GwiazdyTo nie Meryl Streep zdobyła rekordową liczbę Oscarów. O Edith i Colleen milczą kolorowe magazyny

To nie Meryl Streep zdobyła rekordową liczbę Oscarów. O Edith i Colleen milczą kolorowe magazyny

Fifka Holly Golightly i maska Hannibala Lectera zajmują w zbiorowej wyobraźni miejsca nie mniej ważne niż Myszka Miki czy "Rok 1984". Nawet ktoś, kto nie interesuje się (pop)kulturą, zna autorów tych drugich i nie zdaje sobie sprawy, że przecież fifka i maska też mają swoich pomysłodawców.

To nie Meryl Streep zdobyła rekordową liczbę Oscarów. O Edith i Colleen milczą kolorowe magazyny
Źródło zdjęć: © Instagram.com
Helena Łygas

03.03.2018 | aktual.: 03.03.2018 13:21

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Te ikoniczne wizerunki są zasługą pracujących w cieniu reżyserów i kolegów po fachu wizjonerek. Kostiumy w Hollywood to bowiem działka zdominowana przez kobiety, w której przez lata doceniano mężczyzn. Colleen Atwood pierwsze sukcesy zaczęła odnosić krótko przed 40., Edith Head na szacunek do swojej pracy i jako-taką rozpoznawalność musiała pracować 20 lat.

Edith Head aka Edna Mode

Jeśli widzieliście film "Iniemamocni" studia Pixar, z pewnością pamiętacie charyzmatyczną, ale i trochę jędzowatą projektantkę mody Ednę Mode. Postać to ukłon Hollywood złożony po niewczasie Head. Animacja "wręczała" nawet Oscara 2005 za najlepsze kostiumy w towarzystwie Piersa Brosnana, którego, jak to Edith miała w zwyczaju, bezwzględnie zdominowała. Colleen Atwood, zdobywczyni 4 statuetek karierę zaczynała przy taśmie produkcyjnej. Do 32. roku życia pracowała w sklepie z ubraniami, a jej największym, żeby nie powiedzieć jedynym, osiągnięciem był licencjat zrobiony na prowincjonalnym uniwersytecie.

Obraz
© Wikimedia Commons

Stworzenie postaci Edny Mode było możliwe, ponieważ Edith wykreowała zapadający w pamięć wizerunek. Mimo że projektowała kostiumy bardzo kobiece i dyskretnie luksusowe, sama ubierała się ascetycznie. Najczęściej w proste zestawy, mające w sobie coś z robotniczego kombinezonu - spódnice do połowy łydki do kompletu z przeskalowanymi marynarkami. Jej znakiem rozpoznawczym były wyraziste okulary w grubej, plastikowej oprawie i prosta jak od linijki, ciemna grzywka.

Edith przychodzi na świat w San Bernardino, jako Edith Posener. Jest ciepły, kalifornijski październik 1897 roku. Jej rodzice są Żydami, ojciec przybył do Ameryki dwie dekady wcześniej z Niemiec. Europejską Żydówką urodzoną już na nowym kontynencie jest też jej matka.

Kiedy ma kilka lat, Anna, jej matka zostawia ojca i wiąże się z inżynierem górnictwa Frankiem Sparem. Przechodzi na katolicyzm i chrzci też córkę. Z Frankiem są zgodnym, szczęśliwym małżeństwem. Edith dorasta w domu pełnym ciepła. Jest dziewczynką o przeciętnej urodzie, do tego filigranową, mierzy niewiele ponad 150 cm. Nadrabia inteligencją. Po liceum bez większego problemu dostaje się na Berkley. Uniwersytet należy do prestiżowej Ivy League.

Magisterkę z języków romańskich broni na innej znakomitej uczelni - Uniwersytecie Stanforda. Są lata 20., dla kobiet z takim wykształceniem nie ma zbyt wielu ścieżek kariery. Edith dostaje posadę nauczycielki francuskiego w katolickiej szkole. Męczy się w odciętym od świata internacie, po roku przenosi się do szkoły żeńskiej w Hollywood.

