Sylwia po raz pierwszy pokazuje twarz. Opowiada o tym, jak sprawa z Bieniukiem zmieniła jej życie
O wydarzeniach, które miały miejsce w Sopocie pod koniec kwietnia, było bardzo głośno. Nadal nie wiadomo, jak zakończy się ta sprawa i jakie ostatecznie zostaną postawione zarzuty. Śledztwo trwa, więc nie opowiadamy się dziś po żadnej ze stron. Jarosław Bieniuk dostał jednak możliwość przedstawienia swojej wersji zdarzeń w telewizyjnym programie. Dziś z takiej możliwości chce także skorzystać Sylwia Sz. Poniżej publikujemy jej wersję.
Sylwia Sz. po raz pierwszy zdecydowała się na pokazanie wizerunku, tylko dla WP Kobiety. W wywiadzie opowiada o tym, jak obecnie wygląda jej życie. Stara się też odpowiedzieć na najczęściej formułowane wobec niej zarzuty.
Maja Staśko: W jaki sposób ludzie dowiedzieli się o szczegółach sprawy?
Sylwia Sz.: Od początku zostałam pozbawiona kontroli. Moje zeznania bardzo szybko wyciekły z prokuratury. Jeszcze na początku zadzwonił do mnie mój prawnik z pytaniem, czy z kimś się spotkałam i opowiedziałam swoją historię. Ale ja wtedy nie byłam w stanie wyjść z domu. Przekazał mi, że jedna z gazet zapowiedziała, że jutro ukażą się u nich moje wyznania. Nic o tym nie wiedziałam. To były moje zeznania. Po prostu wyciekły z prokuratury. Całe, od początku do końca. Wszyscy dowiedzieli się o jednym z najbardziej traumatycznych momentów mojego życia bez mojej woli i wiedzy.
Kiedy zdecydowałaś, że chcesz zgłosić gwałt?
Po wszystkim wróciłam do domu, wykąpałam się, przebrałam i położyłam. Leżałam w łóżku i płakałam. Nie wiedziałam, co zrobić. Jak się zachować. Czy komuś o tym powiedzieć, czy lepiej to przemilczeć. Ból był nie do wytrzymania. Początkowo chowałam to w sobie. Potem podzieliłam się z przyjaciółmi. Oni mnie wsparli. Stwierdziłam, że on musi ponieść karę i że pójdę na policję. Że nigdy sobie nie wybaczę, jeśli tego nie zrobię.
Ale wątpliwości było mnóstwo. Wiedziałam, że ludzie mi nie uwierzą. I dokładnie tak się stało. Przynajmniej na początku. Przez pierwsze prawie dwa tygodnie nic nie jadłam. Bałam się wyjść z domu. Siedziałam cały czas i płakałam.
ZOBACZ TEŻ: Jarosław Bieniuk współpracuje z policją. "Nie ma oskarżenia o gwałt"
Co czeka kobietę po zgłoszeniu gwałtu na policji?
Policjantka, u której zgłosiłam to zdarzenie, zachowała się bardzo empatycznie. Od początku mnie wspierała. Opowiedziałam jej o zdarzeniu. Wysłuchała mnie. Dała mi dużo ciepła, była bardzo miła i przejęta. Wszędzie ze mną jeździła. Najpierw do mojego domu, z panią psycholog. Przyjechaliśmy tam zabezpieczyć moje ubrania. Wróciłam w koszulce Bieniuka odwróconej na lewą stronę. Nie mam pojęcia, co się stało z moją bluzką, nie pamiętam. Wróciłam bez bielizny, nie miałam na sobie majtek ani stanika. Nie wiedziałam, jak to się stało. Dotarło to do mnie dopiero następnego dnia. Byłam w takim szoku, że nic nie kojarzyłam.
Potem w pokoju, w którym to miało miejsce, zabezpieczyli linę i taśmę.
Gdzie pojechaliście po policji i zabezpieczeniu dowodów?
Później pojechaliśmy na obdukcję do szpitala, do ginekologa. Wykryto obrażenia, zadrapania. Tam też dostałam receptę na pigułkę dzień po. Wydaje mi się, że on nie używał prezerwatywy.
Następnie pojechaliśmy na pobieranie krwi, żeby zrobić toksykologię i zobaczyć, jakie substancje psychoaktywne mam w organizmie. Moim zdaniem Jarosław coś mi dosypał do drinka. Mama do mnie zadzwoniła, że on opowiada w mediach, że dał mi magnez na uspokojenie. Zobaczymy, czy to był magnez, wyniki toksykologii to pokażą. Ja wiem, że nie.
Co się działo po obdukcji i toksykologii?
