GwiazdyPsycholog: święta to nie łyżka syropu

Psycholog: święta to nie łyżka syropu

Psycholog z wrocławskiej Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej dr Tomasz Grzyb stwierdził, że w święta to czas szczególny, w którym możemy wyciągnąć rękę do zgody. Ale nie są jak syrop, który uleczy wszystkie dolegliwości między ludźmi.

Psycholog: święta to nie łyżka syropu
Źródło zdjęć: © Thinkstockphotos

23.12.2012 | aktual.: 23.12.2012 20:48

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Psycholog z wrocławskiej Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej dr Tomasz Grzyb stwierdził, że w święta to czas szczególny, w którym możemy wyciągnąć rękę do zgody. Ale nie są jak syrop, który uleczy wszystkie dolegliwości między ludźmi.

Czy Święta Bożego Narodzenia to faktycznie magiczny czas, w którym się godzimy i ustają waśnie, czy są to tylko nasze pobożne życzenia?

Dr Tomasz Grzyb: I tak, i nie. Nie możemy potraktować świąt jak łyżki syropu, którą się przyjmuje raz na rok i która sprawi, że będzie lepiej. To pewna szansa, szczególny czas, w którym wypada zrobić nieco więcej. Będąc z kimś w konflikcie stoimy w klinczu, bo każda ze stron uważa, że została skrzywdzona i to ta druga powinna zacząć wyjaśniać sytuację. Ta, która wyciąga rękę do zgody może być uznana za stronę, która przyznaje się do błędu. Boże Narodzenie to okres, w którym takie rzeczy uchodzą, bo święta są czasem, w którym powinniśmy być razem, przebaczać i próbować znajdować to, co dobre w drugim człowieku.

Ale święta to nie zawsze magiczny czas, bywa, że się wtedy bardziej kłócimy?

T.G.: Bo bywa też tak, że traktujemy te święta głównie rytualnie. Skupiamy się na przykład na tym, czy karp jest dobrze wysmażony i czy mamy choinkę piękniejszą od tych z reklam. W naszym perfekcjonizmie nakręcamy się, a stąd już niedaleko do nerwów. Dlatego warczymy na siebie w kolejkach. Przecież mamy tyle do zrobienia, czasu jest coraz mniej, a ktoś przed nami wybrzydza. I tak w sytuacji i czasie, który powinien nam pokazywać ile jest w nas dobra, koncentrujemy się na naszych złych stronach. Nie tylko w sytuacjach z osobami obcymi, ale i w rodzinach. Dla wielu przedświąteczne dni to doskonała okazja, żeby się pokłócić o to, że Ty nic w domu nie robisz, a ja wszystko muszę sama.

Kilka godzin po takiej kłótni siadamy do wigilijnego stołu i dzielimy się opłatkiem. Czy nie jest to trochę sztuczne?

T.G.: Niekoniecznie, to od nas zależy na ile sztuczne i rytualne będą te święta. Jakkolwiek byśmy do nich nie podeszli – religijnie czy wyłącznie kulturowo – powinien być to czas, w którym akcentuje się dobro człowieka, w którym można naprawiać błędy i przemyśleć sprawy i układy, w których tkwimy. Jeśli natomiast skupimy się tylko na tym, by obrus był śnieżnobiały, a uszka idealne, to istnieje ryzyko, że o tym zapomnimy - na rzecz rytuałów. Warto pomyśleć o świętach jak o czasie, w którym można na nowo na przykład przedefiniować swoją sytuację rodzinną. Spróbować wrócić do czasów i sytuacji, w których było dobrze. Są małżeństwa, które żyją obok siebie i przy okazji świąt wykonują razem szereg czynności: ubierają choinkę, smażą karpia. A przecież 20-30 lat temu ci ludzie się kochali i był to dla nich czas wyjątkowy. Może warto go sobie przypomnieć i na nim coś zbudować raz jeszcze.

Jak długo trwa magia świąt?

T.G.: To również zależy od nas. Święta, jak mówiłem, nie są antybiotykiem czy syropem, po którym wszystko przechodzi jak kaszel. To okazja do wykorzystania. Do naprawienia czy odbudowania. Największym prezentem świątecznym są same święta. To, co z nim zrobimy i jak wykorzystamy zależy właśnie od nas. Możemy po raz kolejny leżeć przed telewizorem i obejrzeć po raz któryś „Kevina samego w domu” konserwując się w przekonaniu, że zawsze tak się święta spędzało. Możemy obżerać się siedząc za kolejnymi stołami. Ale możemy też choćby zagrać z rodziną w grę planszową albo porozmawiać traktując jedzenie jak okazję do tej rozmowy. Korzystając ze szczególnej atmosfery tych świąt moglibyśmy nie tracić okazji, by być lepszymi ludźmi - dla bliższych i dalszych osób. A zacząć można w kolejce po karpia.

Mówimy ciągle o szansie, jaką święta są dla bliskich albo tych spotkanych w kolejce po rybę. A czy mogą też kojąco działać na społeczeństwo, na politykę?

T.G: Wszystkim, którzy chcą święta przeżyć głęboko, niekoniecznie religijnie, polecałbym niesłuchanie tego, co w tym czasie powiedzą politycy. To będzie w ich wykonaniu festiwal rytualności. Po raz kolejny wielu z nich będzie próbować ważny dla ludzi czas wykorzystać instrumentalnie. A wymiar społeczny w znaczeniu masowym będzie pozytywny, na tyle, na ile sami będziemy potrafili się zmienić i odnaleźć w sobie pokłady życzliwości, tolerancji i cierpliwości wobec najbliższego sąsiada – nawet tego z kolejki po karpia. To warunek konieczny, ale też niewystarczający. Jeśli jednak sami nie wykonamy jakiegoś miłego gestu wobec innego człowieka to te święta będą kiepskie. Jeśli wykonamy – nie gwarantuje nam to że będą znakomite. Ale daje na to szansę.

Rozmawiała Katarzyna Kownacka** (PAP/ma)

POLECAMY:

Komentarze (4)