Gwiazdy"Średniowiecze". Panny młode mówią, co słyszały na naukach przedmałżeńskich

"Średniowiecze". Panny młode mówią, co słyszały na naukach przedmałżeńskich

"Mówił, że mężczyzna nie będzie nas szanował, kiedy się zabezpieczamy" - wspomina Magda. U Kamili prowadząca stwierdziła, że tabletki antykoncepcyjne to morderstwo, "bo komórkę jajową trzeba traktować jako dziecko". Podczas nauk przedmałżeńskich część rozmówczyń usłyszała sporo rewelacji, zwłaszcza dotyczących seksu i antykoncepcji. Nie wszystkie doświadczenia są jednak negatywne.

Pary, które chcą wziąć ślub kościelny, muszą odbyć nauki przedmałżeńskie
Pary, które chcą wziąć ślub kościelny, muszą odbyć nauki przedmałżeńskie
Źródło zdjęć: © Getty Images | Giulia Fiori
Dominika Frydrych

22.07.2022 | aktual.: 24.07.2022 16:01

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

W ślubnych grupach facebookowych o doświadczeniach z nauk przedmałżeńskich można przeczytać niemal wszystko. Sporo osób chwali, że są ciekawie prowadzone i mają dużo praktycznych, życiowych tematów. Inni z kolei mówili o czymś dokładnie odwrotnym - dla nich spotkania były nudne i archaiczne. Wracał też temat dziwnych teorii o seksie czy antykoncepcji.

Jak wyjaśnia o. Łukasz Miśko, dominikanin, który prowadził nauki przedmałżeńskie, nie ma jednego programu kursu. - To, jak wygląda, zależy od danej diecezji. One mają pewną autonomię w ustalaniu wytycznych, którymi powinny kierować się parafie - wyjaśnia.

A prowadzący? - To zależy od kursu. Jest np. Ruch Spotkań Małżeńskich, który organizuje w różnych miastach tzw. wieczory dla zakochanych. To warsztaty dla par, które prowadzą małżonkowie z różnym stażem - opowiada zakonnik. - Kursy czterotygodniowe i weekendowe częściej są wykładowe. Prowadzą je małżonkowie, którzy mają certyfikaty ze Studium Życia Rodzinnego w diecezji, i ksiądz, który na spotkaniach przedstawia naukę Kościoła dotyczącą małżeństwa.

"Dla kobiecego ciała nie ma nic lepszego niż plemniki"

Magda zdecydowała się na nauki ze względu na wierzącego narzeczonego. Jednodniowy kurs odbyli jeszcze podczas pandemii. Tą częścią kobieta była pozytywnie zaskoczona.

- Same życiowe sprawy. Prowadził go franciszkanin, pamiętam, że nawet podawał nam godne obejrzenia filmy na Netflixie. Rozumiał też, że współżyjemy przed ślubem - opowiada w rozmowie z WP Kobieta. Gorzej wspomina spotkanie w ramach poradni rodzinnej.

- Takich nonsensów dawno nie słyszałam. Pomijam kalendarzyk, ale pojawiały się hasła, że antykoncepcja to zło, bo oszukujemy nią same siebie i niszczymy swój organizm, a dla kobiecego ciała nie ma nic lepszego niż plemniki – relacjonuje Magda. - Prowadzący mówił też, że mężczyzna nie będzie nas szanował, kiedy się zabezpieczamy i kiedy nie pozwalamy mu skończyć w sobie.

Jest też oburzona jego teoriami na temat seksu. - Pan najpierw wyszedł z założenia, że kobiety mają na niego mniejszą ochotę, a potem opowiadał, że nie możemy karać męża brakiem seksu, że to nasz obowiązek małżeński. Średniowiecze - kwituje.

"Nie warto uprawiać seksu w dni niepłodne"

Podobne doświadczenia ma Kamila. Uczestniczyła w naukach około 2,5 roku temu. Kurs prowadzili księża i osoby z poradni, z którymi później narzeczeni mieli indywidualne spotkania. Kobieta, na którą trafili Kamila i jej partner, zszokowała ich swoimi radami.

- Miała teorię, że nie warto uprawiać seksu w dni niepłodne, bo nie ma wtedy opcji na zajście w ciążę, więc seks nikomu nie sprawi satysfakcji – opowiada. - Z kolei podczas dni płodnych, kiedy wydziela się śluz, seks trzeba uprawiać co drugi dzień, żeby przypadkiem nie pomylić go z wypływającą spermą. Brak śluzu to oznaka dni niepłodnych, a seks wtedy nie ma sensu.

Prowadząca nie spytała, czy para uprawia już seks, bo po prostu założyła, że tego nie robią. Martwiła się za to, jak poradzą sobie po ślubie, kiedy na pewno będą chcieli zacząć się kochać, a kobieta przez tabletki nie rozpozna dni płodnych, a więc czasu, kiedy warto iść do łóżka.

- Mówiła też, że od antykoncepcji zaczynają się rozwody, bo w ten sposób okłamuje się Boga. I że tabletki to morderstwo, bo komórkę jajową trzeba traktować jako dziecko i przez to u kobiety co miesiąc dochodzi do poronienia. Albo że mężczyzna ma predyspozycje do zdrady, ale kobieta musi mu wybaczyć, bo przysięgali sobie na dobre i na złe - relacjonuje.

Kamila z narzeczonym podczas kursu nasłuchali się też sporo o temacie in vitro. Według prowadzących, kiedy para stara się o dziecko tą metodą i im się nie udaje, nie płaczą razem dlatego, że się nie udało, tylko dlatego, że zamordowali te dzieci. - To była tragedia – kwituje.

