezauważane, odsuwane na boczny tor. Zdarza się, że w Dniu Matki pomagają przygotować laurkę dla innej kobiety. Nagle stają się częścią jakiejś rodziny, a gdy odchodzą, zostają z niczym, bo do wychowywanego dziecka, nie mają żadnych praw. Często obwiniane za rozpad związków, nie mają łatwego startu. Dlatego potrzebują wsparcia i życzliwości od innych kobiet.
27.05.2020 | aktual.: 28.05.2020 18:22
Klaudia Stabach, WP Kobieta: Czy macochy obchodzą Dzień Matki?
Maria Sitarska, psycholożka i psychoterapeutka: Pewnie niektóre obchodzą, ale z tego, co słyszę od kobiet, to dla wielu z nich jest to wyjątkowo trudny dzień. Rodziny raczej nie uwzględniają ich w świętowaniu. Pamiętam historię jednej z macoch, której pasierb pokazał laurkę, którą zrobił dla swojej mamy, a dla niej nie przygotował nic. Oczywiście, nie musiał. W takich momentach robi się zwyczajnie przykro, bo wiemy, że nie możemy wymagać, aby dziecko postawiło matkę i macochę na jednej szali.
To może w kalendarzu powinien pojawić się Dzień Macochy?
Potrzebne jest jakiekolwiek zwrócenie uwagi na kobiety, które pełnią tę funkcję. Nie poddajemy społecznej refleksji tego, kim właściwie jest macocha i jaką rolę odgrywa w społeczeństwie czy w rodzinie, nie zaliczają się do grona mam, które są widoczne w reklamach. Są nieobecne. Nie zastanawiamy się nad tym, jak te kobiety sobie radzą, jak odnajdują się w roli opiekunek nie swoich dzieci.
A może nie chcemy? Już samo słowo "macocha" ma negatywny wydźwięk.
Źródeł niechęci jest bardzo dużo. Po pierwsze w naszej kulturze jest mocno zakorzeniony obraz macochy jako złej kobiety, która krzywdzi rodzinę i dzieci, a ludzie często kierują się stereotypami i uprzedzeniami zamiast realną oceną sytuacji. Na niekorzyść działa nawet kwestia językowa. Słowa kończące się na "ocha" mają twarde brzmienie i nie zawierają w sobie zbyt wiele czułości.
To może warto byłoby zmienić nazewnictwo?
Kiedyś próbowałam mówić "macoszki", żeby dodać chociaż odrobinę ciepła w brzmieniu (śmiech).
Mam wrażenie, że macochy zawsze są o coś obwiniane, nie startują z czystą kartką.
To prawda. Z reguły to im przypisuje się winę za rozpad małżeństwa czy związku. Gdy ktoś słyszy, że w danej rodzinie pojawiła się nowa kobieta, to zakłada, że pewnie odbiła męża czy partnera, lub że związała się z mężczyzną dla jakichś swoich własnych korzyści. Dzieci również często obarczają winą nową kobietę ojca. Łatwiej jest im skierować na nią swoje negatywne emocje i żal po rozstaniu rodziców.
Jak kobiety odnajdują się w roli przyszywanej matki? Czy jest coś wspólnego, co je łączy?
Z moich obserwacji wynika, że kobietom będącym w tej roli szczególnie doskwiera samotność oraz to, że czują się niezauważane i niedoceniane. Inne osoby w rodzinie nie biorą pod uwagę tego, że macocha nie jest osobnym elementem w systemie, a ważną częścią rodzinnych relacji. To nie jest tylko partnerka ojca dziecka. Lub mamy, jeśli mowa o związkach jednopłciowych.
Pewnie niektórym osobom wydaje się, że bycie macochą nie wymaga zbyt wiele umiejętności czy zaangażowania.
Tymczasem często jest zupełnie na odwrót i, jak obserwuję, kobiety nie są przygotowywane do takiej roli. Matki nie uczą ich przecież w młodości, jak być dobrą macochą. Wiedza o tym, jak być rodzicem w rodzinie tradycyjnej, jest o wiele łatwiejsza do zdobycia, a sama rola od zawsze wpisana w kulturowy scenariusz. Bycie macochą czy ojczymem jest dość unikatowym doświadczeniem.
To dlatego zdecydowała się pani prowadzić warsztaty "Po stronie macoch"?
Zauważyłam, że brakuje przestrzeni, gdzie macochy mogłyby się spotkać, podzielić doświadczeniem, wzmocnić nawzajem. Na początku były to pięciogodzinne warsztaty z elementami zgłębiania wiedzy psychologicznej, jednak z czasem przekształciły się po prostu w spotkania, kobiece kręgi, gdzie najważniejsza jest możliwość porozmawiania, przejrzenia się w osobach podobnych do nas. Widujemy się raz na dwa miesiące w Poznaniu, ale teraz z racji pandemii spotkania zostały zawieszone, bo jednak w naszym przypadku możliwość bezpośredniego, żywego kontaktu ma duże znaczenie.
