Seks pachnący wanilią. Wymaga skupienia, bycia tu i teraz
Ważne jest piękne otoczenie, nastrój, ale przede wszystkim czas. Seks waniliowy jest przeciwieństwem seksu mechanicznego promowanego obecnie przez kulturę popularną. Dlaczego warto go uprawiać i jakie przynosi korzyści? Z seksuologiem Andrzejem Gryżewskim rozmawia Katarzyna Trębacka.
Mógłby pan najpierw wyjaśnić, czym jest waniliowy seks? Spotkałam się z dwoma skrajnie różnymi opisami tego zjawiska. Z jednej strony mówi się, że to nudny seks w pozycji misjonarskiej, a z drugiej, że to niezwykle romantyczne uniesienie, pełne erotyzmu, gdzie początkiem orgazmu jest patrzenia w oczy partnera…
Wanilia nie jest przyprawą powalającą aromatem. Raczej charakteryzuje się delikatnością w porównaniu choćby z chili, kurkumą czy imbirem. Smakuje subtelnie i łagodnie. Taki sam jest seks, który określamy mianem waniliowego. To slow seks, czuły, subtelny, nastawiony na uważność, mindfullness, powolne poznawanie stref erogennych partnera. To także długa gra wstępna, pocałunki, pieszczoty.
Brzmi świetnie! To skąd krytyka i mówienie, że to nudy?
Zapewne dlatego, że taki rodzaj seksu nijak przystaje do współczesnego świata. Przede wszystkim dlatego, że obecnie kultura masowa promuję postawę, w której gratyfikacja jest natychmiastowa, przyjemność na wyciągnięcie ręki, a doznania mocne. Tymczasem waniliowy seks jest jak zbieranie po złotówce na wymarzony samochód. Wielu osobom to rozwiązanie zupełnie się nie podoba, bo wolą wziąć kredyt, by mieć auto w przeciągu tygodnia, a nie czekać latami.
Waniliowy seks jest dla tych, którzy kredytów nie lubią. To przeżycie nastawione na czułość, intymność, na spokój, na czas, na piękne otoczenie, na romantyzm. My, seksuolodzy, bardzo polecamy ten rodzaj seksu. Jednak większość moich pacjentów raczej parska śmiechem lub wyraża oburzenie, gdy opowiadam o nim. Mówią, że takimi rzeczami to można było się napawać w okresie liceum czy jak się rozpoczynało współżycie seksualne. Teraz, zdaniem wielu osób, seks można uznać za udany, gdy w czasie jednego stosunku mają miejsce seks oralny, analny z użyciem oryginalnych gadżetów erotycznych, najlepiej na balkonie z widokiem na panoramę Warszawy.
Coraz częściej powolne kochanie wyklucza się z życia erotycznego, a szkoda, bo właśnie waniliowy seks jest dużo bardziej nasycający. Szybki mechaniczny stosunek potrafi równie szybko nasycić, ale na chwilę. Po krótkim czasie znowu odczuwa się niedosyt. Na dodatek wiele osób po błyskawicznym akcie seksualnym czuje smutek zamiast radości i spełnienia. Gdy pytam pacjentów, którzy mają lat 40 lub 50, na czym polega różnica między ich obecnym seksem a tym, który uprawiali w wieku lat 20, to przyznają, że ten w młodości był bardziej dynamiczny, ale też bardziej pośpieszny i nieuważny. Wszystko szybko się kończyło. A ten obecny to seks z większą czułością, zaangażowaniem. Teraz po prostu tym seksem się delektują.
Mam taką metaforę, że można wpaść na brunch w niedzielę do Sheratona i w ciągu 10 minut napchać się wszystkim, co wpadnie pod rękę. A da się to zrobić, bo tam jest do spróbowania ponad sto potraw. I rzeczywiście, na początku czujemy się nasyceni, jednak później jest albo nam niedobrze, albo znowu szybko odczuwamy głód. A gdy w czasie tego brunchu przez trzy czy cztery godziny delektujemy się miłą rozmową, muzyką, dobrym winem, pysznym jedzeniem, pięknym jego podaniem, to zostanie on nam na dłużej w pamięci. I w ciele, i w emocjach.
Czyli najważniejszą cechą seksu waniliowego jest powolność? I to go odróżnia od codziennego rutynowego seksu?
To, co definiuje seks waniliowy, to uważność. Warto być świadomym tego, czego by się chciało doświadczyć, aranżacji warunków i - co bardzo ważne - doświadczenia teraźniejszości, tego, co jest tu i teraz. To także odbieranie seksu wszystkimi zmysłami: słuchu, wzroku, dotyku, smaku i zapachu.
Tymczasem ten codzienny seks ma często charakter mechaniczny, odbywa się niemal zawsze w tym samy miejscu, najczęściej w łóżku, wieje nudą.
A ja sądziłam, że właśnie łóżko to dobre miejsce na waniliowe doznania…
Nie o miejsce tu chodzi, ale o przygotowanie. Bo seks waniliowy można uprawiać w samochodzie. Ale nie na byle jakim parkingu, tylko nad jeziorem lub na pięknej polanie. Jeśli w łóżku, to przy świecach, z muzyką, przy odpowiedniej temperaturze, po dobrym jedzeniu i kieliszku czerwonego wina. To jest seks, do którego kochankowie z czułością i zadbaniem się przygotowali.
