Święta to rodzinna sielanka? "Odkąd pamiętam, źle mi się kojarzyły"
"Rodzinne święta" to hasło, które nie zawsze kojarzy się pozytywnie. - Alkohol, kłótnie, skwaszona atmosfera - wylicza Agnieszka. W domu Zuzanny królują nierozwiązane konflikty, a tata Doroty próbuje na siłę wszystkich nawracać.
05.12.2023 | aktual.: 25.01.2024 11:45
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Agnieszka ma 32 lata. Na pytanie o święta odruchowo się krzywi. - Odkąd pamiętam, źle mi się kojarzyły. Od czego by tu zacząć? - ironizuje i od razu odpowiada: - Przede wszystkim święta oznaczały pijanego ojca.
Niewiele ma dobrych wspomnień związanych ze świętami. - Serio. Bo tak – przed świętami, kiedy wszyscy ekscytują się przygotowaniami, klimatem, choinką i prezentami, ja byłam w coraz większym napięciu, że za chwilę znowu będzie piekło - opowiada.
Z samych świąt pamięta głównie zestresowaną, spiętą matkę, która krząta się w kuchni, przedłużającą się nieobecność ojca, który w końcu wracał zawsze ewidentnie zawiany. - Przychodzili do nas goście, zazwyczaj moja babcia, ta ze strony taty, jego brat z żoną i dzieckiem. Na stole była wódka. Niby babcia zawsze zwracała uwagę, że to nie wypada, ale panowie machali ręką, tłumaczyli, że to tylko symbolicznie, do śledzia. Ciekawe, że ja zapamiętałam to zupełnie inaczej. Alkohol, kłótnie, skwaszona atmosfera. Nie było przemocy. Ale i tak niosę to do dziś, to mój ciężki bagaż.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Kiedy rodzina wychodziła, ojciec szedł spać, a matka sprzątała. Agnieszka wspomina, że sama po prostu znikała w swoim pokoju. - Napięcie opadało, ale ja czułam się wykończona i chciało mi się tylko płakać. Tak wyglądały zawsze święta, urodziny, imieniny i wszystkie inne okazje. Nie umiałam się z tego cieszyć, zresztą do dziś to dla mnie trudne.
Od kilku lat, kiedy matka umarła, a ojciec zupełnie się stoczył i Agnieszka ucięła z nim kontakt, najchętniej spędza święta z przyjaciółmi albo sama. - Kiedy ktoś o tym słyszy, że w wigilię jestem sama, najczęściej reaguje współczuciem i skrępowaniem. A ja naprawdę nie mam nic przeciwko temu, że jestem tylko ze sobą. Że wyjdę na długi spacer, potem zrobię sobie coś dobrego na kolację, niekoniecznie karpia ani kluski z makiem, obejrzę "Kevina..." i pójdę spać. Znacznie bardziej wolę taką bezpieczną wersję - kwituje.
"Ogromne ciśnienie, żeby wszystko było idealnie"
Zuzanna nie ma tak trudnych wspomnień. Przeciwnie – o swoich domowych rodzinnych świętach w dzieciństwie opowiada z ekscytacją. - Nie wiem, może to kwestia idealizacji wspomnień, ale naprawdę dzisiaj wydaje mi się, że nie mogło być lepiej. Mieliśmy swoje małe rytuały. Ja, już w wigilię, lepiłam z babcią pierogi i uszka, zawsze włączaliśmy tę samą płytę z kolędami. Prezenty zawsze rozdawało spod choinki najmłodsze z dzieci, mój brat – opowiada. - Najczęściej któreś z nas dostawało jakąś planszówkę, więc często graliśmy do późna, a potem jeszcze szliśmy wszyscy na pasterkę. Głównie to zapamiętałam.
Z czasem na szkle zaczęły pojawiać się kolejne rysy. - Najpierw, jeszcze jako nastolatka, zaczęłam zmieniać podejście do przygotowań i zauważać na przykład ogromne ciśnienie, żeby wszystko było idealnie. Moja mama nie wyobraża sobie usiąść do kolacji, kiedy cały dom nie jest starannie posprzątany. To stawało się męczące.
