Opisała "najgorsze randki świata". "Gość pojawił się z mamą"
- Przekaz o bajkowych randkach dostajemy z Instagrama, filmów, literatury czy miejskich legend o tym, jak to ktoś poznał miłość w bibliotece. Nikt nikogo nie pozna w bibliotece, umówmy się - mówi Agata Romaniuk, autorka książki "Najgorsze randki świata i kilka udanych".
Dominika Frydrych, dziennikarka Wirtualnej Polski: Miałam Tindera przez około trzy lata. Oprócz pozytywnych czy neutralnych wspomnień pamiętam też dojmujące poczucie, żeby skończyć ten etap. Że całe to randkowanie drenuje mnie emocjonalnie.
Agata Romaniuk: Ciekawe jest to, co mówisz, bo rzeczywiście ludzie często wspominają o tym drenażu emocjonalnym. Kiedy zaczynałam pracę nad książką, znałam to z doświadczenia swojego czy bliskich mi osób, ale nie myślałam, że jest to tak powszechne. I że dotyczy też ludzi bardzo młodych, którzy, jak mi się zdawało, mają do randkowania luźniejszy stosunek. A to zjawisko pojawiało się - i to szybko, na przykład po paru miesiącach.
Mamy dość tej zręcznościówki, w której wskakujemy na coraz wyższe poziomy, ale w końcu spadamy i kolejny raz trzeba zaczynać od początku, żeby w ogóle dojść do sensownej wymiany zdań.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Randki bez cenzury: "Ja w tym wieku to już byłem dużo odważniejszy!"
Randkowanie w ogóle można lubić?
Podczas pracy nad książką rozmawiałam z 26 osobami i nie spotkałam nikogo, kto by je polubił. Niektórzy wyobrażali sobie, że być może tak będzie. Szybko się okazało, że to jest męczące, nie przynosi satysfakcji, nie realizuje celu, choćby takiego pod tytułem: chcę mieć kogoś na jedną noc, zabawić się albo zaprzyjaźnić. Ten proces sam w sobie jest wyczerpujący.
Na pewno mniej fajny niż romantyczny przekaz z popkultury.
Przekaz o bajkowych randkach dostajemy z Instagrama, filmów, literatury czy miejskich legend o tym, jak to ktoś poznał miłość w bibliotece. Nikt nikogo nie pozna w bibliotece, umówmy się! Ten dysonans jest źródłem cierpień.
To jak z seksem – zanim zaczniemy współżyć, nasze wyobrażenie jest warunkowane różnymi przekazami, które niekoniecznie są prawdziwe, tylko zwulgaryzowane albo przeromantyzowane. Kiedy pierwszy raz poszłam z kimś do łóżka, byłam zdziwiona, że nie ma delikatnej muzyki w tle, jest za to dużo dziwnych dźwięków.
To tylko pokazuje, że istnieje rozdźwięk między naszymi oczekiwaniami co do tego, jak randkowanie będzie wyglądać i jak wygląda naprawdę. Nikt nie wyobraża sobie na dzień dobry, że przyjdzie ktoś, kto cię na tej randce obrazi albo zachowa się przemocowo.
A jednocześnie, idąc na randkę, często usztywniamy się, chroniąc siebie przed potencjalnym ciosem i rozczarowaniem.
Oczywiście. Tyle razy już ktoś się wystawiał, że jego zbroja robi się coraz ciaśniejsza. Jedna dziewczyna powiedziała, że nie wie, czy w ogóle ma takie szczeliny, przez które wchodzi światło. Więc idzie na randkę pięknie zrobiona i teoretycznie bardzo wyluzowana, ale tak naprawdę wszystko jest w niej ściśnięte i przerażone. Nawet gdyby z drugiej strony było zainteresowanie i czułość, nie jest pewna, czy ona to przyjmie.
Bardzo się chronimy, mamy podniesioną gardę w relacjach międzyludzkich. I najlepsze randki, o których słyszałam, to takie, w których tej gardy nie było. Na przykład on przyjechał do niej z drugiego końca Polski, usiedli przy stole i dla niej to było jak powrót do domu. To piękna metafora naturalności, braku tych spiętych ramion. Być może to jest w ogóle papier lakmusowy dobrej randki.
Jakie były najgorsze sytuacje na randce, których doświadczyłaś i o których słyszałaś?
Tak naprawdę nie napisałam o najgorszych randkach świata. Nie wspomniałam o sytuacjach przemocowych, o niechcianych awansach erotycznych, napastowaniu czy próbach gwałtu. Ale w moich wywiadach właściwie każda dziewczyna, która dłużej randkowała, spotkała się z jakimś rodzajem przemocy seksualnej. Sama też miałam takie doświadczenie z ordynatorem ortopedii, wykształconym facetem, z którym poszłam na randkę na spacer na Cytadelę w Warszawie. Było miło, aż nagle on próbował przycisnąć mnie do muru.
A najgorsze, które trafiły do książki?
Chyba wszystkie wynikają z braku uważności. Na pierwszej randce typ pojawił się z sześcioletnim synkiem. Nie wziął pod uwagę, że jest sobota, godzina dwudziesta, że widzimy się w barze z drinkami. Nie uprzedził mnie, nie spytał.
