WAŻNE
TERAZ

"Nikt nie powinien kwestionować". Tusk o wyborach

Sharenting – dzieci na pokaz

Sharenting to już plaga. Chodzi o rodziców, którzy w portalach społecznościowych publikują mnóstwo zdjęć i innych informacji o swoich dzieciach. Niby nic, a jednak psychologowie już alarmują, że gdy dzieci podrosną, mogą nie być z tego zadowolone...
Słowo „sharenting” wzięło się z połączenia dwóch innych słów – „parenting” oznaczającego „rodzicielstwo” i popularnego na portalach społecznościowych czasownika „share”. Czy rzeczywiście jest się czego bać?

Sharenting – dzieci na pokaz
Źródło zdjęć: © 123RF
79

Sharenting to już plaga. Chodzi o rodziców, którzy w portalach społecznościowych publikują mnóstwo zdjęć i innych informacji o swoich dzieciach. Niby nic, a jednak psychologowie już alarmują, że gdy dzieci podrosną, mogą nie być z tego zadowolone... Słowo „sharenting” wzięło się z połączenia dwóch innych słów – „parenting” oznaczającego „rodzicielstwo” i popularnego na portalach społecznościowych czasownika „share”. Czy rzeczywiście jest się czego bać?

– Problem z sharentingiem polega na tym, że najmłodsi nie mają wpływu na internetową aktywność swoich rodziców. Na to zwracają też uwagę w jednej z ostatnich publikacji badacze z Uniwersytetu Michigan – mówi psycholog Grzegorz Tomkowicz. Kłopoty mogą się zacząć wtedy, gdy za kilka lat obecne dzieci same będą miały ochotę pojawić się w portalach społecznościowych. – Do tej pory trafiało się tam jako "czysta karta". Większość z nas od podstaw budowała swój profil na takich portalach: wklejała zdjęcia, dodawała filmy. Czasem wymownie nic nowego nie dodawała – tłumaczy psycholog. – Współczesne dzieci, zakładając sobie konto w takim portalu, będą miały wielki bagaż wcześniejszych informacji. Będzie to bagaż niekoniecznie dla nich komfortowy – dodaje.

Psychologowie są zgodni co do tego, że rodzice szybciej uświadamiają sobie ewentualne zagrożenia związane z obecnością dziecka w internecie, gdy myślą o jego bezpieczeństwie tu i teraz.
– Pojawia się wtedy strach przed niechcianymi kontaktami, zdradzaniem tajemnic rodzinnych czy spędzaniem zbyt długich godzin w sieci. To są bardzo realne, wręcz namacalne zagrożenia – mówi Tomkowicz. – Trudniej często wyobrazić sobie, co może się wydarzyć za kilka lat – dodaje. Doświadczenie pokazuje, że to, co już pojawiło się w internecie, zaczyna żyć swoim życiem, na które nie mamy już wpływu. – Umieszczane w internecie zdjęcia dziecka za kilka lat mogą zostać wygrzebane przez jego kolegów albo, w gorszej sytuacji, wykorzystane na ulotce, której rodzic na pewno nie chciałby zobaczyć. Takie historie niejednokrotnie się zdarzały – opowiada.

Skąd bierze się w rodzicach chęć dzielenia się ze światem informacjami o swoim dziecku? – Może działać tutaj mechanizm znany z polskiej komedii „Poszukiwany, poszukiwana”, w której padło zdanie „Mój mąż jest z zawodu dyrektorem”. Widać było w nim wielką chęć ogrzania się w blasku małżonka, zrobienia na innych wrażenia, mimo że… nie posiadało się zasług, które takie wrażenie automatycznie by robiły – mówi psycholog. Czy podobnie jak „mąż dyrektor” nie są traktowane też dzieci?

Źródłem sharentingu i sięgania przez ludzi po historie, których bohaterami są ich dzieci, może być więc… przewidywalna, schematyczna rzeczywistość dorosłych. – Uważamy, że nie mamy czym się pochwalić na zdjęciach przed internetowymi znajomymi, bo nigdzie ostatnio nie wyjeżdżaliśmy i nie zmieniliśmy żadnego sprzętu w domu, a przypomina nam się, jak fajnie nasze dziecko bawiło się na placu zabaw lub jak ładnie tańczyło w przedszkolu. Do tego pojawia się duma rozpierająca rodzica! – przekonuje psycholog.

Jak sobie poradzić z niebezpieczeństwem sharentingu? Są dwa sposoby. Po pierwsze, warto przekonać siebie, że nawet zrobienie wrażenia na swoich e-znajomych nie jest warte ryzyka – przekonuje Grzegorz Tomkowicz. – Zrobienie wrażenia i otrzymywanie lajków trwa zwykle chwilę, a potem wszyscy o tym zapominają – poza tymi, którzy mogą z informacji i fotografii zrobić użytek. Warto zachować umiar i rozsądek. To banalna, ale chyba dobra rada – dodaje.

Druga porada jest dużo bardziej praktyczna. To instytucja Helpline, do której można zgłosić się w sytuacji, gdy ktoś wykorzystał zdjęcie naszego dziecka umieszczane w portalu społecznościowym, a my chcemy zainterweniować w tej sprawie. Bezpłatny numer telefonu do tej instytucji to 800 100 100 (helpline.org.pl).

Michał Dobrołowicz, * hellozdrowie.pl*

POLECAMY:

Źródło artykułu: WP Kobieta

Wybrane dla Ciebie

Rozsyp w ogrodzie. Ślimaki się nie zbliżą
Rozsyp w ogrodzie. Ślimaki się nie zbliżą
Postaw w ogrodzie. Kleszcze nawet się nie zbliżą
Postaw w ogrodzie. Kleszcze nawet się nie zbliżą
Budzisz się o 2-3 w nocy? Lekarz tłumaczy, co za tym stoi
Budzisz się o 2-3 w nocy? Lekarz tłumaczy, co za tym stoi
Chcą poprawić swoje doznania erotyczne. Kosmetolożka ma cenną radę
Chcą poprawić swoje doznania erotyczne. Kosmetolożka ma cenną radę
Nie rób tego, gdy zobaczysz pryszcza. Możesz nabawić się gorszych problemów
Nie rób tego, gdy zobaczysz pryszcza. Możesz nabawić się gorszych problemów
Pierwsze objawy raka jajnika. Wiele kobiet ignoruje
Pierwsze objawy raka jajnika. Wiele kobiet ignoruje
Wystarczą trzy łyżki. Mieszanka "wypali" mech w trawniku
Wystarczą trzy łyżki. Mieszanka "wypali" mech w trawniku
Powieś w pobliżu grządek. Szkodniki ominą twój ogródek
Powieś w pobliżu grządek. Szkodniki ominą twój ogródek
Gdzie wyrzucić stary lakier do paznokci? Łatwo o błąd
Gdzie wyrzucić stary lakier do paznokci? Łatwo o błąd
Jak pozbyć się pająków? Ten sposób znały już nasze babcie
Jak pozbyć się pająków? Ten sposób znały już nasze babcie
Jak blisko płotu można sadzić tuje? Ani centymetra bliżej
Jak blisko płotu można sadzić tuje? Ani centymetra bliżej
Żyje w Polsce. Gdy zobaczysz w piwnicy, szybko się oddal
Żyje w Polsce. Gdy zobaczysz w piwnicy, szybko się oddal