O. Łukasz Miśko nie jest zaskoczony tymi relacjami. - Też znam straszne historie. Wiele par mówiło mi, że o ile kurs czy wieczory dla zakochanych były otwierającym doświadczeniem, spotkanie w poradni okazało się traumą. Nie dlatego, że coś zostało uznane za niewłaściwe z punktu widzenia moralności, tylko przez pseudonaukowy, przesądny sposób, w jaki zostało opowiedziane – komentuje.

Jak podkreśla, w poradni chodzi o to, żeby przekazać informacje na temat naturalnego planowania rodziny. - Pozytywnie opowiedzieć o cyklu kobiety w kontekście relacji, o odpowiedzialnym rodzicielstwie, a nie tylko definiować naturalne planowanie rodziny przez nieużywanie antykoncepcji. Opowiedzieć też o płodności w szerokim kontekście, jako świadomej wspólnej decyzji - tłumaczy o. Miśko.

Jego zdaniem, spotkanie indywidualne można dobrze wykorzystać. - To szansa na to, żeby para opowiedziała o swoim doświadczeniu. W większości przypadków oni już żyją ze sobą, znają się od strony intymności seksualnej. Rzetelną wiedzę seksuologiczną można znaleźć w wielu źródłach, a spotkanie w poradni to dobra przestrzeń na rozmowę o punkcie widzenia chrześcijańskiej wizji seksualności i małżeństwa, otwarcie i uczciwie - zaznacza. - Pytanie, czy osoby z poradni wzbudzają zaufanie i są kompetentne. Jak słyszę, bywa różnie.

"Przesiedziałam tam dla kawałka papieru"

Traumatyczne spotkanie w poradni nie musi być jednak regułą. W przypadku Gosi było dokładnie odwrotnie. To właśnie ono uratowało kurs.

Kobieta zdecydowała się na weekendowe nauki u warszawskich dominikanów. Najbardziej irytowało ją, że sam ksiądz był znudzony i zniechęcony do prowadzenia spotkań. - Mówił, że wie, że nikomu nie chce się tu być, jemu zresztą też nie i właściwie nie ma nam nic do powiedzenia. Opowiadał tylko idiotyczne, seksistowskie historyjki – wspomina. - Raz była też pani, która mówiła, że kiedy kobieta stosuje antykoncepcję i cały czas jest gotowa do seksu, mąż zacznie szukać innej, bo przestanie się nią interesować. Dramat. Przesiedziałam tam dla kawałka papieru.

Na poradnię Gosia nastawiała się jak najgorzej. Okazało się na tyle ciekawie, że namówiła swojego narzeczonego na jedno ze spotkań - para brała ślub połówkowy, więc wcześniej chodziła na kurs sama.

- Prowadziła to dziewczyna, która nie prawiła morałów i nie opowiadała o kalendarzyku. Dała nam dwa zadania domowe. Pierwsze było takie, że każde z nas miało zabrać tę drugą osobę na randkę, podczas której mieliśmy nie rozmawiać o ślubie, organizacji wesela i odłożyć komórki. Drugim zadaniem było spisanie na kartkach oczekiwań w związku z małżeństwem i rozmowa o tym. Prowadząca podała nam zagadnienia – czego oczekujemy, z czym wchodzimy, jak chcielibyśmy, żeby wyglądało to za pięć lat. To było fantastyczne i potrzebne – komentuje kobieta.

"To powinna być duchowa droga"

Swój kurs pozytywnie wspomina Dagmara. Z narzeczonym wzięli udział w naukach organizowanych przez salezjanów w Poznaniu. - Wszystko było spójną całością, bez wciskania jakiś dziwnych przekonań i zabobonów - podkreśla. Nauki prowadził ksiądz i osoby świeckie. - Jedna z kobiet opowiadała o językach miłości, czyli sposobach okazywania i przyjmowania uczucia. Psycholog omawiał różnice w przeżywaniu emocji między kobietą a mężczyzną. Podkreślał, że oba sposoby, chociaż się różnią, są prawidłowe i zasadne, podawał wiele przykładów - opowiada Dagmara.

Z wizyt w poradni też była zadowolona. Prowadzący opowiadał o naturalnym planowaniu rodziny, omawiał sposoby obserwacji swojego ciała przez kobiety czy problemy z zajściem w ciążę. - Nie wypowiadał się krytycznie na temat in vitro czy antykoncepcji, chociaż zachęcał do obserwacji swojego ciała - podkreśla. - Dużo mówiliśmy też o problemach w związkach, o rozwiązywaniu konfliktów, komunikacji czy o rodzicielstwie.

- Może to, że jestem osobą wierzącą, pozwoliło mi podejść do tematu bez krytycznego nastawienia lub poczucia obowiązku odbycia tych nauk – zastanawia się. - Ale naprawdę mogę je polecić.

Jak widziałby kursy o. Łukasz Miśko? - To szansa, żeby narzeczeni opowiedzieli sobie o ich rozumieniu Boga, wartościach, ciele, płodności. To powinna być także duchowa droga i odkrywanie potencjału chrześcijaństwa dla tych, którzy może na tym etapie przygotowań nie do końca są świadomi powodów, dla których chcą wspólnie przeżywać życie w wierze - mówi.

W naukach, które współprowadził, starał się też dawać przestrzeń do szczerej rozmowy o Kościele, o złości na niego czy rozczarowaniu: - Zwłaszcza dotyczy to kobiet, bo narracja o seksualności jest dla nich często bardzo toksyczna. Nie chodzi o PR-owe zagranie. Chodzi o to, że mamy dużo zranień i dobrze o nich otwarcie rozmawiać.

Dominika Frydrych, dziennikarka Wirtualnej Polski

Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Komentarze (363)