Ktoś inny przyszedł na randkę z owczarkiem niemieckim. Nie wziął pod uwagę, że dziewczyna wspomniała, że panicznie boi się dużych psów. W dzieciństwie została pogryziona, do dziś ma traumę - napisała to chłopakowi, gdy ten wysłał jej zdjęcie ze swoim Dingo. Odesłał uśmieszek i pojawił się z psem. Dziewczyna od razu wyszła. Potem napisał jej, żeby spróbowali jeszcze raz i żeby nie była taka drętwa.
Jeszcze inna sytuacja: gość pojawił się z mamą. Mówił, że potem ma ją zawieźć do lekarza. Dziewczyna też od razu wyszła.
Trafiłaś też na księdza.
Kiedy na randce wspomniał o swoich święceniach, byłam zaskoczona. A on tłumaczył mi, że przecież zasugerował to na profilu. Nie miałam pojęcia, o co chodzi. I nie zdążyłam się dowiedzieć, bo usunął profil. Poznałam też dziewczynę, która spotykała się z księdzem przez kilka miesięcy, ale dowiedziała się o tym dopiero, gdy napisała do niej jego siostra.
Straszne są też oczywiście niedoszłe randki, gdy ktoś się nie pojawił albo odwołał trzy minuty przed spotkaniem. Chyba każdy, z kim rozmawiałam, a randkował w miarę intensywnie powyżej pół roku, zaliczył coś takiego, i kobiety, i mężczyźni. Dla wielu to był strzał w twarz, po którym się wycofali.
Pamiętasz jakąś historię?
Najgorsza była chyba ta o kobiecie, której zmarł mąż. Dwa lata zbierała się, żeby wrócić do randkowania. Umówiła się - i ten facet się nie pojawił. Paskudną historię opowiedział mi też chłopak, który spotkał się kilka razy z dziewczyną. Na kolejną randkę postanowił zrobić dla niej kolację. Pytał, na co miałaby ochotę, przygotował się, upiekł tort bezowy. A ona nie przyszła i nie zadzwoniła. Nie usunęła też profilu, więc pomyślał, że coś się stało. Zadzwonił do niej, nie odebrała, więc skontaktował się z jej przyjaciółką. Dowiedział się, że są obie w klubie. Nie mógł uwierzyć, więc pojechał tam – i po prostu stał i patrzył, jak ona szaleje na parkiecie.
Napisał do niej, spytał, co się stało. Nie odpowiedziała. Dał sobie spokój. I nagle po trzech miesiącach dostał od niej wiadomość o treści: "No hej".
A kim jest pan Stockowski?
Też spotkałam go na randce. W lokalu nie było nikogo – tylko jeden mężczyzna zupełnie niepodobny do człowieka, którego widziałam w aplikacji. Na zdjęciu był szpakowaty facet z kotem na kolanach. Na żywo – 120-kilogramowy student. Spytałam go, dlaczego wybrał sobie zdjęcie aż tak odległe od tego, jak wygląda. Powiedział, że te, w które celuje, czyli MILF-y, lecą na szpakowatego z kotem. A na żywo któraś może dać się namówić na ciąg dalszy.
To jest nagminne. I raczej robią to faceci niż dziewczyny. My, kobiety, częściej bawimy się w filtry, nakładki, wymyślny make up...
Albo ssanie parówki.
Tak, pamiętam zdjęcia, na których dziewczyna w bikini, na dmuchanym flamingu na środku jeziora ssała parówkę. Mój redaktor nie chciał w to uwierzyć! Musiałam wysłać mu screeny. Z tych i podobnych powstał niezły zbiór.
Jakie masz wnioski po eksploracji tego uniwersum?
Pierwszy jest taki, żeby szybciej się wycofywać z nieciekawej randki. Nie być grzeczną dziewczynką, która musi siedzieć godzinę, chociaż facet jest przemocowy, hejterski, jest rasistą czy mizoginem.
Drugi wniosek to nie tracić nadziei, mimo wszystko jednak próbować. I trzeci – żeby otworzyć się na relacje poza aplikacją. Uśmiechnąć się, zainicjować kontakt. Jedna dziewczyna opowiadała mi, że podobał jej się chłopak z innego działu w firmie. Przez rok chciała zagadać. Zrobiła to dopiero, gdy zobaczyła go na Tinderze. Od razu się umówili, bo okazało się, że on myślał dokładnie o tym samym.
Więc nauczyłam się też tego, żeby się nie bać. Chociaż dużo historii jest gorzkich, puenta jest taka, że nie zawsze czeka nas cios. Kiedy odpuścisz, może jednak wejść trochę światła.
Agata Romaniuk - pisarka, socjolożka z doktoratem z Polskiej Akademii Nauk. Absolwentka Polskiej Szkoły Reportażu i założycielka Grupy Reporterskiej Głośniej. Autorka m. in. "Z miłości? To współczuję. Opowieści z Omanu", "Krótko i szczęśliwie" oraz powieści "Proste równoległe".
Rozmawiała Dominika Frydrych, Wirtualna Polska