Terapeuta jest przerażony. "Majówka to niestety święto picia"
Długi weekend, grille, spotkania ze znajomymi – majówka jak co roku. W sieci pojawia się wysyp reklam alkoholu. Pytanie, co to oznacza dla osób, które z alkoholem mają poważny problem? O tym rozmawiamy z terapeutą uzależnień Pawłem Klimasem, który pracuje w ośrodku w Jordanowie.
Agnieszka Woźniak, dziennikarka Wirtualnej Polski: Majówka – jak zawsze – pełna reklam alkoholu. Pana, jako osobę pracującą na co dzień z osobami uzależnionymi, to bardziej przeraża czy bulwersuje?
Paweł Klimas, psycholog, specjalista terapii uzależnień, koordynator zespołu w Ślężańskim Centrum Terapii w Jordanowie Śląskim: Zdecydowanie przeraża. Skala problemu alkoholowego w Polsce jest ogromna. Reklamy, które pojawiają się w tym okresie, zwłaszcza te dotyczące tzw. piwa bezalkoholowego, prowadzą do jednego: sięgnięcia po zwykłe, alkoholowe piwo. Jeśli nie teraz, to za parę lat.
Czyli niewinna reklama z grillem i piwem może mieć większe konsekwencje, niż nam się wydaje?
Dokładnie tak. Widzimy te spoty w telewizji. Tworzą one przyjemne skojarzenia, że piwo to relaks, otwartość, dobra zabawa w gronie znajomych. Niestety, działa to tylko do pewnego momentu. W rzeczywistości zachęca do coraz większego spożycia alkoholu. Podobnie jak majówkowe promocje – pamiętam zeszły rok, gdy jeden ze sklepów promował akcję: "Kup 10, pij 10, dostaniesz gratis". To przerażające.
W naszym ośrodku w Jordanowie spotykamy osoby, które przez uzależnienie straciły niemal wszystko. Przykład jednego pacjenta: przyjechał do nas przekonany, że wszystko u niego w porządku. Okazało się, że żona spakowała się i wyjechała z dziećmi do rodziców. Rodzina się odwróciła, policja zabrała mu prawo jazdy. Co mówił? "Straciłem uprawnienia, bo akurat stała policja. Jeżdżę tamtędy od 10 lat i nigdy ich nie było". W uzależnieniu często nie widać winy w alkoholu, dopóki człowiek nie spojrzy na siebie z innej perspektywy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Filip Gurłacz o swoim uzależnieniu. Dlaczego ostatni raz napił się alkoholu akurat w dniu narodzin pierwszego syna?
Można pomyśleć, że alkoholizm w Polsce to już praktycznie przeszłość – problem PR-u, blokowisk i taniej wódki.
Powiedziałbym, że jest gorzej. Dziś sytuacja jest bardziej podstępna. Mamy do czynienia z bagatelizowaniem problemu. Alkohol jest wszędzie. Rodzinne imprezy, urodziny, wesela, spotkania firmowe, grille. Majówka to niestety święto picia. Długi weekend to dramat dla wielu rodzin. W naszej kulturze alkohol to nie używka, ale rytuał. Spotkanie bez alkoholu wydaje się "niepełne".
Co się dzieje podczas takich weekendów?
Wyjazdy, grille, "odpoczynek". Ale jeśli jedna ze stron pije, to taki wyjazd często kończy się konfliktem, napięciem, rozczarowaniem. Bo zamiast spędzać czas razem, partner spędza go z alkoholem. I to jest dramat. Wielu ludzi nie wyobraża sobie świętowania bez alkoholu.
Gdy myślę o typowym "alkoholiku", wyobrażam sobie mężczyznę w średnim wieku, najczęściej stojącego przed sklepem i proszącego o drobne.
To stereotyp, który niestety wciąż funkcjonuje. Tymczasem uzależnienie nie zna granic. Mamy tzw. wysoko funkcjonujących alkoholików – prezesów firm, lekarzy, adwokatów. Osoby na odpowiedzialnych stanowiskach, które potrafią zdefraudować pieniądze firmy czy podpisywać niekorzystne umowy pod wpływem alkoholu albo na tzw. kacu. Uzależnienie może dotknąć każdego.
