Swingowanie to nic nowego. A swingersi żyli już w… prehistorii
Wbrew powszechnej ocenie, swingowanie to nie wynalazek degeneratów z XXI wieku. "Funkcjonowało w zbiorowości społecznej już w czasach prehistorycznych, bo wtedy wszyscy uprawiali seks ze wszystkimi i wszystko było wspólne" - mówi Piotr Cywiński, swinger, trener seksualności i ekspert Instytutu Pozytywnej Seksualności.
Aleksandra Hangel, Wirtualna Polska: Dlaczego dopiero w ostatnich latach zaczęto głośno mówić o swingersach?
Piotr Cywiński: Swingowanie, jako forma otwartości seksualnej, jest prawdopodobnie tak stare jak świat. Funkcjonowało w zbiorowości społecznej już w czasach prehistorycznych, wtedy, kiedy wszyscy spółkowali ze wszystkimi i wszystko było wspólne.
Jako zjawisko, które zostało zdefiniowane i nazwane wprost, swingowanie istnieje od lat 70. i zaczęło się w Stanach Zjednoczonych. Pierwotną jego wersją był swap, czyli wymiana żon. Scenariusz był wtedy zwykle ten sam. Ludzie spotykali się ze znajomymi i grali w grę polegającą na wrzucaniu kluczyków od samochodu do miski. Każdy pan wrzucał do tej miski swoje kluczyki, a panie później je losowały, w ten sposób wybierając partnera. Oczywiście nie były zobowiązane do seksu z nim, mogły się wycofać.
Później pojawili się swingersi, czyli większe liczby par z seksem grupowym włącznie i na koniec sex-party, czyli imprezy z seksem, na których są i pary, i single, którzy wymieniają się dowolnie. Owszem, gdy w latach 80. pojawiły się problemy z masowym rozprzestrzenianiem się wirusa HIV, imprezy organizowane z myślą o seksie grupowym straciły na popularności. Ale dziś, od jakiegoś już czasu, ta popularność na powrót rośnie.
Z czego to wynika? Bo chyba nie tylko z wiedzy o bezpiecznym seksie?
Ludzie w ostatnim czasie w ogóle interesują się bardziej seksualnością. Ale tu trzeba pamiętać o pewnej rzeczy, która temu zainteresowaniu nieodłącznie towarzyszy – to jest strach, strach przed seksem grupowym i strasznymi orgiami, które odbywają się w takich miejscach. I to też ma racjonalne przyczyny – w literaturze i kinematografii seks grupowy przedstawiany jest jako swego rodzaju perwersja, zazwyczaj w bardzo drastycznych, ekstremalnych formach.
A jest perwersją?
W języku seksualności w ogóle odchodzi się od słowa perwersja. Normą jest wszystko, co odbywa się za zgodą stron i nie szkodzi zdrowiu naszemu czy innych, czyli jest bezpieczne. Dlatego seks grupowy ciężko nazwać perwersją.
Skąd więc powrót popularności swingersów?
Ponieważ, jak powiedziałem wcześniej, coraz bardziej interesujemy się swoją seksualnością, coraz wyraźniej też uświadamiamy sobie nasze potrzeby. I coraz częściej chcemy je realizować. To duża zmiana, niejako wbrew normom społecznym.
Jak to?
Już jako dzieci jesteśmy uczeni tego, że to, co odczuwamy jako potrzebę seksualną jest złe, niemoralne. A tymczasem wszystko, co sprawia nam przyjemność i nie powoduje cierpienia naszego lub innych osób ani uszczerbku na zdrowiu, mieści się w granicy normy seksuologicznej.
Na szczęście dzisiaj młodzi ludzie, którzy na co dzień – przez popkulturę i nie tylko – obcują z tematem seksu i seksualności i potrafią oddzielić wartościową informację od skandalizujących plew, stają się bardziej otwarci. I zaczynają rozumieć, że warto słuchać siebie, analizować swoje ciało oraz myśli. I o to właśnie chodzi. Musimy żyć zgodnie z tym, kim i jacy jesteśmy, a nie wedle tego, co nam wmawia społeczeństwo.
A fantazje? Dlaczego warto realizować swoje fantazje?
Musimy najpierw zastanowić się, czy realizując fantazję seksualną nie zaszkodzimy nikomu, na przykład naszemu partnerowi. Jeśli mamy taką możliwość, warto podpatrzeć jak realizacja pewnej fantazji wygląda w rzeczywistości – mam tu na myśli właśnie chociażby imprezy dla swingersów. Konfrontując się z rzeczywistością najlepiej sprawdzimy, czy to na pewno nas kręci. A dlaczego warto? Jeśli nie szkodzimy nikomu, nie szkodzimy sobie, a coś sprawia nam przyjemność, to dlaczego tego nie robić? Po prostu!
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl