Trzy dni z życia Casanovy. Pobyt we Wrocławiu zapamiętał na długo

W lipcu 1766 r. słynny wenecki uwodziciel, Giacomo Casanova, po kolejnej głośnej awanturze, opuścił Warszawę i obrał kierunek na Drezno. Po drodze postanowił odwiedzić księdza Bastianiego, który mieszkał we Wrocławiu na Ostrowie Tumskim. Casanova nie byłby sobą, gdyby i tam nie "nabroił".

Giacomo Casanova zasłynął miłosnymi podbojami
Giacomo Casanova zasłynął miłosnymi podbojami
Źródło zdjęć: © Agencja Forum | The Granger Collection

14.02.2024 12:49

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Ksiądz dwojga imion, syn weneckiego krawca Giovanni Battista, był libertynem prowadzącym awanturniczy styl życia, co w niczym mu nie przeszkadzało pełnić funkcję kanonika kapituły katedralnej we Wrocławiu. To on, niczym Sarastro, wprowadził gościa przez pierścień wrocławskich murów i światło Bramy Świdnickiej w nieznany świat.

Giacomo Casanova jest marką samą w sobie. Awanturnik, podróżnik, literat i najwytrawniejszy, według jego zapewnień, uwodziciel XVIII-wiecznej Europy. Podobał się kobietom: wysoki brunet o atletycznej budowie ciała i śniadej, ospowatej twarzy, o której się mówiło, że diabeł młócił na niej groch. Jego owiane legendą nieprzebrane miłosne podboje uczyniły z nazwiska Casanova synonim playboya doskonałego.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Eksces w Warszawie

Casanova przybył do Wrocławia z Warszawy. Moc rozpędu nadał mu rozkaz króla Stanisława Augusta Poniatowskiego, u którego popadł w niełaskę po pojedynku na pistolety z Franciszkiem Ksawerym Branickim. Gniew króla był uzasadniony: pojedynkowanie się było w granicach starostwa warszawskiego surowo zabronione.

Sprawa należała do poważnych: Branickiego wiodła zazdrość o córkę gondoliera i tancerkę Binetti, byłą kochankę Włocha. W wyniku pojedynku Franciszek Ksawery został trafiony pod siódmym żebrem z prawej strony, przy czym kula efektownym slalomem wyszła pod ostatnim żebrem z lewej. U rywala ucierpiał wskazujący palec, wyłączając go na jakiś czas z czerpania radości z ziemskiego życia. Poirytowany całym zajściem Stanisław August polecił swojemu niedoszłemu sekretarzowi w przeciągu ośmiu dni opuścić Warszawę i wyposażył go w 200 dukatów na spłatę zaciągniętych długów.

U Bastaniego

Tym oto sposobem 19 lipca 1766 roku Wrocław był świadkiem wjazdu landary z podróżującym w pudle najbardziej biegłym z kochanków. Casanova ulokował się na Ostrowie Tumskim przy ulicy Katedralnej u Giovanniego Battisty Bastianiego. Kanonik mieszkał tu ze wszystkimi wygodami na parterze, pierwsze piętro oddając do dyspozycji "damie, której dzieci bardzo kochał", pewnie dlatego, że były jego własne.

"Przyjął mnie serdecznie i bez zbędnych ceregieli - pisał w swoich "Pamiętnikach" Casanova. "Obaj byliśmy ciekawi spotkania. On - jasnowłosy, dobrze zbudowany, mierzył co najmniej sześć stóp wzrostu. Nigdy nie widziałem piękniejszego mężczyzny. Przekonałem się o jego dowcipie, elokwencji i darze przekonywania. Jego kucharz to artysta, jego bibliotekę zapełniają pokaźne zbiory, a piwnicę bardzo dobre trunki. Bastiani jest wielkim miłośnikiem płci pięknej, jednak jego gusta w żaden sposób nie są wyłączne".

Wrocław zmysłów

Casanova zabawił we Wrocławiu trzy dni. Jednak trzy dni zupełnie wystarczyły, aby w towarzystwie Bastianiego poznać Wrocław z perspektywy rozrzuconych wszędzie piwiarni i kawiarni, w których można było przyjemnie spędzić czas. Krążyło wtedy powiedzenie, że we Wrocławiu "każdego dnia w roku można napić się piwa w innej restauracji", co oddaje mnogość szyldów. Casanova korzystał więc z uroków picia i jedzenia.