A co z kobietami? Jak to wygląda w ich przypadku?
Niestety widzę ich coraz więcej. Pamiętam młodą kobietę, która straciła prawa do opieki nad dwójką dzieci. Przyszła do nas tylko po "zaświadczenie", żeby odzyskać dzieci. Twierdziła, że opieka społeczna się na nią uwzięła. Nie wytrzymała nawet tygodnia terapii. Wróciła jednak później, zrozumiała, że problem leży w jej piciu. Z czasem udało jej się odzyskać prawo do opieki nad dziećmi.
Kobiety piją inaczej?
Alkoholizm kobiecy jest inny niż męski. Kobiety częściej ukrywają picie, potrafią je lepiej "wkomponować" w codzienność. Kontrolują dawkowanie, przynajmniej na początku. Wyobraźmy sobie kobietę pracującą w korporacji. Codzienny scenariusz wygląda następująco: rano wizyta w sklepie, dwie małpki – 200 ml wódki – na dobry start. To pozwala "doprowadzić się do stanu używalności". Potem biuro, obowiązki, może jeszcze jedna dawka. Po pracy – dom, dzieci, gotowanie. I dalej picie.
Z zewnątrz wszystko gra.
Do czasu. Następnie picie przestaje być nagrodą, a staje się koniecznością. Kobieta zaczyna wymyślać alibi: "Przecież wszystko zrobiłam! Dlaczego on się mnie czepia?". To bardzo częsta narracja. Bo przecież dom ogarnięty, dzieci w szkole, naczynia pozmywane. I nikt nie może się przyczepić. Pamiętam prezeskę firmy. Elegancka, zadbana, elokwentna. Mówiła: "Wstaję rano, robię makijaż, wypijam swoją porcję, myję zęby, wyprawiam dzieci do szkoły. Jadę do pracy, wypijam kolejną dawkę. Około południa już nie wiem, ile wypiłam. Przestałam liczyć. Podpisuję wtedy umowy, które są dla mnie stratne. Ale funkcjonuję, pozornie". Popołudnia? Wciąż na rauszu. Dzieci, zajęcia dodatkowe, a potem lampka wina. A potem kolejna.
Przecież "to tylko wino".
To największa pułapka, szczególnie w przypadku kobiet. Wino to alkohol – ten sam, który znajduje się w wódce. Różni się tylko stężeniem. Nie ma czegoś takiego jak lepszy alkohol. Kobiety często wybierają wino, bo jest "społecznie akceptowalne". Ale uzależnia tak samo. Mówią, że to tylko lampka. Tylko że ta lampka często zamienia się w butelkę. Pamiętam pacjenta, który mówił: "Ja tylko do obiadu". Ile tego wina? "Kieliszek. A potem drugi. Trzeci. Wychodzi cała butelka. I jeszcze jedna wieczorem".
Co mówią osoby, gdy po raz pierwszy przekraczają próg ośrodka terapii uzależnień?
Często słyszymy: "Nie mam problemu, to rodzina mnie tu wysłała". Ale jeśli wszyscy wokół dostrzegają problem, a tylko ja go nie widzę – to znak, że coś jest nie tak. W trakcie terapii osoby uzależnione uczą się zauważać mechanizmy swojego picia – kiedy i dlaczego sięgają po alkohol, jak radzić sobie z napięciem, z głodem alkoholowym. Wielu z nich myśli, że już wszystko stracili, że nie ma sensu walczyć – "muszę pić, żeby o tym nie myśleć".
Przypomina mi się wtedy fragment z "Małego Księcia": "– Co ty tu robisz? – zapytał Mały Książę pijaka. – Piję – odpowiedział ponuro pijak. – Dlaczego pijesz? – Żeby zapomnieć. – O czym chcesz zapomnieć? – O tym, że się wstydzę. – Czego się wstydzisz? – Tego, że piję". To błędne koło, z którego naprawdę można się wyrwać – jeśli człowiek zdecyduje się na uczciwe spojrzenie w lustro.
Agnieszka Woźniak, dziennikarka Wirtualnej Polski