Na końcu wróciliśmy na policję. Tam zbadała mnie lekarka. Zapisywała po kolei: siniaki, wyrwane włosy, rany od związania, poharatane ręce. Tego dnia miałam doczepiane włosy, na takich tasiemkach. Powyrywał mi te taśmy z moimi włosami. Dlatego mam takie łyse paski na skórze głowy.
Wśród policjantek i lekarek wszyscy zachowywali się dobrze, wspierająco. Dostałam leki uspokajające i nasenne. Wróciłam do domu i zasnęłam.
A jak wyglądały zeznania na prokuraturze?
W prokuraturze były obecne pani prokurator, sędzia i pani psycholog. Siedziałam na kanapie w małym pokoju, przed kamerą. Opowiadałam o całej sytuacji i odpowiadałam na pytania. Strasznie się z tym czułam. Nie przestawałam płakać. Na chwilę musieliśmy przerwać, bo wpadłam w histerię. To było jak przeżywanie tego na nowo.
Chciałabym już o tym zapomnieć i z nikim już nie rozmawiać. Każde spotkanie z osobą, której to opowiadałam, było dla mnie traumatycznym przeżyciem. Zdecydowałam się tylko na rozmowę z tobą i z "Faktem". Z innymi mediami nie będę się spotykała.
Zresztą, to nie jest walka na media. To policja i prokuratura powinny zająć się tą sprawą i rozstrzygnąć, co jest prawdą. Nie mam zamiaru chodzić i dawać wywiadów do mediów, bo dla mnie najważniejsze jest to, że zajmuje się tą sprawą wymiar sprawiedliwości. Wiadomo, że wielu stanie po stronie Bieniuka – to celebryta. A dla mnie liczy się prawda.
Co ci pomaga w tych trudnych momentach?
Wsparcie bliskich. Na początku nie miałam pomocy od nikogo poza rodziną. Teraz to się zmienia. Cały czas nie jest dobrze, ale już zdarza mi się normalnie wyjść do sklepu. Działają lekarstwa – powoli zaczynam w miarę normalnie funkcjonować. Już nie płaczę tak często. Ale to dzięki lekarstwom. Gdyby ich nie było, pewnie wciąż bym siedziała w zamknięciu i wyła. Dlatego uważam, że w takiej sytuacji warto wspomagać się farmakologią.
Moje życie drastycznie się zmieniło. Wszystko układało się świetnie: miałam zdrową, kochającą rodzinę, fajne zajęcie. A teraz? Nie dziwię się, że kobiety nie chcą zgłaszać gwałtów na policję. Ten hejt, te wszystkie zarzuty i reakcje są nie do wytrzymania.
Jak to znosisz?
Spotkałam się z ogromną falą nienawiści. Na początku, przez jakieś trzy dni, nie skasowałam mediów społecznościowych. Nagle, z dnia na dzień, zaczęłam dostawać prywatne wiadomości od innych kobiet: "jak ci nie wstyd”, pogróżki, inwektywy. Moja mama dzwoniła z płaczem. Wtedy cierpiałam najbardziej. Dla mnie łzy mojej mamy to największa krzywda. A ona musi to wszystko czytać. Piszą do niej znajomi i ją atakują. Nie dość, że cierpi, bo zraniono jej córkę, to jeszcze musi się mierzyć z linczem na mnie.
Chciałabyś odpowiedzieć na zarzuty, które pojawiają się w komentarzach pod informacjami o sprawie z Bieniukiem?
Tak, one są absurdalne. Mam już tego dość.
Zarzucono ci, że zgłoszenie gwałtu było sposobem na zrobienie kariery albo ugranie czegoś. Jak się to tego odniesiesz?
Musiałam skasować wszystkie konta w mediach społecznościowych, bo nie mogłam wytrzymać hejtu. Na nich zarabiałam, w tej chwili nie mam źródła utrzymania. Nie mam za co kupić jedzenia. Na szczęście pomagają mi moi rodzice. Sposób na zrobienie kariery? Ja przez to straciłam karierę.
Jestem modelką, więc w sieci są różne moje zdjęcia. A dla niektórych to dowód na moją winę. Piszą: "czy tak może wyglądać ofiara gwałtu?”. Co to, jak wyglądam, ma wspólnego z gwałtem? Nazywali mnie prostytutką, bo mam zdjęcia w bieliźnie. Nie jestem prostytutką.
Wiele osób stanęło w obronie Jarosława Bieniuka, mówiąc, że nie mógłby tego zrobić.
