Padła ofiarą "sledgingu". "Teraz ostrzegam koleżanki"
Długie, ciemne wieczory i chłodne poranki potęgują tęsknotę za bliskością. Nie zawsze jest to jednak szczere uczucie. W świecie randek online i intensywnych kontaktów międzyludzkich pojawił się nowy toksyczny trend – "sledging".
"Nie ma nic gorszego niż samotne polskie zimy" - śpiewał Pezet w utworze "Dom nad wodą". Niektórzy niestety ze strachu przed samotnością zgadzają się na bylejakość. Tworzą relacje, które mają być jedynie lekarstwem na poczucie pustki w chłodne zimowe wieczory.
Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie fakt, że często dla jednej z tych osób związek to jedynie coś w rodzaju poczekalni na to, aż trafi się coś lepszego. Nie chcą jednak odwoływać świątecznych planów ani samotnie spędzać walentynek, nawet jeśli oznacza to pozostanie w takiej sobie relacji. Boją się również, że w tym okresie ciężko będzie znaleźć im kogoś innego. W końcu dni są krótsze i znacząco spada liczba organizowanych na zewnątrz aktywności.
W języku angielskim "sledging" oznacza jazdę na sankach. W kontekście randkowym oznacza jednak coś innego – pozostawanie w związku bez przyszłości tylko dlatego, że samotność zimą wydaje się trudna do zniesienia.
"Sledgerzy" nie angażują się w relacje na głębszym poziomie, unikają rozmów o przyszłości i podejmowania decyzji. Ich celem jest stworzenie iluzji bliskości, choć w głębi duszy są świadomi, że ta relacja wygaśnie z pierwszymi promieniami wiosennego słońca.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Marina o randkach ze Szczęsnym! Jakie robią sobie niespodzianki?
Przeczekać zimę
- Czułam się jak zapasowy plan na zimowe wieczory - opowiada Magda, 28-letnia graficzka z Krakowa. Gdy poznała Michała, wydawał się zaangażowany i czuły. - Początek był jak z bajki – romantyczne spacery, wspólne wieczory przy winie i jego nieustanne zapewnienia, że nigdy wcześniej nie był tak szczęśliwy. Jednak z czasem zaczęłam zauważać, że unika rozmów o przyszłości - mówi w rozmowie z WP Kobieta.
Para poznała się pod koniec wakacji. Chociaż na początku ich związek był pełen uniesień, kilka miesięcy później nadszedł kryzys. - Było coraz więcej kłótni, kilka razy się rozstawaliśmy. W końcu postanowiliśmy urwać kontakt.
Dwa dni przed sylwestrem Michał odezwał się jednak znowu. - Stwierdził, że nie ma planów i chętnie spędziłby ten dzień ze mną. Zaczął mówić, że jestem wyjątkowa i że powinniśmy dać sobie jeszcze jedną szansę. Żałuję, ale uległam — wyznaje Magda.
Z jednej strony, cieszyła się, że ma z kim spędzić sylwestra — z drugiej, odbyło się bez większych fajerwerków. - O północy wypiliśmy szampana i nawet mnie nie pocałował. Czułam, że jestem dla niego opcją zapasową, ale przez kolejne dwa miesiące jeszcze łudziłam się, że będzie z tego coś więcej. Niestety, tak nie było. Pisał do mnie tylko wtedy, gdy się nudził lub miał ochotę na seks. Chodziłam do niego do mieszkania, czasem zostawałam na noc, ale w tym wszystkim czułam się niesłychanie samotnie. Nie dawałam sobie z tym rady i nie umiałam tego zakończyć. Ostatecznie zrobił to on. Gdy tylko zaczął się okres festiwalów, poznał nową dziewczynę, a o mnie już całkowicie zapomniał. Cóż, byłam naiwna. Teraz ostrzegam koleżanki — żali się.
Lepszy rydz niż nic? Nie zawsze...
32-letni Kuba przyznaje, że chociaż wcześniej nie słyszał o zjawisku, jakim jest "sledging", po zapoznaniu się z jego definicją stwierdza, że sam go stosował. - Zdarzało mi się, że byłem z kimś dłużej, chociaż od początku wiedziałem, że to nie jest kobieta mojego życia. Tak było też ostatnim razem. Być może liczyłem, że jej to wystarczy, bo nigdy nie poruszaliśmy poważnych tematów. Nie ukrywam jednak, że choć w głowie miałem wizję rychłego rozstania, przekładałem ten moment w czasie. Było mi po prostu wygodnie — mówi w rozmowie z WP Kobieta.
