Koniec wakacji to dla mnie okres wielkich postanowień. Z jeszcze większą gorliwością, niż w Nowy Rok, obiecuję sobie, że będę się zdrowo jeść, zacznę biegać cztery razy w tygodniu i codziennie dbać o to, żeby moje włosy były świetnie uczesane, bo jak powiedziała kiedyś Iris Apfel, „jeśli masz dobrą stylizację i ułożone włosy, wszystko ujdzie ci płazem”. Cóż z tymi włosami różnie niestety bywa. Na szczęście z pomocą przychodzi usługa, która w czasach naszych babć była na porządku dziennym – modelowanie w salonie fryzjerskim. Amerykanie już dawno oszaleli na punkcie „Blow dry barów”, czyli salonów, w których twoje włosy są „tylko” myte, suszone i układane. A na koniec wyglądasz jak milion dolarów. Czy pokocham ją również ja?