Czy ktokolwiek z nich był na miejscu? Widział dowody? Wie cokolwiek o tej sprawie? Podobnie z argumentami, że ma trójkę dzieci. Czy to, że ktoś ma trójkę dzieci, oznacza, że nie mógł zrobić krzywdy innej osobie? Co to ma wspólnego? Z niego zrobili idealnego ojca, a ze mnie prostytutkę i jednocześnie stręczycielkę. A ja nigdy w życiu nie skrzywdziłabym drugiej osoby.
Głównym zarzutem wobec ciebie jest nagranie z monitoringu, na którym Jarosław Bieniuk odprowadza cię do taksówki. Czy pamiętasz tamten moment?
Owszem, odprowadził mnie do taksówki. Byłam już w ciężkim stanie, po nasennej tabletce, po alkoholu, środkach psychoaktywnych. Każdy ma inny organizm, każdy jest w innej sytuacji, inaczej reaguje. Ja przyjechałam do domu, położyłam się i zaczęłam płakać. I cały czas nie wiedziałam, czy to zgłoszę, czy nie. Czy mi uwierzą. Rzadko jest tak, że od razu po gwałcie lecisz na policję. Targają tobą różne emocje. Nie wiesz, co masz zrobić.
Niektórzy wręcz pisali, że na monitoringu widać, że wyszłam szczęśliwa. Kto widzi na kamerze, czy mam zadowoloną minę? Tam nie widać mojej twarzy. Ludzie wymyślają takie rzeczy, że to niesamowite.
Ale kiedy potem widziałam te komentarze, zaczęłam sobie wypominać: dlaczego ja w ogóle pojechałam tą taksówką? Dlaczego ja z nim w ogóle wyszłam? Myślałam: jak to się stało? Może oni mają rację, że powinnam stamtąd wybiec? Że tak robią ofiary? Zaczęłam się zadręczać pytaniami, że coś zrobiłam źle.
Pojawił się też zarzut, że nie wzywałaś pomocy. Jak to wygląda w twoich wspomnieniach?
Byłam w szoku. A jak zaczęły się te komentarze, naprawdę do głowy zaczęły mi przychodzić chore myśli. Zadręczałam się, że wszystko jest moją winą. Że może źle się broniłam? Próbowałam się wyrywać, krzyczałam. A potem nie miałam siły. Jak miałam się bronić, kiedy miałam związane ręce i zaklejoną buzię? Co mogłam zrobić? Dopóki mi nie zakleił buzi, krzyczałam. Gdy pukali z sąsiedniego pokoju, po prostu mnie przydusił. Myślałam, że mnie zabije. Bałam się, że się uduszę. Potem to trwało z 2-3 godziny. Czułam się jak mięso.
Po gwałcie bałam się zrobić cokolwiek. Wszystko mogło obrócić się przeciwko mnie. Najlepiej, żebym leżała w łóżku, zamknięta, albo żebym się zabiła. Zniknęła.
A inne kobiety patrzą na ten hejt i możliwe, że nie zdecydują się zgłosić gwałtu, bo widzą, na co mogą liczyć. Widzą, jakie to cierpienie, ile poświęceń.
Czy otrzymujesz wsparcie z zewnątrz?
Tak. Dostałam skriny z grup kobiecych ze wsparciem. Kobiety pisały, że po gwałcie spotykały się z podobnymi argumentami: "przecież on nie mógł tego zrobić”, "dlaczego się nie wyrywałaś”. Żebym wytrwała i że są ze mną. Napisała też do mnie jedna dziewczyna, która twierdzi, że została przez niego skrzywdzona.
Macie kontakt?
Tak, ale ona chce pozostać anonimowa. Odezwała się do mnie, tylko po to, by mnie wesprzeć.
Wiesz, na jakim etapie jest teraz postępowanie przygotowawcze?
Wiem, że toczy się dalej śledztwo, ale nikt mnie o niczym nie informuje. O wielu rzeczach dowiaduję się z mediów. Jest zarzut dotyczący narkotyków, ale postępowanie dotyczące zgwałcenia wciąż jest w toku. Nie wiem, ile to będzie trwało. Na szczęście, nie jestem z tym sama, mam prawnika. Jestem z niego bardzo zadowolona. Zwróciła się też do mnie Fundacja Przeciw Kulturze Gwałtu z propozycją wsparcia. Właściwie to niedawno zaczęłam się zastanawiać, czy później może też nie zacznę pracować w organizacji kobiecej. Żeby pomóc tym, które przeżywają to, co ja.
Przypominamy, że śledztwo jest w toku. Prokuratura nie postawiła dotychczas Bieniukowi zarzutów związanych z gwałtem. Jest na razie podejrzany o udostępnianie narkotyków.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl