Sposób na perfumy. Nie daj się oszukać
Jak inwestując w perfumy możemy rozpoznać, czy mamy do czynienia z oryginałem? Kiedy kupujemy je w znanych drogeriach, nie mamy co do ich oryginalności żadnych wątpliwości. Każdy trzeźwo myślący człowiek zorientował się już jednak, że w takich miejscach perfumy są najdroższe. I że łatwo je nabyć tańszą drogą.
23.02.2018 | aktual.: 24.02.2018 18:51
W PRL-u zagraniczne perfumy były dobrem absolutnie luksusowym. Przeciętna Polka pachniała szamponem, "Panią Walewską" i – w najcięższych przypadkach - miłością do socjalizmu.
Niedługo po upadku komuny w Polsce rozrósł się kapitalizm, najdzikszy z możliwych. Każdy kombinował jak mógł, a Polki obficie spryskiwały się zagranicznymi perfumami na długo przed otworzeniem się w Polsce Sephory czy Douglasa. Między innymi dlatego rynek falsyfikatów perfum rósł – i mimo uświadomionego już społeczeństwa – wciąż się nie zmniejsza.
Zobacz także
Jak odróżnić podróbkę od oryginału?
Flakoniki perfum możemy kupić zarówno w cieszących się dobrą renomą sieciowych drogeriach, jak i w perfumeriach internetowych. Możemy je dostać także na Allegro, Instagramie (tak!), na grupach facebookowych, u domokrążcy czy na bazarze. Tylko czy każda z tych opcji jest dobrym wyborem?
Wiesz oczywiście, że perfum w cenie rynkowej 500 zł nie kupisz za 50 zł nawet w najtańszej hurtowni. A jeśli na flakonie widnieje dumna nazwa "Hanel" to niewiele ma on wspólnego z Coco. Niestety to nie wszystkie niezbędne informacje.
Pierwsza i najłatwiejsza w ocenie kwestia podczas rozstrzygania oryginalności danego zapachu to pojemność buteleczki. Niektóre marki oferują pojemności 30, 50 i 100 ml, inne – 60, 75 i 125 ml. Nie ma odstępstw od tej reguły. Jeśli więc chcesz kupić Burberry London for Women, ale sprzedawca oferuje ci ten zapach tylko w wariancie 80 ml, to nie jest to nowa seria, wyjątek od reguły czy pomyłka, tylko z całą pewnością podróbka. – Kiedyś prawie się nacięłam. Dziewczyna sprzedawała perfumy Diora na Instagramie. Miałam zamiar je kupić, bo jej konto nie budziło zastrzeżeń, a zdjęcie porównałam sobie z fotką ze strony Diora i wyglądało tak samo – opowiada mi Sandra. Tuż przed wysłaniem przelewu, zapytała dla pewności czy butelka ma 30 ml. Sprzedawczyni odpowiedziała, że "troszeczkę więcej" – 35.
Sęk w tym, że Dior oferuje flakony w trzech pojemnościach – 30, 50 i 100 ml. I łatwo to sprawdzić w sieci.
Istotne jest również to, z jakiej rozlewni pochodzą perfumy. Wiele drogerii sprzedaje zapachy rozlewane w Arabii Saudyjskiej. – To nie jest tak, że takie perfumy są falsyfikatami, ale jeśli perfumy pochodzą z Francji, a na opakowaniu widnieje informacja, że rozlane są w Arabii Saudyjskiej, to znaczy, że przebyły długą drogę i były przelewane. Stężenie poszczególnych nut zapachowych będzie zatem niższe, a zapach będzie krócej się utrzymywał – tłumaczy Karolina, kierowniczka sprzedaży w jednym z salonów Avonu w Warszawie. I zwraca uwagę, że takie perfumy mogą pojawić się nie tylko w niepewnych punktach sprzedaży, ale również w niektórych znanych perfumeriach, które każda z nas widuje w galeriach handlowych.
Jednym z niewielu miejsc, co do których mamy pewność, że perfumy pochodzą bezpośrednio od koncernu, który je produkuje, jest Sephora czy Douglas. – My mamy dostawy tylko od producenta. Kupując gdzieś indziej trzeba dokładnie sprawdzić, jak wygląda pudełko, flakon, atomizer, kolor płynu. Ale mimo wszystko nie kupowałabym perfum w sieci, bo z doświadczenia wiem, że czasem podrobić można nawet tłoczenia na opakowaniu – opowiada Monika, kierowniczka sprzedaży w Sephorze. I podpowiada, żeby zawsze sprawdzać kolejność składników wypisanych na opakowaniu – oryginalne perfumy mogą się różnić proporcjami nut zapachowych.
Przedostatnim, ale najważniejszym kryterium, jest zapach. Falsyfikaty mogą – ale nie muszą – pachnieć inaczej, natomiast zawsze krócej utrzymują się na skórze. Niestety nie wykorzystujemy jeszcze technologii rozpoznawania zapachów przez internet, wobec czego online niczego nie wskóramy. – Przychodzą do nas klienci, którzy są bardzo rozczarowani perfumami kupionymi w jednej z najpopularniejszych drogerii internetowych. Tam nigdy nie wiadomo, skąd pochodzą perfumy – mówi Maria, doradczyni klienta w Superpharmie.
Jej opinię potwierdza Olga, która zajmuje się dystrybucją testerów. - W perfumeriach internetowych różne są źródła pochodzenia perfum. Są porządne i beznadziejne – to naprawdę zależy od tego, gdzie są rozlewane. Gro perfum pochodzi z Turcji, a to nie jest najlepsza rekomendacja – mówi.
