Sylwia Majcher: Zero waste nie wymaga czasu, a kreatywności
Edukatorka ekologiczna, dziennikarka, autorka pięciu książek, w tym "Gotuję, nie marnuję. Kuchnia zero waste po polsku". - Nie jestem typową instagramerką, która pokazuje wnętrza z pięknie ułożonymi słoikami - mówi Sylwia Majcher, nominowana w plebiscycie #Wszechmocne w kategorii Dla planety.
28.09.2024 | aktual.: 30.09.2024 09:08
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Aleksandra Lewandowska, dziennikarka Wirtualnej Polski: Zazwyczaj jest tak, że ekologia i bycie zero waste pojawiają się w naszym życiu z jakiegoś powodu. Przeczytaliśmy książkę na ten temat, coś nas zainspirowało. U pani też tak było?
Sylwia Majcher: Rzeczywiście, tak jest często. U mnie było trochę inaczej, bo ja zostałam tak zaprogramowana już jako dziecko. Wychowano mnie z szacunkiem do natury, do dobrych, lokalnych produktów. Moi dziadkowie posiadali gospodarstwo, w którym nic się nie marnowało. Do dziś pamiętam ich kosz na śmieci, który praktycznie zawsze stał pusty. Wszystko, co dało się przerobić, przerabiano.
Tak pani już zostało? Nie było momentów buntu?
Miałam moment buntu, kiedy wyprowadziłam się z domu. Zaczęłam sama decydować o tym, co wybieram, co kupuję, jak wyposażam lodówkę. Wydawało mi się, że to, co przekazano mi w dzieciństwie, nie jest dobre. Chciałam skorzystać w końcu z nadmiaru.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jak to się skończyło?
Szybko nabrałam pokory. Okazało się, że kiedy ma się za duży wybór, kiedy kupuje się bez refleksji, pojawiają się stres i napięcie: co my mamy z tym wszystkim zrobić? W tym chaosie brakowało mi poczucia stabilizacji.
Wróciła więc pani do tego, co zostało pani przekazane. Zastanawiam się jednak, czy faktycznie można żyć w taki sposób, by nic nie marnować? Niczego nie wyrzucać?
Żyjąc w mieście, bez własnego gospodarstwa - myślę, że może być dosyć trudno. Ale tu nie chodzi o to, by niczego nie wyrzucać, tylko by nauczyć się po prostu dobrze planować.
Planowanie jest pani kluczem do sukcesu?
Myślę, że tak. Niektórym może to wydawać się dziwne, ale mój kosz na bioodpady jest bardzo skromny. Kosza na papier w ogóle nie posiadam, bo zawsze go jakoś wykorzystuję. Do sklepu chodzę z przemyślaną listą zakupów, której staram się trzymać. Raz w tygodniu robię zakupy pod kątem śniadaniówek dla moich dzieci.
Z wyprzedzeniem myślę też o propozycjach obiadowych. Mam zamrażarkę, z której dość intensywnie korzystam. Sporo rzeczy da się tam włożyć, żeby przedłużyć termin ważności, a potem z nich skorzystać. Co jest też ważne, planując kolejne tygodnie, najpierw sięgam po to, co już mam, a dopiero później myślę o wizycie w sklepie.
Zobacz także
To wszystko wygląda na bardzo przemyślane.
Do ideału moich dziadków, niestety, dużo mi brakuje. Ale nie każę siebie za to, bo żyjemy w zupełnie innych czasach. To, co mogę jednak polecić, to kompostownik, który sama posiadam. Jest świetnym rozwiązaniem, także edukacyjnym dla dzieci. Już od samego początku można im pokazywać, że resztki da się przetworzyć w materię organiczną.
Wieloma takimi pomysłami dzieli się pani na Instagramie. "Gotuję, nie marnuję" to pierwsze zdanie na pani profilu, które rzuca się w oczy.
Bo tak jest. Bardzo cieszy mnie liczba osób, które mnie obserwują. Chociaż muszę przyznać, że nie jestem typową instagramerką, która pokazuje wnętrza z pięknie ułożonymi słoikami w tych samych rozmiarach. Moja spiżarnia wygląda inaczej. Kolory i rozmiary słoików nie mają znaczenia, bo ich funkcja nie skupia się na tym, aby wyglądały. Podobnie jest z pudełkami, w których mam poukładane różne rzeczy. Ale dzięki temu nie wyrzucam ani szkła, ani papieru.
