Psuli związki swoich rodziców. "Spakował walizki i powiedział, że dłużej tego psychicznie nie wytrzyma"
Mikołaj zakładał się z bratem o to, kto pierwszy wyprowadzi z równowagi nową partnerkę ojca. Marta mieszała szczoteczką partnera matki w proszku do prania. Oboje nie potrafili zaakceptować wyborów swoich rodziców.
24.02.2020 | aktual.: 24.02.2020 18:09
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Marta nie wiedziała, że między jej rodzicami się nie układa. Przez pół roku po rozstaniu mieszkali jeszcze razem. Teraz wspomina, że prawdopodobnie uznali, że jest jeszcze dzieckiem i "i tak nie zrozumie". Dzień przed wyjazdem na kolonie mama usiadła obok niej na kanapie i spokojnym głosem powiedziała, że kiedy wróci, taty już nie będzie.
– Historia była taka, że moja mama zdradziła ojca i przyznała się do tego. Dali sobie czas, żeby wszystko przemyśleć i spróbować jeszcze raz, ale nie wyszło. Oczywiście nie dowiedziałam się o tym od nich, a z rodzinnych plotek – wyjaśnia Marta. Jeszcze w trakcie kolonii ojciec odwiedził ją już z nową partnerką, Jolą. Nie wiedziała, że rodzice zdążyli już ułożyć sobie życie na nowo.
Mama Mikołaja pochodzi z Serbii, ojciec jest Polakiem. Jeszcze zanim się urodził, jego mama wróciła do ojczyzny. Po porodzie nie potrafiła poradzić sobie z depresją poporodową. Wpadła w alkoholizm. Mikołaj i jego brat zostali pod opieką dziadków.
Dziadkowie jednak uznali, że lepiej będzie, żeby bracia wrócili do ojca, do Polski. Dodatkowym czynnikiem mającym wpływ na ich decyzję była panująca wówczas wojna na Bałkanach. – Polska dawała i w sumie nadal daje większe możliwości – mówi 27-letni obecnie Mikołaj. Rok po tym, jak zamieszkali w Warszawie, ich tata, Adrian, zaczął chodzić na randki.
Rywalizacja o względy ojca
Marta znała Jolę doskonale. Regularnie wpadała z mężem na "niedzielne herbatki", kiedy w małżeństwie jej rodziców jeszcze wszystko się układało. Była przyjaciółką ojca, razem pracowali. Gdy tego pamiętnego dnia na koloniach pojawiła się u jego boku, 6-letnia wtedy Marta uznała, że nie ma w tym niczego złego, w końcu to jej "ciocia".
– Spędzaliśmy ten dzień bardzo miło i nie było jeszcze żadnych problemów pomiędzy mną a nią, chociaż nie rozumiałam zupełnie tej sytuacji. Nie rozumiałam, dlaczego oni są razem. Dlaczego tata nie jest z mamą. Czułam się bardzo zagubiona – tłumaczy.
Sławek robił wszystko, żeby córka nie odczuła braku ojca. Często zabierał ją do domu, w którym mieszkał z Jolą. Początkowo zachowanie jego partnerki było wzorowe. Przytulała Martę, bawiła się z nią i nawet gdy jej ojciec nie miał na to czasu, woziła ją do szkoły. Jednak, kiedy okazało się, że to nie jest kilkugodzinny film, a tak będzie wyglądało ich całe życie, Jola zaczęła być zazdrosna.
– Sytuacja się zmieniła w momencie, gdy to trwało za długo. Jej zdaniem tata spędzał ze mną za dużo czasu. Zabierał mnie na kolacje z różnych okazji i dla mnie to było ogromne wyróżnienie, a dla niej stało się problemem. Zaczęłyśmy walczyć o jego uwagę i właściwie ta walka toczy się do dziś – opowiada 25-latka.
Szczególnie dramatyczny był dla niej dzień ślubu. Już wcześniej robiła wszystko, żeby do niego nie doszło. Jola zostawiła na półce w łazience pierścionek zaręczynowy. Marta, kiedy myła zęby, postanowiła schować go pod pudełko ze szczoteczkami. Rozpętała się afera. Jola krzyczała i mówiła, że ma natychmiast jej powiedzieć, co z nim zrobiła. Marta udawała, że nic nie wie.
