Seksuolożka: "Gadżety erotyczne to nie jest zło. Zalecają je nawet lekarze"
– Wiele par nie rozmawia o swoich pragnieniach ani potrzebach. Wówczas nierzadko nie ma więc także rozmów o gadżetach – o tym, że mogą być dodatkiem, uzupełnieniem życia intymnego czy pomocą w realizowaniu fantazji – mówi Anna Ciucias, psycholożka, seksuolożka, psychoterapeutka, współwłaścicielka gabinetu Twój Terapeuta.
Ewa Podsiadły-Natorska, Wirtualna Polska: 37 proc. Polek deklaruje, że korzysta lub korzystało w przeszłości z gadżetów erotycznych. Dlaczego tylko tyle?
Anna Ciucias, psycholożka i seksuolożka: Jest wiele powodów, dla których kobiety stosunkowo rzadko używają gadżetów erotycznych. Seks wciąż stanowi tabu. Brakuje rzetelnej edukacji, co skutkuje brakiem wiedzy dotyczącej seksualności. Brakuje także świadomości, że chodzi o coś więcej niż o sam akt seksualny.
O gadżetach też wiemy mało?
Niestety, często chodzi o brak wiedzy dotyczący gadżetów erotycznych – czym są, do czego służą, jak z nich korzystać, w czym mogą być pomocne. Gadżety erotyczne mogą pełnić różne funkcje; poza dawaniem przyjemności bywają zalecane przez lekarzy seksuologów w sytuacjach doświadczania dysfunkcji seksualnych czy w celu podniesienia jakości życia seksualnego. Inna sprawa, że nieustanna gonitwa, wielozadaniowość i związany z nimi brak czasu sprawiają, że nie zajmujemy się wystarczająco swoją seksualnością.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jak śpiewała Beata Kozidrak – "Nie masz czasu na sen, nie masz czasu na seks"?
Właśnie tak – i to może zasłaniać sferę seksualną, zaburzać życiową równowagę. Nie powiedziałabym, że jest to reguła dla wszystkich, ale zdarza się stosunkowo często. Obserwuję w swoim gabinecie, że ludzie po prostu nie mają czasu, aby eksplorować swoją seksualność. Spotykam się z sytuacjami utraty potrzeb seksualnych i jednym z powodów jest właśnie kwestia przepracowania oraz zmęczenia.
Co 10. ankietowana twierdzi, że gadżety "źle jej się kojarzą", również u co 10. powodują one obrzydzenie. Natomiast 1 proc. kobiet uznaje używanie gadżetów erotycznych za formę zdrady. Panią dziwią te odpowiedzi?
Daleka byłabym od tego, żeby to oceniać, bo każdy może mieć inną definicję zdrady i nie ma w tym nic złego. Nie nazwałabym tego "myśleniem średniowiecznym". Chodzi raczej o to, żeby te definicje w parze były zgodne.
W porządku, jednak rynek gadżetów erotycznych bardzo się rozwinął, przybywa akcesoriów dyskretnych, delikatnych, intymnych. Może kobiety nie mają tej świadomości? Stąd odpowiedzi, że gadżety źle się kojarzą albo wywołują obrzydzenie.
Fakt, nieświadomość to jeden z powodów, dla których kobiety po gadżety nie sięgają. Ale wciąż dużo jest nieprawdziwych przekonań i krzywdzących stereotypów. Np. taki, że kobieta, która ma wielu partnerów, jest puszczalska, a używanie gadżetów erotycznych jest zboczone, sprośne. To wywołuje wstyd, poczucie winy i "nienormalności". Nie są to odczucia przyjemne, zwłaszcza w kontekście seksualności, która powinna kojarzyć się pozytywnie – a tego typu przekazy mogą wzmacniać przekonanie, że robimy coś złego. I nawet gdy na poziomie świadomych wartości, zasad nie zgadzamy się z tym, nie znaczy to, że nie obudzą się w nas takie odczucia czy emocje. Do tego dochodzi kult piękna i seksualizacja lansowane w mediach, przez które może nam się wydawać, że seks nie jest dla każdego – w tym gadżety.
Oczywiście nie jest to prawdą.
Absolutnie, przecież wszyscy jesteśmy istotami seksualnymi. Gdyby nie seks, ludzie na Ziemi by nie przetrwali. Na szczęście od niedawna mamy nurt pozytywnej seksualności. Mimo wszystko jednak wciąż za mało mówi się o przyjemności, która płynie z seksu. Kolejna rzecz to kwestia komunikacji – brakuje rozmów kobiet z kobietami o seksualności, a także rozmów w związkach. Widzę u siebie w gabinecie, że wiele par nie rozmawia o swoich pragnieniach ani potrzebach. Wówczas nierzadko nie ma więc także rozmów o gadżetach – o tym, że mogą być dodatkiem, uzupełnieniem życia intymnego czy pomocą w realizowaniu fantazji.
A może wstydzimy się kupować "takie rzeczy"?
