Są po trzydziestce i płacą dłonią w sklepie. "Suma się zgadza"
Wydatek jednorazowy – około 500 złotych na chip i drugie tle na jego wszczepienie. Data ważności to trzy lata, czas gojenia około półtora miesiąca. Mowa o chipie do płacenia w sklepach. Kamil Muzyka i Mateusz Łukasiak mają je wszczepione w dłoń.
Kamilowi zdarzało się bardzo często wychodzić z domu bez telefonu. - Brak telefonu, to brak dostępu do karty kredytowej w aplikacji. W bezgotówkowej płaszczyźnie życia to brak możliwości kupienia kawy lub bułki. – przekonuje.
Inaczej jest z Mateuszem. - Mimo iż zdecydowałem się na chipa płatniczego stare nawyki zostają - zazwyczaj wychodzę z domu zarówno z telefonem, jak i z kartą kredytową i niewielką ilością gotówki. Chociaż płatność chipem jest wygodna, to w związku z zamieszaniem, które czasem generuje, wygodniejszym rozwiązaniem są bardziej tradycyjne metody płatności. Poza tym chipa używam raczej do drobnych zakupów codziennych. Nie dlatego, że obawiam się o zabezpieczenia, które są analogiczne jak w tradycyjnej karcie czy telefonie, ale z przyzwyczajenia. – wyjaśnia.
"Suma mi się zgadza"
- Taka sytuacja: kupuję w ulubionej księgarni, książki fantastyczne i płacę chipem. To był temat do rozmowy, księgarz okazał się bardzo zainteresowany, chyba też sobie taki chip zainstaluje. Nie ma to, jak zapłacić fantastycznym sprzętem za cyberpunkową fantastykę. Innym razem też w księgarni, ale tym razem sieciówce, płaciłem chipem za książki, przy kasie zażartowałem, że mogę płacić szczepionką. Pani sprzedająca była bardzo przejęta, stwierdziła, że tak nie można mówić. Bo ja właściwie to mam dwa chipy (śmiech), bo zaszczepiony też już jestem. Większość osób w sklepach nie zwraca na mój chip specjalnej uwagi, płatność się zgadza, to im wystarcza. – opowiada Kamil Muzyka.
Trochę inaczej płatności ręką postrzega Łukasiak: - Tak naprawdę każda płatność chipem wiąże się z zaskoczeniem i rozmową, czasem człowiekowi sprawia to dużo radości - jak w przypadku rozmowy o innych nowych gadżetach, a czasem nie mam na to ochoty - wtedy do gry wchodzi klasyczna karta.
Transhumaniści i ich rodziny
Zarówno Kamil jak i Mateusz należą do Polskiego Stowarzyszenia Transhumanistycznego. Oznacza to, że w środowisku swoich znajomych, ich małe modyfikacje w postaci wszczepiania chipa nie zrobiły na nikim wielkiego wrażenia. Oczywiście pojawiły się pytania o funkcjonalność, ale ciężko mówić o zaskoczeniu.
– Moi znajomi są zaciekawieni - nowe technologie widzimy codziennie, ale nie zawsze są one implantowane w ciało. W związku z tym, że nie mam tatuaży, innych modyfikacji estetycznych decyzja o chipie była może trochę zaskakująca, ale w związku z moimi wieloletnimi zainteresowaniami transhumanizmem przyjęta raczej jako coś spodziewanego. – z uśmiechem mówi Łukasiuk.
Nieco więcej przygód na drodze swojej dłoni do terminala spotkało Kamila:
- Moja dziewczyna na początku bała się ewentualnych komplikacji, lub wysyłania danych przez chip, na szczęście tak nie jest! Reszta rodziny nie ma z tym problemu. Nie mamy tradycji niedzielnych obiadów, więc nie jest to temat na rodzinną rozmowę przy rosole. Co innego znajomi, oni, ci co lubią tatuaże lub inne modyfikacje, to się dopytywali, jak to działa, gdzie to sobie można wszczepić. Raz było śmiesznie i smutno zarazem – pokazałem chip, żartując, że to po szczepionce, kolega przez chwilę, aż nie wyjaśniłem, był przerażony, że antyszczepionkowcy mogliby mieć rację, że szczepionka to chip!!! (śmiech) Na szczęście dowcip wyjaśniłem, nikt przy tym nie ucierpiał!
Następne modyfikacje?
Łukasiak jest zdecydowanie zachowawczy, woli poczekać na dokładne przetestowanie nowych technologii. Muzyka jest bardziej zainteresowany, nawet dość inwazyjnymi modyfikacjami ciała. - Ciężko powiedzieć. Należę raczej do zachowawczych ludzi w zakresie modyfikowania ciała, szczególnie jak na środowisko, w którym się obracam.
Na pewno modyfikacja musiała, by być funkcjonalna, oferować jakąś ułatwiającą życie albo po prostu ciekawą technologię. Może jakiś drobiazg do otwierania drzwi i klatki schodowej zamiast noszonego w kieszeni klucza? Na pewno nie zdecydowałbym się na poważne ingerencje w ciało takie jak neuralin Elona Muska, nawet gdyby były już dostępne. Uważam, że w wypadku takich technologii kluczowe, zaraz po funkcjonalności, jest bezpieczeństwo, a o nim w wypadku takich technologii przekonamy się dopiero z czasem – przekonuje Łukasiuk, prezes stowarzyszenia transhumanistów.
Kamil Muzyka idzie o krok dalej, jednak czyni kilka zastrzeżeń: - To trudne pytanie, to zależy jaka i na jak długo. Nie chciałbym zostać technicznym skansenem. Chodzi mi o to, że niektóre zmiany mogą być na stałe, i potem nie będzie można ich wymienić ani zaktualizować, a technologia będzie szła do przodu. Dlatego chcę mądrze wybierać, coś takiego, co da się modyfikować, a co będzie mi sprawiało frajdę. Podoba mi się pomysł kamer optycznych w brwiach, by widzieć w szerszym spektrum.
Tak jak gołębie. Serio. Widzenie pięciu, a nie trzech barw podstawowych. Albo widzenie na podczerwień, takie kamery podłączone do mojego mózgu, to by mi się podobało. Skorzystałbym też z przyjemnością z interfejsu bezdotykowego, tylko myślowego z komputerem. Takie coś, co pozwala „bez trzymanki” robić rzeczy związane z komputerem, równocześnie ręce i nogi mogą zajmować się innymi czynnościami. Mam trochę problemów z kolanem, pewno, że chciałbym je jakoś nowocześnie naprawić, nie pogardziłbym też dodatkowymi kończynami, taka dodatkowa ręka lub mackowate manipulatory, na przykład.
Kamil Muzyka jest członkiem zarządu Polskiej Fundacji Fantastyki Naukowej, członkiem Polskiego Stowarzyszenia Transhumanistycznego, współprowadzi "Prawo i Kosmos – prawo kosmiczne", zajmuje się naukowo aspektami produkcji kosmicznej i górnictwa kosmicznego. Ma 35 lat, mieszka w Warszawie.
Mateusz Łukasiak ma 33 lata, jest prezesem Polskiego Stowarzyszenia Transhumanistycznego, mieszka w Warszawie i często płaci "ręką" za zakupy.