Rozmawiała też z ojcem, tłumacząc mu, że Jola nie jest partnerką dla niego, że nie powinna z nią rywalizować. On mówił tylko, że porozmawiają, jak będzie dorosła. Sławek i Jola pobrali się, gdy Marta miała 12 lat. W Urzędzie Stanu Cywilnego wszystkie ławki były zajęte. – Kiedy ojciec mówił Joli, że chce, aby została jego żoną, jako jedyna siedziałam, zamiast stać, i płakałam najgłośniej, jak tylko potrafiłam. Do tej pory nie zaakceptowałam jego wyboru. Podejrzewam, że to również zasługa mamy, która zawsze emanowała niechęcią do partnerki taty – mówi.
Psycholog Justyna Kaczmarczyk podkreśla, że niezwykle ważne jest to, jak rodzic odnosi się do nowego partnera lub partnerki osoby, z którą był w związku. Jeśli tłumaczy dziecku: "Zobacz, tatuś nas zostawił dla tej pani, już cię nie kocha" lub inaczej zaznacza, że dziecko zostało odrzucone, to naturalnym mechanizmem obronnym jest niechęć do osoby, która zaburzyła dotychczasowy stan.
Marta pałała niechęcią nie tylko do nowej partnerki taty. Partnera matki również przez długi czas nie potrafiła zaakceptować. – Któregoś dnia wróciłam ze szkoły i on siedział w kuchni. Mama przedstawiła mi go jako swojego nowego kolegę. Szczerze mówiąc, niezbyt się tym przejęłam i poszłam odrabiać lekcje. Ale z czasem było go coraz więcej. Pojawiały się jego rzeczy. Pewnego dnia, gdy wychodziłam do szkoły, zobaczyłam, że śpi w salonie. I wtedy zrozumiałam – wspomina Marta.
Wtedy zaczęła manifestować swoje niezadowolenie. Najpierw wzięła szczoteczkę do zębów nowego partnera mamy i wymieszała nią proszek do prania, żeby rano poczuł jego smak podczas porannej toalety. Później oblała płynem do mycia naczyń rybę, którą rozmrażał sobie na obiad. Pomysłów miała wiele, o wielu już zapomniała. Pamięta jednak dzień, kiedy spakował walizki i powiedział, że dłużej tego psychicznie nie wytrzyma. Jej mama zalała się łzami.
– Czułam się współwinna i zrozumiałam, że on robił wszystko, żebyśmy stworzyli rodzinę. Nastąpiła ogromna zmiana w naszych stosunkach. Dziś on traktuje mnie jak swoją córkę i bardzo się kochamy. Traktuję go jak rodzinę, ale niestety nie mogę powiedzieć tego samego o żonie ojca – wzdycha Marta.
Do trzech razy sztuka
Mikołajowi, podobnie jak Marcie, dużo czasu zajęło zaakceptowanie nowej ukochanej ojca. – Dla nas to było normalne, że dorośli ludzie znajdują sobie męża czy żonę. A nasz ojciec też miał dość luźne podejście. Odkąd pamiętam, mówił, że idzie na randkę, bez jakiegoś tłumaczenia się i szczegółowych rozmów. Poznaliśmy kilka kandydatek – wspomina Mikołaj.
Agnieszkę zapamiętał jako panią, która kupiła mu zabawkowego klauna na sznurkach. Miał wtedy 7 lat. Wrzucił go ojcu pod auto, bo akurat wtedy wolał, żeby ojciec spotykał się z jego przedszkolanką. Regularnie z bratem, Kacprem, powtarzali Agnieszce, że jest "brzydka i głupia". – Bardzo się rządziła. Przychodziła do nas do domu i dawała nam zadania. Nie podobało jej się to, że mieliśmy w domu mnóstwo zwierząt. Chciała porozdawać nasze koty i groziła, że wypuści papugi – opowiada 27-latek.
Ani Mikołajowi, ani jego bratu się to nie spodobało. Leżeli w nocy we wspólnym pokoju i planowali, co zrobią, gdy następny raz odwiedzi ojca. W pewnym momencie zaczęli organizować konkursy, kto mocniej wyprowadzi ją z równowagi. – Prosiłem wtedy Kacpra, żeby mnie uderzył, żebyśmy mogli powiedzieć dziadkom, że to ona – wyznaje.
