Szwagierka Mackiewicza zdradza, co działo się przed jego ostatnią wyprawą
- Tomek wyjeżdżając nie miał w głowie tego, że zostawi nas z jakimś bajzlem. W ogóle nie zakładał, że może nie wrócić, że będą jakieś kłopoty z tego - opowiada w rozmowie z Wirtualną Polską Małgorzata Sulikowska, szwagierka Tomasza Mackiewicza. Jakim był ojcem? Jak kolejny wyjazd w góry przyjęła jego rodzina?
Jak wyglądało wasze ostatnie spotkanie z Tomkiem?
Nie odwiozłam go na lotnisko. Gdy ostatni raz rozmawialiśmy, powiedziałam, że zawsze, nieustająco, trzymam kciuki i gdy będzie potrzebował pomocy, to zawsze będę mu wysyłała pieniądze.
Często potrzebował takiego wsparcia?
Gdy miał odmrożenia, potrzebował pieniędzy. Zawsze jechał na dziko. Nie miał pieniędzy na wejście, ale znał się już z facetem z agencji, która te pozwolenia organizuje i umawiał się z nim: stary zapłacę, jak zejdę. Potrzebował pieniędzy na doładowania telefonów. Trzeba było kombinować, jak ma wrócić, bo często nie miał na bilet powrotny.
I wtedy pani wysyłała mu pieniądze?
Tak.
Jak często kontaktował się z rodziną?
Raz na kilka dni. Ania była w tej szczęśliwej sytuacji, że Eli wysyłała esemesy do swojego męża, a on przekazywał Ani informacje o ich położeniu.
A gdy nie był w górach? Zajmował się dziećmi? Domem?
Utrzymywał dom. Miał super okres prosperity, gdy stawiał maszty pomiarowe. Eldorado. Robota na wysokościach, na dworze, w samotności. Był w swoim żywiole. Słabo się nadawał do normalnej pracy. Kiedyś pracował z moim bratem w firmie komputerowej, ale dusił się. Wstawanie 8.00-16.00 to było piekło. Ale te maszty się skończyły wraz ze zmianami europejskich przepisów. Staraliśmy się pomagać mu, wysyłaliśmy go na rozmowy. Mój teść miał jakiegoś znajomego wysoko postawionego w dużej firmie energetycznej, ale Tomek sobie nie radził w takich sytuacjach. Był stworzony do innych rzeczy. Ostatnio remontował stare auta.
Teraz, przed ostatnią wyprawą był jedynym żywicielem rodziny, prawda? Jego partnerka nie pracowała.
Tak. Znaleźli dom, który wynajmowali za grosze, Tomek w zamian miał go remontować. Pyta pani, czy pomagał w domu…
…pomagał?
Gdy w naszym domu wypadła kratka wentylacyjna i gołębie brudziły, nikt nie był w stanie tam wejść, drabina by nie wystarczyła. Kto to zrobił? Przyjechał Tomek. Gdy nie miał kasy półtora roku temu, wrócił z Nangi, nie miał pracy, nie wiedział, czym się zająć, powiedziałam: dobra dawaj, trzeba wymienić dach w ogrodzie, zapłacę ci za to. Nie gotował i nie wynosił śmieci. Można było go poprosić o wszystko, ale Tomek jest typem faceta z określoną liczbą umiejętności domowych.
Gdy zbliżał się październik, jego przygotowania i wylot, zaczynały się nerwy. Okropne nerwy. Ta ostatnia wyprawa była wyjątkowo niefortunna. Tomek w dzień wyjazdu zgubił telefon satelitarny. Mieli z Eli tylko jeden telefon. On korzystał z niego grzecznościowo.
Jakim był tatą? Jaką przyszłość widział dla swoich dzieci?
Polskie dzieci nie spędzały z nim specjalnie dużo czasu. Jeździły do niego na wakacje. Gdy przyjeżdżał, dzieci na krok go nie odstępowały.
Czy zarażał je pasją do wspinaczki?
Próbował, ale póki co nie zaiskrzyło.
Dzieci już wiedzą, że tata nie wróci?
Tak. Dla małej Toni jest to chyba za bardzo abstrakcyjne. Córka zapytała: „czyli już nie będziemy jeździć do taty na wakacje?”. Maksio ma 9 lat, odkąd zaczął kumać, prosił Tomka, by nie wyjeżdżał w góry. Nie mógł spać przed jego wylotem.
Rozmawialiście o tym, że może nie wrócić?
Nie. Nic.
Za każdym razem miało się udać?
Tak. Teraz została masa niepozałatwianych spraw. Bardzo trudnych. Ze zbiórką, z tym jak to podzielić. Na pewno Tomek wyjeżdżając nie miał w głowie tego, że zostawi nas z jakimś bajzlem. On nie myślał w tych kategoriach. W ogóle nie zakładał, że może nie wrócić, że będą jakieś kłopoty z tego. Żegnał się, jakby jechał na wycieczkę. Buziak, Buziak. Wrócę w styczniu.
I tyle? I wylatywał?
Tak.
A pani, dzieci i matki jego dzieci zostawały tu, na nizinach. Czy rywalizowały panie z górami? Próbowały przekonywać, by został?
Ania, obecna żona Tomka prosiła go, by nie jechał. Była kłębkiem nerwów, gdy on zaczynał mówić, że jedzie w góry. Nie używał żadnych argumentów. Po prostu komunikował. Nie było dyskusji. Chciał jechać, to jechał. Teraz zastanawiam się, czy dobrze robiłam. Może powinnam mieć do siebie żal.
Z jakimi trudami będą się panie teraz zmagały?
Ze wszystkim. Ania nie jest formalnie żoną Tomka. Zbiórka jest prowadzona na moje nazwisko. Nie wiemy, jak ma się do tego prawo spadkowe, jesteśmy zagubione.