Rzeczywiście u niektórych osób może wystąpić lęk, że "ktoś może coś sobie o mnie pomyśleć, skoro zamawiam takie rzeczy". Są osoby bardzo skupione na tym, jak inni je widzą, oceniają. I nawet gdyby miał być to kurier, który przynosi paczkę sugerującą, co jest w środku, u tych osób może to wywoływać niepokój oraz zawstydzenie. Podobnie wstyd może powstrzymywać nas przed wejściem do sex shopu – przecież ktoś mógłby nas zobaczyć, a co, gdyby był to znajomy? Kolejną kwestią są ceny gadżetów, dość wysokie, zwłaszcza w przypadku akcesoriów lepszej jakości.
No tak, a nie jest to produkt pierwszej potrzeby.
Nie jest. Jeśli mówimy o gadżetach za kilkaset złotych, to nie każdy może sobie na taki wydatek pozwolić. Jest jeszcze inny powód niekorzystania z gadżetów erotycznych: kwestia higieny.
W jakim sensie?
Niektórzy żyją w przekonaniu, że gadżety, które wprowadza się do ciała, mogą powodować różnego rodzaju zapalenia, infekcje, uczulenia, szczególnie u kobiet, które mają takie skłonności. Są osoby, które myślą, że to na pewno odbije się negatywnie na ich zdrowiu, więcej lepiej tego nie używać.
Osoby korzystające z gadżetów najczęściej wskazują na wibratory (69 proc.), żele intymne (54 proc.) oraz bieliznę erotyczną (50 proc.). Uprzęże, kajdanki, przebrania czy kulki gejszy to rzadkość.
Akurat to mnie nie zaskakuje, że wibrator jest najpopularniejszym gadżetem. Podobnie żele intymne oraz bielizna erotyczna. Wiadomo, jak z nich korzystać. Natomiast inne, mniej znane akcesoria, mogą wywoływać niepokój i obawy: gdzie to włożyć, jak tego użyć, po co w ogóle to jest. I tu znowu pojawiają się potencjalne trudności – nie mam wiedzy, więc muszę wejść na strony "dla dorosłych", a co, jeśli ktoś zarejestruje, że z nich korzystam? A zapytanie o to w sposób bezpośredni może wiązać się z różnymi reakcjami ze strony drugiej osoby. Nie mamy przecież pewności, czy nasze pytanie spotka się z otwartością – zwłaszcza jeśli funkcjonujemy w środowisku, w którym seksualność stanowi tabu. Dlatego w ogóle mnie nie zaskakuje, że jeśli już, to kobiety najczęściej wybierają wibratory.
Ciekawe jest to, co pani powiedziała – że brakuje rozmów o seksualności pomiędzy kobietami. Jak je do tego zachęcić?
Teoretycznie łatwo powiedzieć, żeby się nie wstydziły, ale gdy mamy mocno zakorzenione przekonanie, że seks jest czymś wstydliwym, nie jest to proste. Na pewno powiedziałabym, żeby próbować rozmawiać – jest to przecież temat związany ze zdrowiem, fizjologią, potrzebami. To taka sama potrzeba jak sen czy jedzenie! Pamiętajmy, że gdy ta potrzeba nie jest zaspokojona, może to prowadzić do problemów zdrowotnych, więc na pewno zachęcam do tego, żeby próbować przełamywać tabu.
Ten temat może powodować dużo emocji, lęków, ale chodzi o to, żeby mimo wszystko rozmawiać. Zawsze też można zgłosić się do seksuologa, seksuolożki – jako pierwszy krok w przełamaniu obaw przed rozmową o seksie. W gabinecie możemy zrobić to w bezpiecznych warunkach, zwłaszcza że mamy przed sobą kogoś, kto na co dzień rozmawia o seksualności. Również nasi przyjaciele, przyjaciółki, partner, partnerka to osoby, z którymi potencjalnie możemy próbować wychodzić poza strefę komfortu.
A jeśli wstydzimy się tego tematu oboje w parze?
Tak też się zdarza. Są osoby, które sprowadzają seksualność wyłącznie do samego aktu seksualnego bądź fizjologii. A gdzie w tym wszystkim przyjemność? Nasza seksualność jest czymś więcej. Jest czymś naturalnym i normalnym, nasze różnice anatomiczne i wizualne również. Szeroko rozumiana seksualność jest elementem życia – czymś, czego nie należy się wstydzić. Często w domach nie rozmawiamy o seksualności, trudno więc się dziwić, że później jako dorośli ludzie mamy z tym kłopot. Seksualności doświadcza każda osoba – dlatego mimo wstydu zachęcam do tego, by po prostu próbować rozmawiać. Bardzo zachęcam też do tego, by kobiety rozmawiały z kobietami, otwarcie i wprost. To może być cenny i ciekawy punkt widzenia – starszych, doświadczonych kobiet, np. naszych matek, babć czy cioć.
Statystyki pochodzą z "Badania na temat seksualności Polek" przeprowadzonego w lipcu 2023, Gedeon Richter x Instytut Badań Pollster
Dla Wirtualnej Polski rozmawiała Ewa Podsiadły-Natorska.