Życie w Los Angeles jest jednak drogie, a pensja nauczycielki marna. Kiedy dyrekcja szkoły ogłasza, że poszukuje nauczycielki sztuki, Edith zgłasza się bez wahania. Nie ma pojęcia o historii sztuki, o rysunku nie wspominając. Żeby jej braki nie wyszły na jaw, zapisuje się na wieczorowy kurs rysunku w Chouinard Art College, szkoły która za kilka lat stanie się znana za sprawą Walta Disneya. Producent będzie przywoził tu na wieczorne zajęcia animatorów ze swojego studia.

26-letnia Edith wychodzi za brata przyjaciółki z lekcji rysunku. Po pierwszym mężu zostaje jej tylko nazwisko, którego, mimo powtórnego małżeństwa, nigdy nie zmieni. Znużona monotonnym życiem nauczycielki Edith aplikuje na stanowisko rysowniczki w studiach Paramount.

Właśnie zaczyna się Złota Era Hollywood, kino i gwiazdy stają się ogólnonarodową obsesją, w rozwijającej się prężnie branży pojawiają się olbrzymie pieniądze. Edith dostaje pracę w dziale kostiumów, wiele lat później zdradzi, że w teczce umieściła rysunki zdolniejszych kolegów z zajęć.

Nieobyczajne sarongi

Mimo niewprawnej ręki jej nieszablonowe pomysły zostają zauważone. Rok po przyjściu do studia projektuje kostiumy do swojego pierwszego, niemego jeszcze filmu. Sławę zyskuje pod koniec lat 30., raczej rozbierając, niż ubierając swoje bohaterki. W 1937 projektuje serię wyzywających "sarong dresses". Tradycyjne tkaniny malajskie upina na Dorothy Lamour w obcisłe sukienki mini. Nagle wszystkie Amerykanki pragną właśnie takiej sukienki.

Obraz
© kadr z filmu

Naprawdę głośno robi się o niej siedem lat później. W Europie trwa wojna, w dobrym tonie jest skromność. Tymczasem Edith ubiera Ginger Rogers w mieniącą się cekinami, wydekoltowaną suknię z trenem i rozcięciami sięgającymi linii majtek (pod kolor, również z cekinami). Ignorowana przez wytwórnię faworyzującą kostiumografów mężczyzn odbiera należną jej uwagę ze strony prasy.

W 1949 Akademia zaczyna przyznawać nagrodę w nowej kategorii – za najlepsze kostiumy. Edith otrzymuje pierwszą ze swoich 35 nominacji, żeby rok później zgarnąć nagrodę za film "Dziedziczka".

Ginger Rogers w filmie "Lady in The Dark"

Obraz
© kadr z filmu

Na "ty" z Grace

Nie można powiedzieć o niej, że jest tytanem pracy, ma za to mnóstwo charyzmy i wie, czego pragną kobiety jej czasów. Chcą być posągowe, dziewczęce, kuszące, ale na własnych zasadach. Zaczyna konsultować kostiumy z obsadzonymi w filmie aktorkami, które chcą pracować już tylko z nią. Nikt wcześniej nie uwzględniał ich preferencji. Ubiera je wszystkie: Ingrid Bergman, Elisabeth Taylor, Bette Davies, Shirley McLaine, Marilyn Monroe, Sofię Loren i Jane Fondę, żeby wymienić tylko kilka największych nazwisk. Za ikoniczne wizerunki Grace Kelly i Audrey Hepburn, kopiowane do dziś odpowiada Edith.

Audrey, którą ubierała zarówno w "Śniadaniu u Tiffany'ego" jak i w "Rzymskich wakacjach" (kolejny Oscar za kostiumy), zdradza ją zresztą chwilowo, żądając, żeby w "Sabrinie" stroje zaprojektował dla niej młody, francuski projektant – Hubert de Givenchy. Z kolei Grace była Edith ulubioną gwiazdą, uwielbiała z nią pracować i ubolewała, że odeszła z filmu.

