"Rzeź, a nie cud narodzin". Elżbieta kolejne dziecko chce urodzić w domu
Elżbieta Bilska-Nowak trzykrotnie rodziła w państwowym szpitalu w asyście położnej i pod kierunkiem lekarza. Czwarte dziecko chce przywitać w domu. – Traumatyczne doświadczenia z sali porodowej ugruntowały mnie w tej decyzji. Dziś czuję się na tyle silna, aby przyjąć dziecko w domu – mówi WP Kobieta architektka i mama trójki dzieci. Pytamy profesjonalnej położnej, jakie kobiety mogą myśleć o takim porodzie.
19.01.2022 16:29
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
"Nie umiesz rodzić"
Elżbieta urodziła Tymoteusza w wieku 25 lat. – Pierwszy poród był wywoływany oksytocyną, miałam wykupioną położną, aby mieć wsparcie psychiczne. Poród trwał 6- 7 godzin, a ja czułam się jak chomik w klatce, bo wszystko było dynamiczne i niespójne ze mną. Nie potrafiłam sobie poradzić z bólem, więc poprosiłam o znieczulenie zewnątrzoponowe, które nie zadziałało. Musiałam otrzymać kolejną dawkę. Poród po podaniu środków farmakologicznych, zaczął być gehenną – opowiada Elżbieta. Dodaje, że pod wpływem leków straciła czucie w nogach. Mimo to położna kazała jej skakać na piłce. Na szczęście w pobliżu był jej mąż zawsze gotowy, by pomóc.
– Od swojej położnej usłyszałam, że nie umiem przeć i mam się nauczyć, bo inaczej nie urodzę. Przyznam, że byłam wówczas młodą, niepewną siebie i przestraszoną kobietą. Nie umiałam postawić granicy i zawalczyć o inne potraktowanie. Nasz pierwszy poród mąż skomentował jako "rzeź, a nie cud narodzin". Widział, jak lekarz wraz z położną kładł mi się na brzuchu, ciągnął za niego, by 'pomóc' wypchnąć Tymka. Taka procedura jest niedopuszczalna. W niektórych momentach odwracałam wzrok, bo robiono z moim ciałem rzeczy, na które nie dałam rady patrzeć – opowiada.
– Po wszystkim czułam, że mam za sobą traumatyczne przeżycie, poza tym byłam popękana i miałam rozerwane krocze. Przez kilka dni nie mogłam normalnie siadać – wyznaje dziś 31-letnia mama trójki dzieci.
"Bałam się bólu"
Ela opowiada nam, że po urodzeniu synka Tymka miała za sobą jeszcze dwa porody. Drugi przeżyła już bardziej świadomie. Lekarz, z którym miała do czynienia, pomógł jej "odczarować złe doświadczenia". Trafiła też na troskliwą położną, mimo że nie płaciła za tę usługę dodatkowych pieniędzy. Leonard przyszedł na świat w 2017 roku. Trzy lata później uradziła się Aniela.
Dziewczynka przyszła na świat w czasie pandemii. – Najgorsze było doświadczenie samotności. Mimo że w trakcie nie czułam bólu fizycznego, pojawiły się inne zgrzyty. Podczas skurczów podawano mi dokumenty do podpisu, czym mocno się stresowałam. Wiem, że to standardowa procedura, ale to był początek drugiej fazy porodu, gdzie skurcze przybierały na sile i ciężko było się skupić, a co dopiero podpisywać papiery – mówi nam Elżbieta.
Kobieta jest już zdecydowana, że czwarte dziecko, syna Ignacego, urodzi w domu — w towarzystwie douli i położnej. W tym celu założyła też zbiórkę pieniędzy. Można wesprzeć ją, wchodząc na profil na Facebooku i klikając w link do zrzutki.
"Czułam się, jak wariatka"
Aleksandra Kolczyńska ma za sobą doświadczenie porodu domowego. Podobnie jak Ela miała ona pełne wsparcie męża w podjętej decyzji. – Wiele osób nie rozumie kobiet, które chcą rodzić w domu. Wiedza i świadomość porodowa jest w Polsce bardzo mała, tak uważam. Wciąż jest przekonanie, że poród to sytuacja niebezpieczna i jest potrzebna maksymalna kontrola nad nim. Jak więc wyszłam z informacją, do rodziny i bliskich, że chce rodzić w domu narodzin, to już było wielkie zaskoczenie i zdziwienie, że na własne życzenie chce zrezygnować ze znieczulenia zewnątrzoponowego i ścisłej kontroli lekarskiej. Czułam się trochę jak wariatka ze swoją decyzją, ale uznałam, że zostanę przy swoim. Najważniejsza była dla mnie aprobata męża – mówi nam Aleksandra.
Dodaje, że później przyszła pandemia, która pomogła jej przekonać bliskich, że poród domowy to dobry kierunek. Żartobliwie ocenia, że największy strach odczuła ze strony teściowej, która uznała jej pomysł za mocno egzotyczny.
- Staś urodził się w domu. Mój poród trwał 4,5 godziny. To najpiękniejsza rzecz, jaką przeżyłam. Przez cały czas miałam wsparcie partnera, a położna pojawiła się na sam koniec, bo nikt nie przypuszczał, że tak szybko urodzę – wspomina Aleksandra.
Nie każda kobieta może urodzić w domu
Zapytaliśmy dr n. zdr. Doroty Fryc położnej i Certyfikowanej Doradczyni Laktacyjnej, które kobiety mogą planować rodzić w domu.
- Przede wszystkim nie mogą istnieć żadne współistniejące choroby, które mogłyby powikłać przebieg porodu i połogu. Dziecko w macicy również musi być zdrowe. Kobieta też powinna chcieć urodzić dziecko w domu, być do tego psychiczne przygotowana i nie bać się w mądry sposób. Zalecamy kobietom przygotowującym się do porodu w domu udział w zajęciach edukacji przedporodowej – wymienia Fryc.
Na pytanie, jakie choroby są przeciwwskazaniem, odpowiada, że cukrzyca, choroby kardiologiczne, choroby autoimmunologiczne, układu moczowego – czyli te, które mają wpływ na przebieg ciąży i z niej wynikają, jak np. nadciśnienie indukowane ciążą, cholestaza ciężarnych.
- Jest to obszerna lista patologii. Położna, która będzie przyjmowała poród, kwalifikuje ciężarną i bierze za to całkowitą odpowiedzialność. W ocenie uwzględnia wyniki laboratoryjne, USG prenatalne, informacje zawarte w karcie ciąży i z wywiadu z pacjentką oraz własne, dodatkowe badania – dodaje specjalistka.
Dorota Fryc zauważa też, że w Polsce jest niewielka świadomość odnośnie zawodu położnej, stąd mogą się pojawić wątpliwości, czy poród domowy jest bezpieczny. – Położna do porodu przyjeżdża z arsenałem leków oraz sprzętu ratującego życie. Brak świadomości na temat kompetencji położnej sprawia, że ocenia się ją jako asystentkę lekarza. A to nie jest prawda – dodaje. Czy można porównać poród w szpitalu i poród w domu? – pytamy Dorotę Fryc. – Nie można tego porównać. Jedna kobieta przeżyje cudowne narodziny dziecka w szpitalu, inna czuje, że chce to zrobić w domu. Wspomnę tylko, że ostatnio podczas porodu domowego usłyszałam od kobiety, że przeżyła coś, co było dla niej święte, że doświadczyła sacrum – podsumowała ekspertka.