Robert Mapplethorpe - kwiaty albo seks
Dochodzimy do szeroko otwartych drzwi i nagle stajemy przed trudnym wyborem: na prawo „seks” na lewo „kwiaty”. W przypadku prac wybitnego fotografa Roberta Mapplethorpa jest to jednak wybór pozorny. Jego fotografie zawierają bowiem taki sam ładunek naturalnego piękna jak i fascynującego erotyzmu.
Dochodzimy do szeroko otwartych drzwi i nagle stajemy przed trudnym wyborem: na prawo „seks” na lewo „kwiaty”. W przypadku prac wybitnego fotografa Roberta Mapplethorpa jest to jednak wybór pozorny. Jego fotografie zawierają bowiem taki sam ładunek naturalnego piękna jak i fascynującego erotyzmu. Tak więc ciągle pozostajemy zawieszeni pomiędzy dwoma światami. Galeria C/O Berlin prezentuje właśnie wielką wystawę retrospektywną jednego z najbardziej znanych amerykańskich artystów.
„Nigdy nie lubiłem fotografii. Bardziej interesował mnie sam obiekt” – mówił Robert Mapplethorpe. Po obejrzeniu ponad 180 prac zgromadzonych w jednym miejscu nietrudno zgodzić się z tą opinią. Artysta unika fotografii kolorowej. Stał się mistrzem bieli i czerni. Prawie nie fotografuje plenerów, nie ukazuje żadnych zbędnych przedmiotów w atelier, ogranicza rekwizyty. Porażająca siła jego fotografii leży właśnie w „obiekcie”, to on dominuje i wokół niego toczy się cała opowieść.
Tak się dzieje już w najwcześniejszych i najprostszych fotkach robionych przez Mapplethorpa modnym w latach 70 zwykłym „polaroidem”. W katalogu berlińskiej wystawy Felix Hoffmann i Martin Jaeggi piszą o „ciszy i klinicznej czystości” jego prac. Wszelki ruch jest harmonijny, podporządkowany całościowej kompozycji i ograniczony przez detal. Autorzy uważają, że prace nowojorskiego fotografa nawiązują do kanonu klasycznej rzeźby, w której na pierwszym miejscu stawiano doskonałą kompozycję. A dopiero na drugim sam „temat”.
Dobrym przykładem takiego podejścia do „obiektu” może być jedna z najsłynniejszych fotografii Mapplethorpa: „Thomas” z 1987 roku. Doskonale zbudowany, czarnoskóry model wpisany został w ogromny okrąg. Jego ciało wręcz rozsadza szaro-białą przestrzeń gigantycznej rury. Nie widzimy twarzy ukrytej w kolanach, a jedynie upozowane ciało, grę mięśni, napięcie skóry, refleksy światła podkreślających rzeźbę.
Owych słynnych fotografii „męskiej nagości” na wystawie w C/O Berlin jest kilkanaście. Nawet gdy Mapplethorpe ukazuje penisa przy rewolwerze, erotyzm „obiektu” schodzi jednak na drugi plan wobec wystudiowanej kompozycji całości.
Odwrotna zależność zachodzi przy biało-czarnych fotografiach kwiatów. Tutaj z pozoru naturalne piękno roślin wywołuje w nas delikatne erotyczne podniecenie. A każdy z widzów na swój sposób może interpretować sztywne pręciki czy też miękkie, rozchylone kielichy dorodnych kalii.
Osobną grupę prac stanowią dziesiątki porterów autorstwa Roberta Mapplethorpa. Przewija się przed nami kilkadziesiąt słynnych postaci Nowego Jorku i Ameryki lat 70 i 80: „biało-czarny” Ken Moody i Robert Sherman, androgeniczna Patti Smith, nieco wypłoszony Andy Warhol, niebiańska Isabella Rosellini, czy ironiczny i ziewający David Hockney. Jest też kilka autoportretów samego Mapplethorpa. Na tym z 1975 roku radośnie uśmiechnięty chłopak wyciąga prawą rękę, tak jakby chciał nas zaprosić do wędrówki i zabawy. Sam ukrywa się prawie w całości za kadrem. Ta wędrówka kończy się jednak nagle w marcu 1989 roku. Robert Mapplethorpe umiera w Bostonie na Aids. Kilka miesięcy wcześniej powstał jego ostatni autoportret. Melancholijna, nieco zmęczona twarz delikatnie rozmywa się na ciemnym tle. Na pierwszym planie widzimy rękojeść laski: zimna i straszna trupia czaszka.
_Robert Mapplethorpe. Retrospektywa. C/O Berlin. Postfuhramt, codziennie do 27 marca, od 11 do 20. _
(mk/sr)