Edith często ubierała Grace Kelly w złamany, blady odcień zieleni

Obraz
© kadr z filmu

Po przepracowaniu 43 lat dla wytwórni Paramount Edith zmienia pracę. W wieku 70 lat zaczyna projektować dla Universala. W branży mówi się, że za tym nieoczekiwanym transferem stoi Alfred Hitchcock. Reżyser przyjaźnił się z Edith, z którą współpracował przy filmach "Ptaki" i "Okno na podwórze". Dla Universala Edith zrealizuje jeszcze pięć filmów, w tym "Żądło" za które dostanie swojego ostatniego, 8. Oscara.

Edith nie bała się być kontrowersyjna, jednak jej skandaliki były zaprojektowane nie gorzej niż jej suknie. Bez cienia wstydu opowiadała, że nienawidzi, kiedy czyta scenariusz i okazuje się, że bohaterka jest biedna, i nie lubi ubrań. Kiedy niezbyt rozgarnięta dziennikarka traktująca ją jak wiekową staruszkę zapytała czy łatwiej ubierać kobiety czy mężczyzn, Edith odparła ironicznie, że zwierzęta, wprawiając dziewczynę w zakłopotanie,

O jej życiu prywatnym wiadomo niewiele. Po cichym rozwodzie z Panem Headem wyszła powtórnie za mąż za Wiarda Inhena. Był rówieśnikiem Edith, absolwentem paryskiej Akademii Sztuk Pięknych. Poznali się na planie – on zajmował się scenografią, ona kostiumami. Zmarł trzy lata przed Edith na raka. Ich życzeniem było, żeby pochowano ich razem.

Grace Kelly w stroju z filmu "Okno na podwórze"

Obraz
© wikimedia

Cukierki z dziegciem

W nielicznych, za to lukrowanych do granic możliwości wywiadach z Colleen Atwood, można przeczytać, że robi to, co robi, dzięki babkom. Nie tylko nie potępiły podjęcia niepraktycznych studiów, jakimi było w latach 70. malarstwo na prowincjonalnym college’u, ale i same były niezwykle kreatywne, oczywiście w ramach dostępnych kobietom ich czasów.

Pierwsza z nich, harda Irlandka, nauczyła Colleen jak szyć i haftować, ale przede wszystkim, jak zrobić coś z niczego. Wizyty u drugiej, wywodzącej się z zamożnej rodziny, zawsze ją onieśmielały. Babcia była przywiązana do starodawnej elegancji, a do tego była zapaloną ogrodniczką.

Zdaje się, że na Atwood większy wpływ miało jednak inne wydarzenie, o którym pisze się o wiele rzadziej. W wieku 17 lat zaszła w ciążę i rzuciła szkołę. Kiedy ojciec dziecka zaczął naukę w college’u, z braku pieniędzy zatrudniła się w fabryce mrożonek, gdzie nie trzeba było mieć żadnych kwalifikacji. Pracowała na nocną zmianę. Przez 8 godzin w za dużych rękawicach wycinała ciemne kropki z ziemniaków na frytki.

– Rozglądałam się dookoła i myślałam z przerażeniem: "więc to tak ma wyglądać dorosłe życie?", dla ludzi, którzy stali obok na tym właśnie polegało – wspominała w jednym z wywiadów.

Rok później zdała maturę i dostała stypendium w Cornish College of the Arts w Seattle. Zdecydowała się na malarstwo. Do niezbyt wysokiego stypendium zaczęła dorabiać sobie jako ekspedientka w sklepach z konfekcją damską. A że była ładna, dobrze się ubierała i potrafiła doradzić klientkom, szybko przeniosła się do jednego z najelegantszych butików w mieście, gdzie zetknęła się z lokalną socjetą.

