Szary papier i mierzenie na kartonie. Tu czas się zatrzymał
Podobno nie zna życia ten, kto nigdy nie mierzył spodni na kartonie w zimie. Kiedyś życie toczyło się na bazarze. Dziś takich miejsc jest coraz mniej. Są jak żywe muzea PRL-u i lat 90-tych. Odwiedziłam jeden z nich.
Krzyżówki panoramiczne, pończochy, komiksy z Kaczorem Donaldem, samochodziki i kamizelki rybackie... Można znaleźć tu wszystko.
Wystarczy jednak przejść nieco dalej, aby gwar ucichł. Między opuszczonymi straganami świszczy wiatr, a nieczynne pawilony stały się domem dla gołębi.
W 2017 roku w Polsce zamkniętych zostało 26 stałych targowisk. Na przestrzeni ostatnich 10 lat ubyło ich aż 110, wynika z danych Głównego Urzędu Statystycznego.
Żywe muzeum PRL-u. Tutaj czas się zatrzymał
- Przepraszam, gdzie mogę przymierzyć te spodnie? - pytam. Choć nastawiam się, że zaraz zostanę zaprowadzona za prowizoryczną kotarę, pani wskazuje miejsce za ladą. - Jeszcze się nie dorobiłam przymierzalni, ale pani taka młoda, szczupła, to się pani tutaj wciśnie - oznajmia z uśmiechem.
Żadne muzeum PRL-u nie odda klimatu tamtych lat tak jak stare targowisko. Przychodzą tu przede wszystkim ludzie starsi. Znają każdy sklep, mają swoich stałych sprzedawców, a po zakupach zatrzymują się w lokalnym barze.
Kupują stare płyty, zabawkowe samochodziki, kamizelki wędkarskie i podomki, czyli niegdyś nieodłączny atrybut każdej gospodyni. Dużą popularnością cieszą się też dawne wydania "National Geographic" czy krzyżówki panoramiczne.
- Pamiętam, jak chodziłem tam na zakupy z rodzicami - mówi mi mieszkaniec Krakowa w średnim wieku, którego spotykam przy jednym z takich stoisk. - Jak ciuchy to tylko Tomex. Jechaliśmy z drugiego końca miasta tramwajem.
- Kiedyś kupowało się tu tanie papierosy bez akcyzy od Ruskich - opowiada mi mężczyzna z Nowej Huty. - Nie było innych miejsc. Sprzedawano też pirackie kasety - wspomina.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Czytaj także: "Lepszy przystojniak w ciuchach z bazaru, niż przeciętniak w koszulkach za kilka stów"
- Lubię ten klimat targu. Relikt poprzedniej epoki, ale fajnie czasem tu wrócić. Wciąż można znaleźć różne perełki - stwierdza jedna z mieszkanek.
- Jest to miejsce do którego podchodzę z sentymentem, choć lata świetności ma już dawno za sobą - słyszę od innego kupującego.
Kiedyś targowiska dawały dostęp do towarów nieosiągalnych gdzie indziej – szczególnie ubrań, chemii czy kosmetyków. Dziś ludzie przychodzą tu z przyzwyczajenia lub sentymentu. Nie odnajdują się w centrach handlowych, gdzie każdy jest anonimowy, i gdzie sprzedawcy często nie mają dla nich tyle czasu.
Polska w pigułce
Z oddali słyszę muzykę disco polo, puszczaną z dużego magnetofonu. Na stole leżą płyty takich wykonawców jak Sławomir, Kordian, Perfect czy Bayer Full. Jest też Krawczyk, Cierniewski i mix weselnych hitów.
Przechodzę na część z pawilonami. Zaglądam do środka malutkiego sklepu ze spodniami. Na ścianach widzę portrety Jana Pawła II.
- Panie, niech pan popatrzy, dobre? - starszy mężczyzna energicznie odsłania kotarę i ochoczo prezentuje mierzone właśnie spodnie. Obraca się, a następnie spogląda na sprzedawcę, oczekując na werdykt.
- Dobre, ale za długie - przyznaje szczerze właściciel. - Skrócimy. Będą za godzinkę - podwija mu odpowiednio nogawki i zaznacza szpilką.
Ciężko przejść tu niezauważonym. Wystarczy zerknąć na towar, aby zaraz powitał nas sprzedawca.
- Chce pani zmierzyć tę piżamkę? - nie zdążyłam jeszcze odpowiedzieć, a właścicielka już zaczęła zdejmować ją z manekina.
- A jaka cena? - pytam.
- Jak dla ciebie, kochaniutka, to 48 zł. To jest najlepsza bawełna. Dotknij tu sobie, jaka gładka. Panie wracają często, chwalą sobie - informuje.
Na bazarze dominują kobiety. - Koszulę dla męża potrzebuję. Ale nie wiem, czy w tę wejdzie. Brzuch ma już coraz większy - zastanawia się jedna z klientek.
- Zbyszek! Podejdź tutaj! - sprzedawczyni woła swojego męża, który właśnie wykłada towar z samochodu. - Niech pani patrzy, bo mój też, widzi pani, jaki gruby - przykłada mężowi koszule. - No, pasuje! W taką to każdy gruby wejdzie! Zapakować?
Schyłek bazarów?
Przechodząc między straganami, trudno oprzeć się wrażeniu, że to miejsce lata świetności ma już za sobą. Część stoisk jest zamknięta, inne przeniesione, a niektóre w likwidacji.
- Coraz mniej ludzi jest - żali mi się jeden ze sprzedawców. Już tu dziesięć lat handluję, ale tak źle jeszcze nie było.
Różnice zauważają też klienci. - Kiedyś to nie można było tu swobodnie przejść. Teraz co chwilę zamyka się kolejny sklep. Najwięcej zniknęło po pandemii - opowiada stały bywalec tego miejsca. - Z galeriami i hipermarketami nie mają szans. Może jakby niektórzy trochę zeszli z ceny.
- W latach 90. cała moja klasa chodziła w ubraniach z Tomexu. Dziś coraz rzadziej tu zaglądam, bo nie jest tanio, szczególnie w porównaniu z niektórymi sieciówkami. Nie zawsze się opłaca - dodaje.
Dla stałych klientów bardziej liczy się jednak aspekt towarzyski, indywidualne podejście do klienta i możliwość integracji.
- Oby tylko was Reniu nie zamknęli, bo słyszałam, że mają tu wybudować market budowlany - mówi do sprzedawczyni jedna z mieszkanek. - Ach, i za tydzień mnie nie będzie, bo syn przyjeżdża. Odłóż mi tylko tę beżową bluzeczkę - prosi z uśmiechem.
Agnieszka Natalia Woźniak, dziennikarka Wirtualnej Polski
Zobacz także: Tak sprawdzisz, czy owoce były pryskane. Banalny trik
Zapraszamy na grupę FB - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!