Blisko ludziSąsiedzi uprzykrzają im życie. "Burdel na całej klatce schodowej"

Sąsiedzi uprzykrzają im życie. "Burdel na całej klatce schodowej"

Zagracone klatki schodowe są koszmarem wielu osób
Zagracone klatki schodowe są koszmarem wielu osób
Źródło zdjęć: © Archiwum prywatne, East News
Aleksandra Lewandowska
25.08.2022 11:17, aktualizacja: 25.08.2022 19:33

- Naprzeciwko mnie mieszkało małżeństwo z trójką dzieci. Najpierw stały trzy wózki. Potem sezonowo rowerki, hulajnogi i sanki. Do tego jakieś wrotki, rolki i łyżwy. Raz rozcięłam sobie przez to nogę. Fakt faktem, ludzie mili, ale burdel robili na całej klatce schodowej - zdradza Patrycja w rozmowie z WP Kobieta.

Kilka dni temu Paulina Zagórska, znana na Instagramie pod pseudonimem "tazagorska", podjęła na swoim profilu bliski wielu osobom temat - zagraconych klatek schodowych. Odpowiedziała na relację jednej z użytkowniczek platformy, która stwierdziła, że jako społeczeństwo "lubimy" czepiać się osób, które wystawiają przed drzwiami różne rzeczy.

Zagórska podzieliła się swoją opinią, pisząc, że mieszkańcy bloków mieszkalnych nie mają świadomości, ile szkody wywołują, kiedy zagracają klatki schodowe. Za przykład podała problemy, które mogą pojawić się w momencie pożaru i przybycia strażaków. Zagracone klatki mogłyby utrudnić im ewakuację mieszkańców i uratowanie ich życia.

Paulina Zagórska zwraca uwagę na problem zagraconych klatek schodowych
Paulina Zagórska zwraca uwagę na problem zagraconych klatek schodowych© Instagram | tazagorska

- Ludzie myślą, że klatka schodowa jest tylko po to, aby wejść do mieszkania. A ona pełni też funkcje korytarza życia czy drogi ewakuacyjnej. Moim zdaniem trzeba z tym walczyć i po prostu edukować. Mieć nadzieję, że społeczeństwo zacznie myśleć - mówi w rozmowie z WP Kobieta Ola, która walczyła z problemem zagraconej klatki schodowej.

"Wózki blokowały 70 proc. przejścia"

Ola opowiada w rozmowie z WP Kobieta o sytuacji sprzed kilku miesięcy, gdy mieszkała jeszcze w innym miejscu. Przez długi czas walczyła z jedną sąsiadką, która notorycznie rozstawiała na klatce schodowej wszystkie wózki dla dzieci - od tych z gondolą po spacerówki. Przez to nie tylko ona, ale również starsza pani obok, nie mogły przejść spokojnie z większymi zakupami. W końcu postanowiły razem zająć się tą sprawą.

- Z pomocą starszej sąsiadki napisałam wtedy do spółdzielni mieszkaniowej, bo byłam w tym po prostu zielona. Dodałam w mailu zdjęcia wózków dziecięcych, które stały na trzecim piętrze i blokowały 70 proc. przejścia. Nie można było otworzyć drzwi do własnego mieszkania, bo trzeba było najpierw poprzesuwać te wózki - wspomina Ola.

- Na piętrze mieszkała też taka schorowana babuleńka, której niejednokrotnie trzeba było pomóc, bo sama nie dawała sobie rady. Nie miała jak otworzyć drzwi, kiedy trzymała w dłoniach zakupy. Sytuacja była więc nieciekawa, ale po dłuższej walce i reakcji spółdzielni, sąsiadka w końcu przestała stawiać tam te wózki. Ale była wkurzona - mówi.

Sąsiadka Oli była do tego stopnia zła, że zaczęła znęcać się nad naszą rozmówczynią.

- Była bezczelna. Obgadywała mnie, mówiła sąsiadom, że ćpam, "puszczam się" i kradnę. Potem zaczęła mi wrzucać na balkon śmieci. Zgłaszałam ją dalej do spółdzielni, ale powiedzieli, że nic nie mogą z tym zrobić. Na szczęście żaden z sąsiadów nie wierzył w te bzdury, ale miałam jej naprawdę dosyć. Mocno uprzykrzyła mi życie - wyznaje Ola.

- Wiem, że dobrze zrobiłam. Nie miałam zamiaru czekać na sytuację, kiedy ktoś wezwie karetkę, a ratownicy będą musieli przejść tor przeszkód, żeby uratować życie - dodaje.

Zdjęcie klatki schodowej podesłane przez jedną z czytelniczek WP Kobieta
Zdjęcie klatki schodowej podesłane przez jedną z czytelniczek WP Kobieta© Archiwum prywatne

"Zagraciła trzy pół i piętra, strych i piwnicę"

- Wózki dziecięce, kuchenki zabawkowe, szafki nocne, blaty, lustra. Wszystko było wtedy wystawione. Zagraciła trzy pół i piętra, strych i piwnicę. Worki ze śmieciami to było nic, gdy wystawiała przed drzwi worki z zużytymi pieluchami po dziadkach, z którymi wówczas mieszkała. Oczywiście nie wyrzucała ich od razu. Smród był niemiłosierny - opowiada w rozmowie z WP Kobieta Nadia, która "walczyła" z sąsiadką z piętra wyżej.

Kilkukrotnie wysyłane zdjęcia i maile do spółdzielni mieszkaniowej nie od razu przyniosły oczekiwane efekty. Rodzice Nadii postanowili w końcu poprosić spółdzielnię o kontrolę strychu i klatki schodowej, by stwierdzić czy w razie pożaru w budynku zostaną spełnione wszystkie wymogi i warunki. Dopiero wtedy sprawa nabrała szybszego tempa.

- Wszystko było zagracone, więc wszyscy sąsiedzi musieli posprzątać swoje rzeczy na klatce, strychu i w piwnicy. Łącznie z sąsiadką, o której wspominałam. Do dziś mam przed oczami tę wielką histerię, kiedy to robiła. Mało co jej łzy nie leciały - podsumowuje.

"Wózki, rowerki, hulajnogi i sanki"

- Naprzeciwko mnie mieszkało małżeństwo z trójką dzieci. Najpierw stały trzy wózki. Potem sezonowo rowerki, hulajnogi i sanki. Do tego jakieś wrotki, rolki i łyżwy. Raz rozcięłam sobie przez to nogę - mówi Patrycja w rozmowie z WP Kobieta.

Patrycja opowiada, że sąsiedzi z trójką dzieci, którzy mieli wtedy 100-metrowe mieszkanie, kilkukrotnie pytali ją i męża, czy przypadkiem nie chcą sprzedać swojego o tym samym metrażu. Wnioskowała więc, że mimo wszystko nie mieli oni miejsca na rzeczy, które wystawiali przed mieszkanie, choć - jak dla niej - nie było to żadnym usprawiedliwieniem. Zauważa, że starsi ludzie mogli sobie zrobić przez to jeszcze większą krzywdę niż ona.

- Fakt faktem, ludzie mili, ale burdel robili na całej klatce schodowej. Inni sąsiedzi też zwracali im na to uwagę, ale wszystko zmieniło się dopiero wtedy, kiedy się stamtąd wyprowadzili. Klatka schodowa od razu zrobiła się pusta i problem zniknął - dodaje.

Tak jak poprzednie rozmówczynie nie ukrywa w rozmowie, że zaczęła się zastanawiać nad tym, co by się stało w momencie, gdyby ktoś potrzebował pomocy ratowników. I tak, jak one zauważa, że ludzie nie mają świadomości problemu, jaki by to mogło stworzyć.

Zdjęcie klatki schodowej podesłane przez jedną z czytelniczek WP Kobieta
Zdjęcie klatki schodowej podesłane przez jedną z czytelniczek WP Kobieta© Archiwum prywatne

Szczera rozmowa kluczem do sukcesu?

- W bloku, w którym mieszkam, to akurat ja jestem tą, która zostawia wózek dziecka na klatce schodowej - zdradza w rozmowie z WP Kobieta Klaudia, mama dwójki dzieci.

Klaudia i jej mąż, wiedząc, że mogą wywołać tym złość u niektórych sąsiadów, od razu po wprowadzeniu się postanowili z nimi porozmawiać. Wyjaśnili im sytuację i zapytali, czy jeżeli wózek dziecięcy będzie stał na klatce schodowej, nie będzie im przeszkadzał.

- Moi sąsiedzi to głównie osoby starsze i nikt nie miał z tym problemu. Co więcej, wszyscy byli zdziwieni, że razem z mężem przyszliśmy z nimi porozmawiać - zdradza.

Klaudia zaznacza także, że jest osobą, która nie lubi żyć z sąsiadami w konflikcie, a wie, że czasem takie rzeczy mogą wywołać niepotrzebne sprzeczki oraz niedopowiedzenia.

- Wbrew pozorom targanie wózka na drugie piętro czy do piwnicy, z dwójką małych dzieci, jest sporym wyzwaniem. A tak, mogę zostawić go niżej, ale w takim miejscu, w którym wiem, że nikomu nie będzie przeszkadzał, zastawiał wejścia i wyjścia - mówi.

Aleksandra Lewandowska, dziennikarka Wirtualnej Polski

Właśnie trwa plebiscyt WP Kobieta #Wszechmocne2022. Zapraszamy do zgłaszania swoich nominacji w formularzu poniżej.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.

Źródło artykułu:WP Kobieta
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (434)
Zobacz także