– Zanim zaczęłam robić kostiumy, obracałam się w wielu środowiskach. Znałam pracowników fabryk, ekspedientów, ale też modowych snobów, biznesmenów i ich żony. Dlatego, kiedy reżyser mówił, że trzeba skompletować garderobę dla "samotnej matki zaharowującej się jako kelnerka" nie miałam jakiegoś tam wyobrażenia, ale wiedziałam, jak ona wygląda, jak mieszka i jakie ma problemy. Myślę, że to pomogło mi najbardziej – opowiadała Atwood.

"Wyznania Gejszy" (2005) z kostiumami zaprojektowanymi przez Colleen Atwood

Obraz
© kadr z filmu

Garderobiana w Wielkim Mieście

Krótko po 30. przeniosła się do Nowego Jorku. Zaczęła magisterkę na Uniwersytecie Nowojorskim, a jednocześnie pracowała w butiku Yvesa Saint Laurenta. Pojawiało się tam wiele ustosunkowanych osób, między innymi ze środowiska filmowego. Okazało się, że matka jednej ze stałych klientek jest scenografką i potrzebuje rąk do pracy przy kręconym właśnie filmie "Ragtime". To był pierwszy film Formana po spektakularnym sukcesie musicalu "Hair", więc Colleen nie wahała się, mimo że była na planie dziewczyną na posyłki.

Kolejne lata były walką o przetrwanie. Wreszcie, krótko przed czterdziestką, Atwood po raz pierwszy dostaje pracę marzeń. Ma odpowiadać za wszystkie kostiumy w filmie "Pierworodny". Produkcja nie jest może najambitniejsza, ale od tego momentu nabiera wiatru w żagle. Przez kolejne 16 lat nie ma roku, w którym nie powstałby film z jej kostiumami. I to mimo że w między czasie rodzą się jej dwie córki – Tracey i Charlotte.

W 1990 Atwood, która dotychczas stylizowała raczej filmy osadzone we współczesności, poznaje Tima Burtona, odbierają na tych samych falach, reżyser proponuje jej zaprojektowanie kostiumów do "Edwarda Nożycorękiego". Światu ukazuje się zupełnie inna Atwood – kobieta o nieskrępowanej wyobraźni, doskonale radząca sobie ze skomplikowanymi kostiumami. Ściąga na siebie uwagę świata filmowego i pracuje z coraz lepszymi twórcami. Jej współpraca z Burtonem bynajmniej się na tym nie kończy. Do dziś zrobili razem 12 filmów, a na przyszły rok jest planowany 13.

Obraz
© kadr z filmu

W następnych latach robi kostiumy m.in. do "Milczenia owiec", "Małych kobietek", "Jeźdźca bez głowy", żeby w 2002 roku odebrać swojego pierwszego Oscara za kostiumy do "Chicago". Trzy lata później powtarza sukces – tym razem statuetkę dostaje za kostiumy do "Wyznań Gejszy". Pracuje jak szalona, to w jej kostiumach chodzą bohaterowie "Nine", "Mission Impossible III" i "Sweeneya Todda". W wieku 62. Colleen odbiera Oscara za kostiumy do "Alicji w Krainie Czarów". Dwa lata później za "Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć".

Rozdania Nagród Amerykańskiej Akademii Filmowej w ostatnich latach zamieniają się każdorazowo w litanię skarg i przeprosin. Oscary, jak żadne inne nagrody, są lusterkiem dominującej kultury. Kultury pudrowanego patriarchatu, w której kobiety reprezentujące nieosiągalny dla ogółu poziom zadbania opowiadają o akceptacji niedoskonałości. Kultury, której nieodrodnymi synami są Harvey Weinstein i Kevin Spacey. To budujące, że oprócz tanich wzruszeń na 90-sekundowych, precyzyjnie zaplanowanych PR-owo przemówieniach, gdzieś tam z tyłu, są takie kobiety jak Edith Head i Colleen Atwood. Chociaż to postaci krańcowo różne, łączy je podobna historia. To przypowieść o dobijaniu się przez lata do należnego uznania. Z happy endem, bo w końcu to Hollywood.

Źródło artykułu:WP Kobieta
colleen atwoodoscaryhollywood
Komentarze (1)