To oznacza, że kupując perfumy na popularnej witrynie, ze słowem "perfumy" w nazwie, zawsze ryzykujemy. Versace Bright Crystal może okazać się strzałem w dziesiątkę, ale już Miss Dior może utrzymywać się na skórze tylko przez dwie godziny. Olga przypomina także, że perfumy, tak jak niemal każdy produkt, poza wódką i ogórkami kiszonymi, również ulegają przeterminowaniu – nawet jeśli jesteśmy pewne, że kupujemy oryginał, to nie wiemy ile czasu przeleżał on w magazynie.
Ostatnim kryterium jest pudełko. Problem z jego oceną występuje wtedy, kiedy kupujemy testery, których pudełko na ogół jest szarobure.
Zagraniczne testery
- Moja mama kocha perfumy. I to nie tak, że ma jedną butelkę ulubionego zapachu, który tylko czasem zamienia na inny. Jednocześnie potrafi mieć ich z 6-7. I przez tę liczbę nie może pozwolić sobie na to, aby każde kosztowały po 400 zł, jak to w perfumeriach bywa – mówi Paulina, dwudziestoparolatka z Płocka.
W myśl zasady, że "Polka potrafi", mama Pauliny znalazła sposób na pogodzenie swojej miłości do ekskluzywnych zapachów z zadowalającym stanem konta i portfela. Wytrychem okazał się jej znajomy z pracy, który regularnie wyjeżdża do Niemiec. Przed wyjazdem mężczyzna zbiera zamówienia na perfumy w całej firmie, i - zgodnie z obietnicą - zawsze przywozi je ze swoich wojaży – w cenie, która przebija najlepsze oferty z sieci nawet o 100 zł.
– W latach 90. nie było jeszcze sklepów internetowych, a Sephora do Polski weszła dopiero w 1998 roku i była bardzo droga, dlatego jeśli ktoś miał dojścia za granicą i mógł sprzedawać perfumy taniej, to nie mógł się opędzić od klientów – opowiada Olga, która zajmuje się dstrybucją testerów.
Podkreśla, że nie była nigdy akwizytorką, która chodzi po domach czy zakładach pracy z workiem perfum i próbuje wciskać potencjalnym klientom produkt niewiadomego pochodzenia. – Wszystko odbywało się przez sieć poleceń, a ja zawsze miałam perfumy z tego samego, sprawdzonego źródła, czyli od mojej ciotki ze Stanów. Zero tureckiego dziadostwa – mówi.
Sprowadzane perfumy to testery znanych marek, w cenie o połowę niższej niż sklepowa. Są to zapakowane w bure opakowania buteleczki o największej pojemności, jakie dana firma oferuje. W latach 90. nie było zbyt wielu szans na zdobycie prestiżowych perfum, dlatego Polki skwapliwie korzystały, bez większych obaw, że padną ofiarą oszustwa. Bo niestety – te również się zdarzały. – W tamtych czasach to, jak to się mówi, nawet g..no w złotym papierku by się sprzedało – mówi Olga.
W zakładach pracy i miejscach publicznych pojawiali się bowiem podejrzani osobnicy z kieszeniami wypchanymi rozmaitymi podróbkami.
I choć mamy 2018 rok, to wciąż takie procedery mają miejsce, głównie na ulicach. Sprzedawcy proponują konkursy ("jak odpowiesz mi na to pytanie, opuszczam cenę o 50 zł"), gargantuiczne promocje i obietnicę tak boskiego zapachu, że powinno być ci wstyd, że go nie kupujesz. W ten sposób bowiem odrzucasz same oświadczyny Brada Pitta, który wyczuwając zza oceanu twoją woń, na pewno wziąłby pierwszy możliwy samolot do Polski, celem wręczenia ci pierścionka z brylantem.
To nigdy nie są oryginalne perfumy. Jeśli masz do wyboru kupno perfum z ulicy (które nie są przez nikogo znajomego polecone) albo kupno perfum jednej z firm, w których prowadzi się sprzedaż katalogową, to zdecydowanie wybierz to drugie – mimo że są mniej prestiżowe. I pamiętaj, że chytry dwa razy płaci.
Obecnie w testerowym biznesie skończyły się już złote czasy - właśnie ze względu na liczbę perfumerii internetowych i promocji w drogeriach stacjonarnych ("kup 3, zapłać za 2"). Poza tym Polacy częściej wyjeżdżają za granicę, a wizyty na lotnisku wiążą się często z zakupem perfum w strefie bezcłowej.
Czy testery są mocniejsze od oryginału?
Osoby, które kupują testery, przekonane są, że pachną one mocniej niż perfumy przeznaczone do sprzedaży. – Krążą opinie, że testery produkuje się mocniejsze, żeby skusić klienta do kupna, ale nie jestem przekonana, czy to prawda – mówi Monika z Sephory. Nie sposób jednak dotrzeć do oficjalnej i wiarygodnej informacji na ten temat.
Według niektórych – ponownie - zależne jest to od kraju rozlewania. Testery rozlewane we Francji nie różnią się niczym od swoich odpowiedników przeznaczonych do sprzedaży; te rozlewane w Stanach Zjednoczonych rzeczywiście są - według użytkowniczek perfum - nieco trwalsze. Natomiast wiele drogerii, na przykład Superpharm, wystawia jako testery dokładnie te same flakony, które sprzedaje.
Smutnym faktem jest, że nie ma uniwersalnego oznaczenia perfum, które gwarantowałoby kupno oryginału. – Osoba, która wymyśla receptury i produkuje własne perfumy, też nie będzie w stanie odróżnić oryginału od dobrze zrobionego falsyfikatu, chyba że doskonale zna zapach, który wącha. Odróżnić może jedynie to, czy jest to zapach tani czy drogi – mówi Monika.
Jedyną uniwersalną radą jest zatem zakup perfum ze sprawdzonego źródła. Najlepiej stacjonarnie.