Tak rodzi księżna Kate. Polka wspomina poród w szpitalu St. Mary's
Standard szpitala, w którym rodzi księżna Kate, jest bardzo wysoki. Jest to jednak luksus, który ma swoją cenę – mówi nam Justyna. Polka rodziła w tym samym szpitalu, co księżna Kate. Być może nawet w tej samej sali.
Rodziła pani w tym samym szpitalu, do którego w poniedziałek rano przewieziono księżną Kate.
Prawdopodobnie nawet w tym samy pokoju. Jej pierwsze dziecko, w 2013 roku, urodziło się dwa tygodnie po moim. Księżna rodzi w Lindo Wing, które jest prywatną częścią szpitala St. Mary’s. Ja też urodziłam tam dwoje dzieci, jedno z nich niedługo przed pierworodnym dzieckiem Kate i Williama. Rodziłam w pokoju o najwyższym standardzie, więc prawdopodobnie w tym samym, w którym później urodziło się Royal Baby. Atmosfera oczekiwania była wyczuwalna w powietrzu. Szyby były zaciemnione, na wszelki wypadek, gdyby fotoreporterzy czaili się na dachach i w pomieszczeniach okolicznych budynków, wszystko było pod obserwacją. To właśnie tam w poniedziałek przewieziono rodzącą Kate.
Standard Lindo Wing jest bardzo wysoki. Pojedyncze sale w różnych standardach, większe albo mniejsze. Indywidualna opieka dla ciężarnej, która rozpoczyna się już w drugim-trzecim miesiącu ciąży. Ten sam lekarz, który prowadzi ciążę, jest później przy porodzie, a jeśli ma się on odbyć przez cesarskie cięcie, jest ono wykonywane również przez niego.
Czy jako pacjentka szpitala, w którym rodzą się następcy tronu, czuła się pani pod dobrą opieką?
Lindo Wing to niewielki oddział na kilkanaście pojedynczych sal w różnych standardach, z mnóstwem udogodnień. Jest nawet osobny pokój, gdzie pielęgniarki (oczywiście za dodatkową opłatą) mogą zająć się dzieckiem np. w nocy, jeśli kobieta po trudnym porodzie musi odpocząć, chce przespać noc. Położne są bardzo doświadczone, potrafią dosłownie usłyszeć potrzeby noworodka, rozróżniają po płaczu, czy chce mu się jeść, czy np. ma kolkę. Mocny nacisk kładziony jest jednak na to, żeby dziecko było jak najszybciej przy matce, zaczęło ssać pierś, bo dzięki temu będzie wytwarzał się pokarm. Oczywiście matka też ma zapewnioną świetną opiekę. Posiłki są jak w restauracji, do wyboru z menu.
Ważne jest jednak, że Lindo Wing to część dużego publicznego szpitala położniczego. Jeśli w czasie porodu pojawią się jakieś komplikacje, to dosłownie za ścianą jest cały potrzebny w nagłych wypadkach sprzęt. Dziecka nie trzeba nigdzie przewozić, żeby udzielić mu specjalistycznej opieki, można to zrobić na miejscu. To najbezpieczniejsze miejsce dla noworodka w całym Londynie.
Luksus pewnie ma swoją cenę?
Wszystko to są usługi płatne. Za mój poród pięć lat temu zapłaciliśmy około 15-20 tysięcy funtów, czyli ponad sto tysięcy złotych. Z tego prowadzenie ciąży przez lekarza kosztowało 7-8 tysięcy funtów, a jeden dzień w szpitalu to około 2-3 tysiące. W przypadku cesarki osobno trzeba płacić za anestezjologa i zabieg, więcej wychodzi też za pobyt, bo po zabiegu trzeba dłużej zostać w szpitalu.
Księżna Kate prawdopodobnie wyjdzie jeszcze dziś.
Tak, tu jeśli kobieta rodzi siłami natury i jej stan zdrowia na to pozwala, może wyjść jeszcze tego samego dnia.
I od razu napadną ją paparazzi.
Ale dopiero po wyjściu! Szpital na czas królewskiego porodu jest dokładnie zabezpieczony. Na naszych zdjęciach widać, że fotografowie byli rzeczywiście natrętni. Ustawiali się pod drzwiami, mieli nawet drabiny. Oczywiście szpital Św. Marii jest chroniony przez cały czas, nie tylko kiedy jest tam księżna. Ochroniarze pilnują wyjść, a w drzwiach zamontowane są bramki. Każdy noworodek, prócz opaski z nazwiskiem, dostaje też alarm – podobny do tych, jakie są na ubraniach w sklepach odzieżowych. Gdyby ktoś próbował go wywieźć ze szpitala, alarm się uruchomi. Nie tak łatwo porwać królewskie dziecko!
Jaką wyprawkę dostała pani ze szpitala?
Dostałam kopertę, w której były ulotki reklamowe i próbki kosmetyków dla dzieci. Być może Kate też taką dostanie, jest w końcu pacjentką szpitala jak każda inna.
Czy jako polska pacjentka była pani inaczej traktowana przez personel szpitala?
W ogóle nie dało się odczuć, że jesteśmy cudzoziemcami. Pacjenci Lindo Wing to bardzo międzynarodowa grupa, składają się na nią dyplomaci, biznesmeni, arystokraci i politycy.
Czy przeciętna kobieta w Anglii może rodzić po ludzku?
Wszystko tam jest trochę inaczej niż to znamy z Polski, może bardziej podobne do sytuacji w niedoinwestowanych szpitalach w małych miastach. Typowa Angielka trafia do szpitala NHS (National Health Service, angielski odpowiednik NFZ – przyp. red.), kiedy zaczyna rodzić. Leży w kilkunastoosobowej sali, poród odbiera lekarz, który akurat jest na dyżurze. Nie ma też zwyczaju, żeby kobieta miała swojego lekarza prowadzącego ciążę. Więcej ma do czynienia z położnymi, a do ginekologa trafia dopiero kiedy jest podejrzenie, że zagrożone jest jej zdrowie. Dlatego standard w Lindo Wing w St. Mary's jest tak inny od przeciętnego.