Szorty, kapcie i wolny biust. Kobiety są masowo krytykowane za wygląd w pracy
Jedna czwarta kobiet słyszy komentarze na temat swojego wyglądu w pracy, w połowie przypadków chodzi o makijaż – wynika z najnowszego badania brytyjskiego Voucher Codes Pro. Czy każdy ma prawo ubierać się do pracy tak, jak mu się podoba? Okazuje się, że jeśli chodzi o dress code w Polsce, cierpimy na łagodną formę schizofrenii - ubieramy się coraz swobodniej, ale większość z nas bez wahania wskazuje elementy wyglądu, które u kolegów i koleżanek z pracy uznaje za niewłaściwe.
Badanie Brytyjczyków wykazało, że wygląd kobiet w miejscu pracy jest komentowany znacznie częściej niż wygląd mężczyzn – tylko 9 proc. panów przyznało, że ktoś zwrócił im uwagę z powodu sposobu, w jaki się ubrali.
Z negatywną reakcją na swój wygląd spotkało się z kolei 25 proc. kobiet. To samo badanie wykazało też, że w 35 proc. problemem managerów nie było nieprzestrzeganie ustalonego w firmie dress code'u, ale to, że "rozpraszają" swoich współpracowników płci męskiej. W połowie przypadków wskazywano na mocny makijaż, nieco mniej osób stwierdziło, że chodzi o nieodpowiednią długość spódnicy. Prawie jedna trzecia uznała, że nieodpowiednie jest noszenie topów, ponieważ "odkrywają zbyt wiele", dla kolejnych 18 proc. problemem były koszulki ze śmiesznymi, prowokującymi napisami.
Kilka dni temu zelektryzowało mnie wyznanie koleżanki, która stwierdziła, że do pracy przychodzi bez stanika. To znaczy – czasem nosi biustonosz, kiedy ma na przykład przezroczystą bluzkę, ale jednak woli nie. – Dla mnie stanik jest czymś takim jak krawat dla mężczyzn. Nieważne jak dopasowany, zawsze będzie trochę krępować – mówi.
Jest po trzydziestce, ma małe dzieci. Dodaje, że "nie chcąc nikogo prowokować", zwykle nosi luźną górę, więc i tak "nic nie widać". – Ani razu nie spotkałam się z negatywnym komentarzem. Wątpię, by ktokolwiek zwrócił uwagę – mówi.
Uwagę zwracają natomiast kapcie, które, jak się okazuje, stanowią punkt zapalny w wielu warszawskich biurach. – Dzień, w którym moja podwładna przyjdzie do pracy w kapciach, będzie jej ostatnim – słyszę od pani na stanowisku kierowniczym. – U nas w klapkach chodzą mężczyźni. Jeden kolega w sandałach bez skarpet, nawet zimą. Czasami spędzamy przy komputerze 12, 14 godzin, dlatego strój jest swobodny, nawet bardzo – relacjonuje Arek, programista z jednej z warszawskich firm IT.
– W kapciach to może nie… – komentuje Adam, pracownik wrocławskiej firmy zajmującej się nowymi technologiami. – Ale japonki, krótkie spodenki, flower-power, hippie, koszulki na ramiączkach, zimowe buty latem. Takie rzeczy się zdarzają – mówi. Dodaje, że to nie kwesta buntu, ale indywidualnego stylu pracowników.
– U nas też każdy przychodzi, jak chce – stwierdza pracownik jednej z warszawskich klinik leczenia bezpłodności. Kiedy się pracuje w laboratorium z komórkami, obowiązuje odzież ochronna. Poza tym to, jak się ubierają koleżanki, nikogo nie obchodzi. Kapcie? Tak. Szpilki? Też się zdarzają. Topy, spódniczki mini, jeansy? Jak najbardziej. – Czasami któraś z dziewczyn się wystroi – dodaje po chwili.
"Wystroić" lubią się też niektóre panie w urzędach. O opinię zapytałam też pisarkę Sylwię Kubryńską, która w książce "Biurwa" opisywała doświadczenia z pracy w jednym z urzędów w malutkim miasteczku.