Pan tu zachęca do seksu waniliowego, a przecież to, z czym spotykamy się w przestrzeni medialnej, kulturowej, można nazwać jedną wielką zachętą do seksu, który jest na drugim biegunie. To zabawa z użyciem pejczy, kajdanek, wiązaniem, biciem. Furorę na świecie i w Polsce robią książki i nakręcone na ich podstawie filmy, gdzie seks brutalny, niemal przemocowy jest na pierwszym miejscu. Mam wrażenie, że BDSM to codzienność w polskiej sypialni…
Miłośnicy BDSM uważają, że w ich sposobie uprawiania seksu też jest uważność, celebracja, ważne jest skupienie czy to na przyjmowaniu bólu, czy też na jego zadawaniu. Niestety BDSM w potocznym rozumieniu jest postrzegane jako seks, w którym nieustannie dochodzi do eskalacji silnych bodźców. Ludzie sądzą, że na początku partner lekko uderza partnerkę w pupę, później bije ją mocno w oba pośladki, następnie w twarz, potem szpicrutą. Kolejne etapy to kneblowanie, wiązanie nóg, zakładanie kajdanek. W społecznym odbiorze BDSM to dążenie do eskalacji bólu i związanych z tym emocji.
Czy książki i filmy nie utwierdzają nas właśnie w takim przeświadczeniu, że im bardziej brutalne jest zachowanie partnerów, tym silniejsze są te doznania erotyczne i tym większa jest satysfakcja z seksu?
Kultura popularna właśnie w takim błędnym przeświadczeniu nas utwierdza, jeśli chodzi o BDSM. Wiele osób sądzi, że to ma służyć tylko podkręceniu temperatury i emocji poprzez intensywność doznań bólowych. Ostatnio czytałem w brytyjskim "The Guardian" bardzo ciekawą recenzję filmu "365 dni", który jest dostępny na Netflixie i dzięki temu światowa publiczność mogła się z nim zapoznać. Recenzent podsumował, że ten obraz to kilka sklejonych scen seksu mechanicznego okraszone wymuszaniem na kobiecie przemocą seksu oralnego.
Krytycy zarzucali zarówno filmowi jak i książce, na której podstawie został nakręcony, promowanie gwałtu.
Nie dziwię się temu. Jeśli ktoś przeczyta książkę i zrozumie te opisy dosłownie, literalnie, to jest wysoce prawdopodobne, że utrwali sobie promowane w książce mity dotyczące seksu. Nic dziwnego, że ludzie obcujący z takimi obrazami uważają, że właśnie na tym polega BDSM i prawdziwa seksualność, że właśnie tego pragną kobiety. Wszystko, co utrwala mity związane z seksem, które przecież znacząco różnią się od tego, jak w rzeczywistości wygląda seksualność człowieka, są szkodliwe.
Czy bliskość emocjonalna, intymność są niezbędne do przeżywania seksu waniliowego? Czy kochankowie, którzy umawiają się na jedną upojną noc przez portal randkowy, też mają szanse na takie przeżycia?
Bliskość emocjonalna na pewno jest ważna. Jednak nie jest niezbędna. Dam przykład. Na portalu erotycznym spotykają się on mąż i ona żona, ale z zupełnie innych związków. Szukają zdrady i mówią: "wiesz, u mnie w związku ten seks jest taki bardzo mechaniczny, a ja poszukuję go w wersji slow". Przez internet uprawiają cyberseks bardzo czuły i uważny. Gdy później spotkają się w łóżku, to może być on waniliowy, choć ludzie widzą się pierwszy raz.
Ale jednak wymaga to przygotowania?
Tak, choćby przez rozmowę. Jeśli dwie osoby potrzebują slow seksu, umawiają się ze sobą właśnie z powodu wspólnych upodobań i w świecie rzeczywistym dochodzi między nimi do zbliżenia, to ten seks może być czuły.
Czy są jakieś pozycje seksualne charakterystyczne dla seksu waniliowego? A może jakieś są wykluczone z tego typu przyjemności?
W waniliowym seksie mamy do czynienia z pozycjami, które zapewniają partnerom fizyczną bliskość. Sprawdzą się tutaj takie, które umożliwiają dotykanie się twarzami, ustami. W seksie mechanicznym więcej jest kontaktów genitalnych niż pocałunków i pieszczot. W ogóle widzę, że w stałych związkach liczba pocałunków bardzo się zmniejsza, a szkoda. One są naprawdę fundamentem budowania fajnej relacji erotycznej i emocjonalnej związku. A tymczasem coraz mniej jest dotyku, pieszczot piersi, właśnie pocałunków, a więcej seksu mechanicznego opartego na penetracji.
Dlaczego tak się dzieje?
Zanika bliskość, ludzie się oddalają, pojawiają się konflikty. I wtedy rodzi się myśl: kurde, nie wypada mi i nie chcę jej całować, jak ona mnie cały czas wkurza albo ciągle myślę o niej negatywnie. Mimo to ludzie uprawiają seks, by zrzucić napięcie, ale jest on mechaniczny. Właściwie bliżej mu do masturbacji drugą osobą niż do samego seksu bliskości i obecności. A taki seks nie da nasycenia.
Andrzej Gryżewski - seksuolog, psychoterapeuta poznawczo-behawioralny, psycholog, certyfikowany edukator seksualny. Autor książek: bestsellerowej "Sztuki obsługi penisa", "Instrukcja obsługi macho" oraz "Być parą i nie zwariować". Założyciel Gabinetu Psychoterapii Seksualnej CBTseksuolog.pl