Co prawda, Wrocław nie zapisał się w kronikach sztuki kulinarnej niczym spektakularnym, jednak zdarzały się wyjątki. Już w XVI wieku szwajcarski student Tomasz Plater notował w dzienniku z podróży po Śląsku: "Odżyliśmy dopiero, dotarłszy do Wrocławia na Śląsku. Było tam wszystkiego pod dostatkiem i tak tanio, że studenci przejadali się, nieraz zapadając na żołądki". Casanova mógł zatem rozpieszczać swój żołądek specjałami w rodzaju pieczeni z ogonówki, wieprzowiny duszonej w owocach zwanej "śląskim niebem w gębie" i ciastem drożdżowym z cynamonową kruszonką na deser.

Oprócz rozmów o "niebie w gębie" i kobietach, obaj panowie spędzili całe trzy dni na zabawie w gry karciane, zwłaszcza w modnego "Czarnego Piotrusia". Z końcem XVIII wieku dzisiejsza niewinna gra w karty dla dzieci rozprzestrzeniła się lotem błyskawicy w branży gier hazardowych: z czasem jej zakazano, kiedy zaczęto obstawiać zakłady, w których przegrany był zmuszony do płacenia nie byle jakich sum.

Przy tym wszystkim jednak Wrocław wydał się Casanovie kontrastować z tym, co do tej pory było mu znane: w większości jego wspomnień i w odwiedzanych przez niego miast jego libertyńskie usposobienie znajdowało ujście w domach rozpusty, salach gier, w teatrach, hotelach i pałacach. We Wrocławiu tego nie znalazł.

Baronowa i miłosne rozkosze

Z jednym wyjątkiem. Wrocław był twierdzą, w której stacjonowały tysiące pruskich żołnierzy. Zapotrzebowanie na usługi seksualne w mieście liczącym wtedy około 50 tysięcy mieszkańców było znaczące, czemu wychodziły naprzeciw panie uprawiające najstarszy zawód świata. Casanova z oferty nie skorzystał, jednak nie byłby Casanovą, gdyby nie odnotował kolejnego erotycznego podboju.

W czasie trzech wrocławskich dni złożył wizytę baronowej, której nazwiska ujawnić nie chciał. Pojawił się w jej pałacu przed umówioną godziną. Baronowa wciąż jeszcze się ubierała, więc nawykły raczej do dezabilu Casanova czekał na przyjęcie w przedpokoju. Nie był tam sam. Na kanapie obok siedziała młoda, "pięknie zbudowana dziewczyna".

Casanova nie tracił czasu: po krótkim, pozornie obojętnym wstępie, z którego dowiedział się, że panna Maton starała się u baronowej o posadę, Casanova dopiął swego: "Mój poważny ton przekonał ją, że wcale nie żartuję. Była całkowicie zdumiona. Ja z kolei poczułem zdziwienie, że zamieniłem rzuconą ot tak propozycję w coś poważnego. Chcąc przekonać dziewczynę, w końcu przekonałem sam siebie".

W stu procentach przekonany Casanova zaoferował pannie Maton wspólny wyjazd do Drezna wraz z miesięcznym uposażeniem w wysokości rocznej pensji oferowanej przez baronową. Ponieważ panna zdawała się wahać, do oferowanej sumki dorzucił dwa dukaty. Najwyraźniej dwa dukaty okazały się kluczowe, bo nazajutrz jechali do Drezna we dwoje. Kiedy Casanova delektował się sztuką uwodzenia, demoiselle Maton obmyślała własny plan, niezupełnie zgodny z planami towarzysza podróży.

Cnotliwa flama okazała się niecnotą - w dwa tygodnie zdążyła nadwerężyć portfel Casanovy, okraść go, zdradzić z hrabią de Bellegarde a następnie z jego pięcioma czy sześcioma kompanami, na koniec obdarowując wszystkich panów wstydliwą chorobą. Wzbogacony o kolejny rozdział poradnika podrywu Casanova boleśnie przeżył wrocławską przygodę. Ćwierć wieku później wspominał ją jednak nie bez sentymentu, gdy jako bezzębny, schorowany bibliotekarz u hrabiego Waldsteina spisywał na zamku Dux swoje pamiętniki.

Twórz treści i zarabiaj na ich publikacji. Dołącz do WP Kreatora!

© Materiały WP
Źródło artykułu:Dagmara Spolniak
uwodzicielkochanekhistoria
Komentarze (2)