Chociaż miał wyrzuty sumienia, korzystał z tego, że dziewczyna była w nim zakochana. - Nie miałem odwagi powiedzieć jej, że dla mnie jest tylko opcją zapasową. Gdy w końcu wyznałem ją prawdę, widziałem, jak bardzo ją to zabolało. Przyznaję, że to podłe, ale wiem, że nie jestem jedyny, który tak postępuje. Zresztą współczesne związki to jakiś żart - wyznaje.
Dlaczego "sledging" jest tak toksyczny?
- Samotność zimą jest wyjątkowo trudna, bo to taki czas, który z każdej strony przypomina nam o bliskości – święta, sylwester, walentynki... Wszędzie widzimy obrazki ludzi razem, w ciepłych domach, uśmiechniętych, szczęśliwych. A jeśli ktoś tego nie ma, to takie porównywanie się może naprawdę boleć. Zima sama w sobie też nie pomaga – krótkie dni, mało światła, więcej czasu spędzamy w domu. To wszystko potrafi mocniej uwypuklić samotność — mówi w rozmowie z WP Kobieta Barbara Wesołowska-Budka, psycholożka i psychoseksuolożka, właścicielka Psychokliniki — Poradnie Zdrowia Psychicznego, autorka profilu na Instagramie @psychoterapia_i_życie.
Zwraca uwagę, że takie zachowanie wynika często z lęku przed samotnością. Osoby praktykujące "sledging" szukają komfortu w bliskości, ale nie są gotowe do szczerości ani zaangażowania.
- Sledging to niestety idealny przykład, jak dzisiejsze relacje mogą być trudne. Ktoś wchodzi w nasze życie, daje nadzieję, a potem nagle znika, zostawiając nas z jeszcze większym poczuciem osamotnienia. To bardzo toksyczne i niestety coraz bardziej powszechne. W zimie, kiedy tak bardzo tęsknimy za ciepłem i relacją, takie sytuacje mogą być jeszcze trudniejsze do zniesienia — podkreśla.
Ekspertka zwraca uwagę, że tymczasowe relacje to zmora współczesnych czasów. - Największym problemem, który widzę w gabinecie, jest właśnie ten lęk przed zaangażowaniem. W czasach, kiedy wszystko jest dostępne na kliknięcie – od zakupów, przez jedzenie, aż po relacje – ludzie zaczynają traktować związki jak coś, co można szybko zmienić, jeśli "nie spełnia oczekiwań". Zamiast budować bliskość, często uciekamy w poszukiwanie "czegoś lepszego", co prowadzi do tego, że coraz więcej osób trzyma kogoś w roli tzw. opcji B — mówi Barbara Wesołowska-Budka.
Dodaje, że relacje, w których czujemy się ignorowani, niedoceniani albo jakbyśmy byli "opcją na wszelki wypadek", mogą prowadzić do frustracji i obniżonej samooceny. Zachęca więc do zastanowienia się, czy to, co otrzymujemy, jest wystarczające.
"Niebezpieczny układ"
Z kolei Natalia Kocur, psychoterapeutka, psycholożka, właścicielka i założycielka Centrum Psychoterapii "Pokonaj Lęk", podkreśla, że to niebezpieczny układ dla osoby, która liczy na coś więcej. - Ma sens jedynie wtedy, gdy odpowiada obydwu osobom. Jeśli jedna z nich nie wie, że to tylko związek tymczasowy, możemy to nazwać manipulacją i przedmiotowym traktowaniem drugiej osoby — mówi w rozmowie z WP Kobieta.
- Ludzie z obawy przed samotnością i przez poczucie, że na nic więcej może nie zasługują, godzą się na relacje, które są mocno niesymetryczne, gdzie ich naturalne potrzeby w związku nie są w żaden sposób zauważane, a tym bardziej zaspokajane — dodaje.
Po czym rozpoznać, że nasz partner jest "sledgerem"? - Pierwszym sygnałem jest to, że nie jesteśmy priorytetem dla tej osoby. Na przykład, kiedy jesteśmy chorzy, to się do nas nie odezwie, nie przyjedzie, nie zainteresuje się. Ma za to czas, żeby chodzić na siłownię co drugi dzień, spotykać się ze swoimi znajomymi. Drugą kwestią jest to, że osoba ta unika rozmów o przyszłości, nie snuje wspólnych planów — stwierdza Natalia Kocur.
Agnieszka Natalia Woźniak, dziennikarka Wirtualnej Polski
Jesteśmy ciekawi twojej opinii. Wypełnij ankietę dotyczącą zdrowego stylu życia. Znajdziesz ją TUTAJ.