A jak jest z samym gotowaniem? Nic się u pani nie marnuje?
W 99 proc. tak, bo potrafię zaopiekować się odpowiednio rozmaitymi pozostałościami. Dla mnie nawet kawałek różyczki kalafiora jest pretekstem do tego, żeby dorzucić go do sałatki czy szakszuki. To naprawdę nie wymaga dużo czasu, a odrobiny kreatywności.
Skąd czerpie pani inspiracje? Niedawno opublikowała pani m.in. przepis na ketchup z bananów i pewnie nie byłam jedyną osobą, która była tym zaskoczona.
Dziś myślę sobie, że po części jest to talent kulinarny. Ale kiedyś nie postrzegałam tego w taki sposób. Dopiero prowadząc różne warsztaty, szkolenia, zauważyłam, że brak pomysłu na wykorzystanie i brak kreatywności w kuchni są głównymi powodami marnowania jedzenia w Polsce. Wtedy doceniłam samą siebie, że mam w sobie taką umiejętność, dzięki której otwieram lodówkę, widzę składniki i coś z tego tworzę.
Ale jedną z najważniejszych kwestii jest ta, że ja sama dużo gotuję i dużo próbuję. Inspiruję się też pomysłami różnych szefów kuchni na świecie. Tak było m.in. z deserem a’la tiramisu, stworzonym na bazie czerstwego pieczywa. Okazało się, że kiedy zamoczymy je w kawie, jego smak jest niewyczuwalny. Jest świetnym zamiennikiem.
Podobnie było z pulpetami, które również zrobiłam z takiego pieczywa. Chwilę później spotkałam jednego z moich ulubionych szefów kuchni Massimo Botturę, Włocha, który wprowadził do mainstreamu temat food waste, pokazując, jak dużym jest problemem. Podczas rozmowy dowiedziałam się, że on też wykorzystuje czerstwe pieczywo do robienia dzieciom słodkich klusek. Poczułam wtedy ogromną satysfakcję i radość.
Zdarzają się eksperymenty, które nie wychodzą?
Pewnie, że się zdarzają, to absolutnie naturalne. W zeszłym roku robiłam na warsztatach ciasto z patelni, które zawsze mi wychodziło. A wtedy po raz pierwszy wyszedł mi zakalec. Po prostu. Oczywiście, ostatecznie jakoś je wspólnie uratowaliśmy, robiąc do niego sos, dzięki któremu dało się to zjeść. Ale nie było tak puszyste, jakie miało być.
Jeżeli miałaby pani podzielić się kilkoma radami, jak żyć ekologicznie, w duchu zero waste, a przy tym oszczędzać, jakie byłyby to rady?
Planowanie, bo daje nam poczucie spokoju. Dzięki niemu wiemy, po co jesteśmy w sklepie i nie ulegamy promocjom. Ja sama na sobie sprawdziłam, że najważniejszą rzeczą jest lista zakupów, której się trzymamy. Chociaż mając na myśli planowanie, mówię też o planowaniu posiłków, śniadaniówek dla dzieci. Zawsze do tego zachęcam.
Oprócz tego, dbanie o przechowywanie produktów. Jeżeli wiemy, że coś nam zostanie, a może się jeszcze przydać, włóżmy to do zamrażarki. Jeśli gdzieś wyjeżdżamy, a w naszej lodówce pozostało jedzenie, oddajmy je sąsiadom. Dzielenie się jest super.
Kupujmy jak najwięcej rzeczy bez folii. Bierzmy ze sobą na zakupy własne torby wielorazowe. I bądźmy otwarci na zmiany. Życie w duchu zero waste nie jest wcale trudne, ale trzeba je zacząć od prostych kroków. Jeśli nagle będziemy chcieli zmienić swoje dotychczasowe nawyki w jeden dzień, to się nie uda. Szybko się zniechęcimy.
Co możemy jeszcze wdrożyć w życie, jeżeli często jadamy w restauracjach? Nie bójmy się prosić o zapakowanie reszty jedzenia na wynos. To są nasze pieniądze, które inaczej zostaną wyrzucone. A dzięki temu będziemy mieć gotowe danie na śniadanie, obiad czy kolację. To żaden wstyd, wręcz przeciwnie - świadczy o naszej świadomości.
Sylwia Majcher jest nominowana w plebiscycie #Wszechmocne dla planety.
Rozmawiała Aleksandra Lewandowska, dziennikarka Wirtualnej Polski
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.