Blisko ludziPrzesądy i zwyczaje teatralne

Przesądy i zwyczaje teatralne

27 marca przypada święto ludzi sceny - Międzynarodowy Dzień Teatru. Teatr rządzi się swoimi prawami, a aktorzy to ludzie, którzy wierzą w przesądy i w szczególny sposób pielęgnują teatralne zwyczaje.

Przesądy i zwyczaje teatralne

27.03.2007 | aktual.: 29.06.2010 01:47

27 marca przypada święto ludzi sceny - Międzynarodowy Dzień Teatru. Nie da się ukryć, że teatr to dziwna instytucja. Rządzi się swoimi prawami, a aktorzy to ludzie, którzy wierzą w przesądy i w szczególny sposób pielęgnują teatralne zwyczaje. Na wróżebne znaki podatni są zwłaszcza aktorzy starszego pokolenia.

Oszukać "złe moce"

- Wychodząc z domu do teatru - mówi Ryszard Zarewicz, znany lubelski artysta, autor wielu książek o teatrze - aktor powinien unikać spotkania ze starymi kobietami, bo to przyniesie mu pecha. Gdyby zapomniał egzemplarza sztuki, lepiej niech się nie wraca, a jeśli tekst upuści na podłogę, koniecznie musi go przydeptać. Nie wolno kłaść egzemplarza sztuki na łóżku, kanapie czy krześle, gdyż wtedy jest pewne, że aktor "położy" rolę. Natomiast gdy w garderobie rozsypie się puder, niebawem zmieni teatr.

Zielony afisz znamionuje, że sztuka będzie miała powodzenie. Gdy zespół bawi się na próbach, publiczność przyjmie przedstawienie w grobowym milczeniu. Jeżeli próba generalna jest udana, na premierze będzie odwrotnie. Pawie pióra na scenie przyniosą kłopoty i nieszczęście. Trumna w spektaklu to śmierć kolegi, więc pewnie dlatego tak rzadko grywa się w teatrach "Mazepę".

Siostra zakonna na widowni to znak, że aktorzy zapomną tekstu. Remont teatru - zmiana dyrektora. Włączenie do spektaklu piosenki "Lecą świetliki" z opery "Lysistrata" - w teatrze na pewno wybuchnie pożar...

Czy owe przesądy faktycznie się sprawdzają? "I tak, i nie" - odpowiada Ryszard Zarewicz. Np. w teatrze Zelwerowicza wielokrotnie się paliło, ale ów artysta szalenie lubił arię o świetlikach. W przygotowanej przeze mnie bajce "Leśny śpiewak" też była wykonywana aria z "Lysistraty", ale jakoś do pożaru nie doszło.
Można by zapytać: dlaczego w teatrze jest tyle przesądów? - Po prostu na sukces zespołu składa się tyle irracjonalnych elementów, że tylko wiara w cuda może utrzymać aktorów w dobrej kondycji i w przekonaniu, że praca przyniesie efekty.

Nie gwiżdż w teatrze

W teatrach obowiązują także swoiste zwyczaje. Służą one ponoć ... utrzymaniu dobrej atmosfery w zespole.
Aktorowi nie wolno bez wezwania odwiedzić dyrektora w gabinecie - wyjawia Ryszard Zarewicz. - Powód prosty - żeby nie posądzono go o to, że ... wyprosił sobie rolę lub złożył donosy na kolegów.

O swoim teatrze mówi się tylko dobrze, nawet jeśli rychło zamierza się zmienić teatr. Powstało zresztą powiedzenie, że dobry artysta zmienia teatr, natomiast zły - dyrektora. Aktorzy nie powinni wtrącać się ani krytykować koncepcji reżysera. Jeśli aktor zgodzi się zagrać w sztuce, powinien reżyserowi zaufać i przyznawać zawsze rację.

W teatrach, zwłaszcza przed wojną, panował zwyczaj usadawiania w garderobie aktorów według rocznika. Stąd żaden młokos nie dzielił nigdy miejsca z zasłużonym artystą. Nadal żywotny jest zwyczaj, że nie gwiżdże się w teatrze, bo można sztukę wygwizdać. A już nie daj Bóg, żeby ktoś wszedł na scenę w nakryciu głowy i w kaloszach. Nie należy jeść przed spektaklem cebuli ani czosnku. Kiedyś aktor miał prawo odmówić grania z partnerem, który spożył owe "pachnące" rośliny.

Wszelkie animozje zostawia się w domu. Nie komentuje się roli i sztuki będącej w toku prób. Do dzisiaj wielu aktorów udaje, że nie czyta recenzji. Powiadają wręcz: - Ja tego Płomyczka nie czytuję... Skądinąd wiadomo, iż z pobliskich kiosków, gdzie mieszkają aktorzy, na ogół znikają gazety, w których została zamieszczona recenzja z ostatniego przedstawienia.

Nazwisko na afisz

- Kiedyś na afiszu widniały nazwiska tylko aktorów zawodowych, a role grane przez adeptów zaznaczano trzema gwiazdkami. Inna sprawa, to samo nazwisko artysty. Aktorzy noszący zbyt pospolite nazwiska, musieli je zastąpić pseudonimem. Bo i jakże to, jeśli ktoś nazywał się Słaby, czy mógł zagrać np. Hamleta? Albo nazwisko Biedny... W zestawieniu z kreowaną postacią też dawało niedobre skojarzenia.

- Zmieniano nazwisko, gdy w teatrze zatrudniono aktorów nazywających się tak samo. Takie przypadki rzeczywiście miały miejsce. Np. Solski nazywał się właściwie Sosnowski, lecz w teatrze, do którego się zaangażował, był już aktor o takim nazwisku. I dlatego popularny później aktor przyjął pseudonim. Podobnie Kazimierz Junosza-Stępowski przyjął nazwisko dwuczłonowe, żeby nie mylono go z zaangażowanym do tego samego teatru Leszkiem Stępowskim.

Leon Schiller wymyślił swojemu koledze Juliuszowi Maluszkowi nazwisko Osterwa. Dymsza nazywał się Bagiński, a Zbyszko Sawan - Nowicki. Aktorki zazwyczaj występowały pod panieńskim nazwiskiem. Zaczynały i kończyły karierę zawsze pod tym samym, mimo iż prywatnie przybierały kilka nazwisk, wychodząc po wielokroć za mąż.

Brylanty w bukietach

Każdy aktor miał swoją publiczność. Uwidaczniało się to szczególnie podczas licznych tournée teatrów po kraju. To było widać, gdy w danej miejscowości widzowie adorowali jakiegoś aktora.
- Byłem świadkiem - wspomina Ryszard Zarewicz - gdy przyjechaliśmy w 1938 roku do jednego z miast na Śląsku z "Księżniczką czardasza" i jedna z naszych koleżanek znalazła w bukiecie pierścionek. Miała w tym miasteczku adoratora, pewnego zamożnego handlowca. Trafiały się ponoć w bukietach brylanty. Zdarzało się, że ulubienica publiczności dostawała olbrzymie naręcza kwiatów. Zazdrosne koleżanki cedziły do niej przez zęby: "Pani to chyba ma ogrodnika w rodzinie"...

Artyści zapraszali na przedstawienia swoich znajomych, przyjaciół. Oni, jakże często "podbijali bębenek". Bili brawo tak, że słabsza niekiedy rola wydawała się sukcesem. Maria Malicka kupowała przeważnie bombonierki i wręczała przed spektaklem bileterkom. Już one wiedziały, co mają robić na widowni. Zawsze zgotowały artystce taką owację, że inne pozostawały w jej cieniu.

Komentarze (0)