Wiem, że ma pani 10-letnie doświadczenie w roli macochy. Czy jest jakaś rada, którą zawsze słyszą kobiety na warsztatach?
Dużo mówię o zrezygnowaniu z pośpiechu i o rozwadze. W moim przypadku pomogło to, że daliśmy sobie wszyscy czas i dzięki temu mogliśmy poznać się w różnych pozadomowych sytuacjach, poobserwować. Dopiero potem zdecydowałam się powiedzieć: "Ok, ten mężczyzna i ta dziewczynka są dla mnie ważni, chcę ich kochać".
Jakie nastawienie na początku miała pasierbica?
Zbudowałyśmy piękną i ciepłą relację z córką mojego męża i jego byłej partnerki. Nie było to trudne, bo to ona trochę zaprosiła mnie do rodziny, szykując nam ślub z papierowych pacynek, zanim jeszcze w pełni zorientowaliśmy się z jej tatą, co się z nami dzieje. Pokazała, że mnie przyjmuje.
Czyli sama wyciągnęła rękę?
Tak, i to wydaje mi się ważne. W rodzinie powinno być pozwolenie na to, aby dzieci mogły kochać tych, których chcą. I w swoim tempie. Trzeba dać im na to zgodę. Bardzo dużo zależy również od dojrzałości rodziców biologicznych. Jeśli są obecni w życiu dziecka, to byłoby świetnie, gdyby usiedli w trójkę z macochą i porozmawiali o tym, co jest dla nich w rodzinie ważne. Dla macochy wejście do ich świata można porównać do czytania książki od czwartego rozdziału. Taka otwartość obojga rodziców niestety nie zdarza się zbyt często. Do tego potrzeba zagojonych ran związanych z rozstaniem.
A z jakim nastawieniem powinna wchodzić macocha?
Przede wszystkim warto, żeby wchodziła w relację możliwie świadomie. Na początku mogłaby zadać sobie kilka pytań, aby przekonać się, czy jest gotowa pełnić tę rolę. Lub może: czy jest gotowa zaryzykować. I czy lubi przygody (śmiech). Może też przyjrzeć się sobie i sprawdzić, czy ma w sobie umiejętność radzenia sobie z frustracją i rozczarowaniem, które są nieuniknione w rodzinie patchworkowej – choć przecież nie tylko w niej.
Dobrze byłoby mieć świadomość, że przywiązywanie się do planów nie jest najlepszą strategią na życie w patchworku. Co nie znaczy, że nie warto planować. Należy pogodzić się z tym, że trzeba iść na kompromisy, odpuszczać w wielu kwestiach. I polubić rodzinne eksperymenty, i bardzo żywe i dynamicznie zmieniające się relacje, a nawet żywą i zmieniającą się strukturę rodziny.
W jaki sposób budować i pielęgnować relację z partnerem? Przecież już sam fakt, że ma on dziecko, jest znaczący.
Warto sobie uświadomić, że to nigdy nie będzie relacja, w której zakochani mają się tylko dla siebie. Od początku musimy nauczyć się pewnej tęsknoty za partnerem i pogodzić z faktem, że część jego serca zawsze będzie należeć do jego dziecka i ono zawsze będzie częścią jego życia.
W przeciwieństwie do macochy, która po rozpadzie związku nie ma żadnych praw do pasierba czy pasierbicy.
Dokładnie. Nie ma uregulowań prawnych, które pozwoliłyby macochom zadbać o możliwość kontaktów z dzieckiem byłego partnera. Dlatego tak wiele zależy od dojrzałości emocjonalnej rodziców. Jeśli oni widzą, że dla ich dziecka relacja z byłą już macochą jest ważna, to dobrze byłoby, gdyby umożliwili podtrzymywanie jej.
Czasem macochy stają się dla dzieci, małych i większych, przyjaciółkami, albo po prostu ważnymi osobami. Spoglądają one na problemy i potrzeby młodego człowieka z trochę innej niż rodzice perspektywy. To sprawia, że wytwarza się między nimi niekiedy pewien rodzaj naturalnej przestrzeni emocjonalnej, zaciekawionego dystansu, które smakują trochę inaczej niż znane dzieciom więzi biologiczne. A czasami dzieje się i tak, że pojawia się w tych relacjach najzwyklejsza w świecie miłość. A kiedy decydujemy się kochać, w pakiecie bierzemy i możliwe cierpienie. Tak to już czasami bywa z miłością.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl