Sąsiad zgwałcił ją trzy razy. Swoją historię opowiada ku przestrodze
Miała 15 lat, kiedy zaczął się jej dramat. Pierwszy raz została przez niego zgwałcona w ciemnej piwnicy bloku, w którym mieszkali. Drugi raz – na korytarzu. Trzeci - w biały dzień na spacerowej ścieżce. Za drzewem. Przez wiele miesięcy Paulina* nikomu nie mówiła, bo się bała. Oprawca był jej sąsiadem.
17.12.2021 16:27
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Nasza rozmówczyni mówi, że do pierwszego gwałtu doszło 10 lat temu, ale nadal pamięta każdy szczegół. Jego zapach, dotyk okropnych rąk, pomarańczowy kolor jego koszulek. – Nienawidzę koloru pomarańczowego. Z nim mi się kojarzy. Miał bluzki w tym kolorze, kiedy mi to robił – wspomina traumatyczne wydarzenia kobieta.
Miała 15 lat. Skryta w sobie, cicha, nie wyróżniała się niczym wśród rówieśników. Do dziś nie rozumie dlaczego sąsiad jej to zrobił. Mieszkali w tej samej kamienicy w 20-tysięcznym mieście w zachodniej Polsce. Korzystali ze wspólnej toalety na klatce. Korytarz był szeroki, z krzesłami i stolikiem. Wiele razy bawiła się tam z młodszą siostrą, odrabiała lekcje. To wtedy zaczął do niej podchodzić. Wybierał momenty, w których była sama. Siostra w szkole, rodzice w pracy, świadków brak. Sam miał rodzinę, ale to mu nie przeszkadzało. Paulina wiele razy słyszała, jak uprawiał seks z żoną. Później przychodził do niej.
– Dotykał mnie, wsadzał swoje ręce, tam gdzie nie powinien, całował. Był dwa razy starszy ode mnie. Wiedział, że jestem słaba psychicznie. Czekał na mnie, jak wracałam ze szkoły, zagadywał, śledził. Bałam się, ale jakoś musiałam się dostać do domu. Takie molestowanie trwało rok. Raz powiedział mi, że mnie kocha. Wiele razy powtarzał, że jestem piękna. Wyraźnie go unikałam, uciekałam, a on rzucał: "jesteś taka sama, jak te inne k..wy". Później było już tylko gorzej.
Zgwałcił ją trzy razy
– Nie wiedziałam, co mam robić. Nie krzyczałam, nie wzywałam pomocy. Te gwałty trwały chwilę. Kończył i cisza. Wracał do żony i dzieci, jakby nigdy nic – opowiada nam 27-letnia dziś Paulina.
Do trzeciego gwałtu doszło w biały dzień na podwórku, obok ich kamienicy. Paulina szła na spacer, nagle zjawił się i zaciągnął ją za drzewo. Nikogo tam nie było. – Nie krzyczałam, wtedy już nawet się nie broniłam. Strach paraliżował tak bardzo, że nawet nie mogłam pozbierać myśli. W zasadzie to nie myślałam nic w takiej chwili.
Po każdym gwałcie wracała do domu i zamykała się w pokoju. Rodzice się nie domyślali. Widzieli, że popłakuje, ale myśleli, że "taka jest". Wiele razy pytali ją, czy coś się stało. Zaprzeczała. Swoją tragedię skrywała w sobie miesiącami. – Byłam przekonana, że mi nikt nie uwierzy, że ktoś powie, że to moja wina. Albo, że uwierzą starszemu, a nie nastolatce.
Machina ruszyła
Pewnego dnia pękła. Nie dała już sobie rady z krzywdą, którą wyrządził jej sąsiad, ze swoimi emocjami. Powiedziała przyjaciółce, a ta namówiła ją, żeby zgłosiła to w szkole. – Opowiedziałam o swoim dramacie wychowawczyni i szkolnej pedagog. Wtedy machina ruszyła i wszystko potoczyło się błyskawicznie. Policja, prokuratura, przesłuchania – myślałam, że mój koszmar powoli się kończy.
Jednak cały czas mieszkali obok siebie. Drzwi w drzwi, nawet ta sama toaleta. Sąd nie wydał zakazu zbliżania się mężczyźnie. – Rodzice zaczęli się starać o inne mieszkanie. Chodzili do władz miasta, te znały sytuację, bo całe miasto ją znało. Mamie udało się wychodzić to mieszkanie i w końcu się przeprowadziliśmy. Tamtej kamienicy nienawidzę. Nawet teraz, jak obok niej przechodzę, wszystko wraca.
Podczas sądowej rozprawy płakała. Nie była w stanie wydusić z siebie słowa. Jej zeznania odczytał sędzia. - Sąd gwałtu nie uznał, bo stwierdził, że sama mogłam chcieć kontaktów seksualnych z tym mężczyzną – usłyszałam podczas odczytania wyroku.
Sprawca dostał 2 lata pozbawienia wolności, którą warunkowo zawieszono na okres 4 lat próby i nakaz wypłacenia pokrzywdzonej 3 tysięcy złotych nawiązki. - Nie zrobił tego, dlatego trafił do aresztu na pół roku. Dziś swobodnie chodzi po ulicy. Widuję go. Mam ochotę do niego podejść, powiedzieć mu coś, wykrzyczeć to całe zło, które we mnie siedzi. On nawet na mnie nie zerknie – mówi Paulina.
Terapia, leki i listy
Po sprawie sądowej, której wyrok zaskoczył Paulinę i jej bliskich, poszła na terapię. Nie miała siły walczyć dalej, odwoływać się. – Miałam depresję, brałam leki, chodziłam na spotkania z psychologiem. Bardzo mi pomogły. Podczas terapii pisałam listy do tego gwałciciela. W końcu wyrzucałam z siebie wszystko. Choć do dziś są momenty, w których moja tragedia wraca. Mam sny, w których zjawia się on i mówi: "przyjdę po ciebie".
Traumatyczne zdarzenia bardzo wpłynęły na jej kontakty z mężczyznami. Długo nie potrafiła nikomu zaufać. Bawiła się, zaczynała związki i szybko kończyła.
– To była taka moja zemsta. Porzucałam facetów, urywałam kontakt z dnia na dzień. Gdy już zdecydowałam się na poważniejszy związek, ten okazał się pomyłką. Partner, z którym spotykałam się ponad trzy lata, znęcał się nade mną psychicznie i fizycznie. Wyzywał mnie i bił. Kolejny też mnie skrzywdził. Tak naprawdę wyszłam z bagna i od razu wpakowałam się w kolejne. Moi partnerzy wiedzieli o molestowaniu, gwałcie, sprawie sądowej, ale też winą za tamte zdarzenia obarczali mnie. Z ich ust słyszałam dobrze mi już znane słowa: "sama tego chciałaś". Nie chciałam i nie rozumiałam, dlaczego oni teraz wyrządzają znów krzywdę. Proszę sobie wyobrazić, że od jednego z nich na dzień kobiet dostałam bukiet pomarańczowych róż. Wiedział przecież, z czym ten kolor mi się kojarzy – mówi z trudem Paulina. Dopiero teraz czuje, że jest w związku z mężczyzną, który ją wspiera, słucha i nie obarcza winą za zdarzenia z przeszłości.
Zobacz także: Skrzywdzono ją trzykrotnie. "Wszystkich sprawców znałam, wszystkim ufałam. Jednego kochałam"
Paulina chciała opowiedzieć swoją historię ku przestrodze. Dziś wie, że gdyby powiedziała wcześniej rodzicom, może nie doszłoby do gwałtów. Ma też trzyletnią córkę, której pilnuje jak oka w głowie. - Jest mała, ale już zwracam uwagę na to, co się do niej mówi, kto do niej podchodzi na placu zabaw czy na mieście. Zabraniam kontaktu z osobami, których nie zna. I tak też zawsze mówię innym rodzicom: zwracajcie uwagę na emocje własnych dzieci. Kiedy pytacie, czy coś się dzieje i słyszycie, że nic, nie machajcie ręką. To nie rozwiąże sprawy. Rozmowa i dociekliwość ponad wszystko. Ja już teraz nie potrafię tego dusić w sobie, dlatego swoją tragedią dzielę się z innymi.
* Imię bohaterki zostało zmienione.
GDZIE SZUKAĆ POMOCY?
Jeśli znajdujesz się w trudnej sytuacji i chcesz porozmawiać z psychologiem, dzwoń pod bezpłatny numer 116 123 lub 22 484 88 01. Listę miejsc, w których możesz szukać pomocy, znajdziesz też TUTAJ.