"Generalnie zasada brzmi: im mocniej, im jaskrawiej, im bardziej błyszcząco, im – że tak powiem – bardziej sylwestrowo, tym lepiej. (…) W urzędach jest karnawał. Nieustający festiwal kobiecości. Dekolty do pępka, czerwone falbany, różowe spodenki! Jaszczurcze legginsy, nietoperze, dżety! Paznokcie z hybrydą i cyrkoniami! Akryl na rzęsach! Żel na włosach! Pióra w uszach! Buty z seksszopu z animacją w obcasach. Karnawał w gminnym Rio" – pisała.
Kubryńska komentuje, że taki strój urzędniczy uważa za dużo ciekawszy od szarych, korporacyjnych mundurków. – Owszem, można się mądrzyć, że w pracy potrzebny jest umiar i dobry smak, ale od kiedy w telewizji emitowany jest "Projekt Lady”, dobry smak przestał być smaczny – mówi. – Mam alergię na wszelkie "powinnaś”, czy "powinieneś”. Myślę, że ubiór to część osobowości, a kiedy ktoś mi mówi, co powinnam założyć, próbuje mnie z osobowości odrzeć. Ostatnio byłam w pewnym wydawnictwie, przyszłam zmęczona i zmoknięta. Przywitała mnie pani sekretarka w przepięknych czerwonych, kankanowskich lakierkach założonych na śnieżnobiałe skarpetki. Od razu zrobiło mi się lepiej – śmieje się.
– Pewnego dnia koleżanka przyszła do pracy w szortach i topie bez ramiączek – słyszę kolejną opowieść od dziewczyny pracującej w korporacji. – Była opalona, wyglądała oszałamiająco. Nikt nie skomentował jej wyglądu, ale wszyscy odwracali w jej kierunku głowy. To było zjawiskowe – mówi.
Szorty w pracy to nie problem, kiedy pracuje się w branży medialnej. Wywołana do tablicy czuje się moja redakcyjna koleżanka, która założyła je dziś do pracy. – Nie było momentu zawahania? – pytam. Macha ręką. – Nie widzę nic złego w noszeniu szortów w pracy. Oczywiście, gdyby były zbyt krótkie, nie zdecydowałabym się na nie. Tak samo nigdy nie pokazałabym się w pracy z odkrytym brzuchem czy w japonkach – dodaje.
I choć tendencja jest taka, że Polacy ubierają się do pracy coraz swobodniej, badanie TNS z 2015 roku pokazuje, że jednak kilka rzeczy nam przeszkadza. Co ciekawe, inaczej niż w przypadku Brytyjczyków, najwięcej wątpliwości budzą w nas nietypowe i swobodne stylizacje panów.
Aż 59 proc. Polaków nie chce widzieć kolegów z pracy w krótkich spodenkach (szorty u pań przeszkadzają 53 proc. badanych). Drugim najważniejszym problemem jest obuwie panów – 57 proc. uznaje klapki i japonki u mężczyzn za nieodpowiednie (49 proc. w stosunku do kobiet).
Jeśli chodzi o spódniczkę mini, tylko 39 proc. Polaków nie chce widzieć ubranej w nią koleżanki z pracy. Na liście nieodpowiednich strojów znalazły się też sukienki na ramiączkach, adidasy, trampki, sportowe sandały, koszulki bez rękawów. 12 proc. z nas uważa też, że nieodpowiednie są też dżinsy, niezależnie od tego, czy nosi je mężczyzna, czy kobieta.
I tylko jednej piątej z nas jest wszystko jedno, jak ubierają się do pracy nasi koledzy i koleżanki. Dlaczego? Bo uważamy, że sami stanowimy najlepszą wizytówkę firmy, w której pracujemy. A biorąc pod uwagę to, że Polacy nadal są wysoko nad światową kreską, jeśli chodzi o przygotowywanie swojego codziennego outfitu – zajmuje nam to niemal 5 godzin tygodniowo, wynika z tegorocznego badania GfK – absolutnie nie jest nam obojętne, jak prezentujemy się innym.