Poza tym coraz częściej się kłócili. - Były między nami różne napięcia, bywa, że gromadzone przez długi czas. Trudno usiąść razem przy stole i świętować jak kiedyś - mówi. Wspomina też sytuację sprzed dwóch lat. - Kiedy zaczęłam być w związku z moim obecnym mężem, naturalne było dla nas, że chcemy spędzać święta razem. Za pierwszym razem jego rodzice obrazili się, że nie wybraliśmy ich na wigilię. A u mnie? Rodzice niemal w stanie wojny z moim bratem, który zawalał studia. Przy wigilijnym stole pokłócili się o tym, że "marnuje życie" i "będzie żałował". Brat wyszedł, matka zaczęła płakać. Koszmar – opowiada Zuzanna.
"Im dalej w kolację, tym bardziej się sprzeczamy"
- Niestety, ale mój tata jest dewotem – zaczyna Dorota. Ma trzydzieści lat i tym razem zbuntowali się z mężem. Nie przyjadą ani do jego, ani do jej rodziny, chcą spędzić święta tylko we dwoje. - Nie mam nic przeciwko religijnym akcentom w święta, rozumiem, że są one chrześcijańskie. Sama zresztą też jestem wierząca. Ale mój mąż jest ateistą. I nie podoba mi się to, że mój ojciec za każdym razem próbuje mu wcisnąć na siłę katolicyzm albo wyśmiać jego przekonania.
Przykład? - Rozumiem tradycję czytania fragmentu z Biblii przed rozpoczęciem kolacji. Ale tata dokłada do tego jeszcze modlitwę, potem drugą, a na koniec najchętniej dodałby wspólny różaniec. Co chwilę wtrąca jakieś zdania o szatanie, o złych czasach, w których żyjemy, zaczyna politykować. Próbowałam z nim dyskutować nieraz, tłumaczyć, że i w czasach apostołów rzeczywistość nie była idealna, ale to nie ma sensu – macha ręką. - Nie przegadasz go. Ale najgorsze, gdy czepia się wprost mojego męża. Zamiast szukać porozumienia, wspólnej płaszczyzny, zaczyna "udowadniać" mu, że ateizm jest bez sensu, że jego życie to pustka.
Dorota przyznaje, że zaczyna wściekać się jeszcze bardziej niż mąż, który najczęściej po prostu ignoruje teścia. - A ja chyba mam temperament po tacie, bo od razu się podpalam i zaczynam się kłócić - śmieje się. - Im dalej w kolację, tym bardziej się sprzeczamy, wchodzą oczywiście tematy takie jak aborcja czy in vitro - oczywiście tata jest przeciwnikiem. Kończymy na tym, że ja jestem lewaczką, a on głosował na Konfederację i jest z tego dumny... Szkoda mi tylko mamy i mojego męża, którzy są raczej wycofani, nie lubią się kłócić, a muszą tego słuchać - wzdycha.
Czytaj także: "Tanio już było." Drożyzna na świątecznym jarmarku
Rodzinne święta są koszmarem? Oto co radzi psycholożka
- Okres okołoświąteczny to intensywny emocjonalnie czas, kiedy w gabinetach terapeutów zwykle pojawia się wielu nowych pacjentów - zauważa Angelika Szelągowska-Mironiuk, psycholożka i psychoterapeutka. - Czasami konflikty z rodziną, odzywające zadawnione urazy lub poczucie odrzucenia sprawiają, że osoba doświadcza silnego stresu, z którym nie jest w stanie poradzić sobie samodzielnie - i wtedy oczywiście warto sięgnąć po pomoc.
Psycholożka podkreśla, że jeśli w naszej rodzinie świętom towarzyszą awantury, przemoc - również psychiczna albo część domowników jest świadkami czyjegoś nieleczonego uzaleznienia, nie mamy obowiązku spędzania tego czasu z rodziną. - Czasami to jedyny sposób, aby chronić siebie, swoje zdrowie, a czasem także swoje dzieci. Można ten czas spędzić z przyjaciółmi bądź na wyjeździe - naprawdę istnieją różne alternatywy - radzi.
- Jeśli natomiast w naszym domu rodzinnym nie ma dramatycznych sytuacji, ale pobyt bywa dla nas mało komfortowy, np. z uwagi na kłopotliwe pytania o znalezienie męża czy plany prokreacyjne, to warto rozważyć ograniczenie czasu wizyty - na przykład wpaść na wigilię, ale resztę świąt spędzić w bardziej przyjemny sposób. Korzystna jest również praca nad własną asertywnością, by podczas spotkania z krewnymi mieć poczucie, że naprawdę mamy prawo chronić swoje granice i nie musimy odpowiadać na wszystkie pytania bądź zaczepki - dodaje.
Dominika Frydrych, dziennikarka Wirtualnej Polski
Zapraszamy na grupę FB - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!