I na początku dziadkowie wierzyli. Dzwonili do Adriana i prosili, żeby przejrzał na oczy. Jednak któregoś dnia dziadek zauważył, że chłopcy szczują Agnieszkę jego psami. Tresował je do policji. – Namawialiśmy je, żeby ją zagryzły, ale nie chciały słuchać – mówi Mikołaj bez emocji.
Ojciec próbował rozmawiać z synami. Prosił, żeby się tak nie zachowywali, że Agnieszka się stara. Partnerce tłumaczył, żeby nie dała wciągnąć się w gierki synów, że to wina ciężkiego dzieciństwa i zmiany otoczenia, przeprowadzki z Serbii, że na pewno się zmienią. Nie poskutkowało – w końcu i tak się rozstali.
Później pojawiła się Ala, matka dwóch synów. Próbowała ich integrować z Mikołajem i Kacprem. – Starała się nam robić za matkę. Zmuszała do jedzenia. Goniła do spania o 19 – żali się Mikołaj i dodaje, że do tej pory podejrzewa, że to właśnie ona zabiła mu chomika. Nie chciała zostawić go na noc w plastikowym pudełku i wymyśliła, że będzie lepiej, jeśli zwierzę pozostanie w wannie. Rano znaleźli go martwego. To wtedy on i jego brat zaczęli nazywać ją "morderczynią", a jej dzieciom wyrzucać: "Wasza mama was nie kocha, dlatego chce mnie i Kacpra". Nie jedli również jedzenia, które dla nich przygotowała. Mówili jej, że na pewno chce ich otruć, jak chomika. Ala zostawiła Adriana po kilku miesiącach.
Dopiero trzecią wybrankę zaakceptowali. I właśnie ona została żoną Adriana. – Ona jest najlepsza, lepsza niż moi rodzice. Zawsze mnie szanowała, nie chciała mi się na siłę przypodobać i wiedziała, że na początku jest gościem. Teraz zawsze staje w mojej obronie i nie oczekuje ode mnie niczego nadzwyczajnego – podsumowuje 27-latek.
Justyna Kaczmarczyk wyjaśnia, że z psychologicznego punktu widzenia bardzo ważne jest to, żeby wytłumaczyć dziecku już na początku, że nowy partner nie jest kimś, kto ma zastąpić mu mamę czy tatę. Chociaż nie da się przejść przez tę zmianę bezboleśnie, taka rozmowa i jasne określenie funkcji nowej osoby może sprawić, że ten etap nie będzie traumatyczny.
– Warto podkreślić, że rodzice nie rozstali się z powodu dziecka, że oboje zawsze będą dziecko kochać. Należy dziecku wytłumaczyć, kim ten nowy partner dla niego jest, jak się do niego zwracać, że to nie jest osoba, która ma zastąpić mamę czy tatę – mówi psycholog.
Wpływ rozstania rodziców na teraźniejszość
Marta ma obecnie 25 lat i założyła własną rodzinę. Mama zawsze powtarzała jej, żeby nie powtarzała jej błędu i nie wychodziła za mąż w wieku 20 lat. Zrobiła to, mając niespełna 21 lat. Jak podkreśla nie dlatego, żeby zrobić komuś na złość, a dlatego, że uznała to za dobry moment. – Bardzo się z tego cieszę i zamierzam udowodnić, że to nie znaczy, że mi się nie powiedzie. Bo jako dorosły człowiek wiem, w których momentach moi rodzice mogli popełnić błąd i co doprowadziło do tego rozstania. My z mężem bardzo dużo pracujemy nad komunikacją – podsumowuje.
Mikołaj skończył 27 lat. Jego pierwsze małżeństwo nie ułożyło się po jego myśli. Kiedy zaczął się spotykać z byłą już żoną, wspólnie zdecydowali, że nigdy nie będą mieli dzieci. Jednak po 6 latach partnerka zmieniła zdanie i zaczęła naciskać. Mikołaj zdecydował, że lepiej dla ich dobra będzie się rozstać. W drugą rocznicę ślubu wniósł pozew o rozwód. Obecnie twierdzi, że standardowy model rodziny nie jest dla niego.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl