FitnessTrichotillomania – niekontrolowane wyrywanie włosów

Trichotillomania – niekontrolowane wyrywanie włosów

Dla nich sformułowanie „rwać włosy z głowy” nabiera zupełnie niemetaforycznego wymiaru. Taką czynność uznają bowiem za jedyny sposób na rozładowanie napięcia psychicznego. Konsekwencją trichotillomanii są nie tylko łyse miejsca na głowie, rzadkie rzęsy czy brwi, ale często również depresja, unikanie kontaktów z innymi ludźmi, a nawet próby samobójcze. Problem zdecydowanie częściej dotyka kobiet…

Trichotillomania – niekontrolowane wyrywanie włosów
Źródło zdjęć: © 123RF

21.08.2015 | aktual.: 21.08.2015 15:18

Dla nich sformułowanie „rwać włosy z głowy” nabiera zupełnie niemetaforycznego wymiaru. Taką czynność uznają bowiem za jedyny sposób na rozładowanie napięcia psychicznego. Konsekwencją trichotillomanii są nie tylko łyse miejsca na głowie, rzadkie rzęsy czy brwi, ale często również depresja, unikanie kontaktów z innymi ludźmi, a nawet próby samobójcze. Problem zdecydowanie częściej dotyka kobiet…

Szacuje się, że na trichotillomanię o różnych stopniach zaawansowania cierpi około 3-5 proc. społeczeństwa. Nawet osiem na dziesięć osób dotkniętych tym problemem to kobiety.

Pierwsze symptomy pojawiają się zazwyczaj między 6 a 13 rokiem życia. Autorka bloga „Wyrywanie włosów – Trichotillomania” miała dziesięć lat, gdy poczuła niechęć do… włosów łonowych. „Modliłam się z płaczem do Boga, żeby stał się cud i żeby te włosy zniknęły. Przez wiele lat nie mogłam ich zaakceptować. Włosy łonowe wydawały mi się brzydkie, paskudne, obrzydliwe, dziwaczne. Gdy modlitwy do Boga nie pomogły, nie stał się cud i moje włosy nie zniknęły, zaczęłam wyrywać je palcami. (…) Mniej więcej w tamtym czasie zaczęłam wyrywać również włosy z głowy” – opisuje. Do rozwoju trichotillomanii przyczynił się również obejrzany przez nią film o roztoczach. „Gdyby były odrobinę większe, to głowa by nas swędziała, mówił lektor. Wtedy zaswędziała mnie głowa i właśnie w tamtym momencie zaczęłam drapać skórę głowy, zdrapując brud, skórki, a przy okazji wyrywając moje pierwsze włosy” – wspomina „Trichotillomanka”.

Skąd ten problem?

Przyczyny, dla których spora grupa ludzi czuje potrzebę wyrywania włosów, czemu niekiedy towarzyszy również trichofagia (przymus ich zjadania), wciąż stanowią zagadkę dla medycyny. Generalnie przyjmuje się, że trichotillomania jest schorzeniem psychicznym, zaliczanym do zaburzeń obsesyjno-kompulsywnych. Według niektórych naukowców jej źródeł należy szukać w zbyt niskim poziomie serotoniny w mózgu. Ten neuroprzekaźnik reguluje nasz nastrój i pomaga kontrolować impulsy. Jego niedobór uważa się za jeden z mechanizmów rozwoju depresji, z którą często jest związane kompulsywne wyrywanie włosów, choć jedni specjaliści uważają je za przyczynę, a inni za skutek choroby.

W ostatnich latach pojawiły się badania wskazujące na podłoże genetyczne trichotillomanii. Naukowcy z amerykańskiego uniwersytetu Duke doszli do wniosku, że problem dotyczy osób posiadających dwie mutacje w genie oznaczonym SLITRK1. Do rozwoju trichotillomanii mogą również przyczyniać się traumatyczne przeżycia, szczególnie z okresu dzieciństwa: przemoc seksualna, śmierć członka rodziny, rozwód rodziców. Pojawiają się także teorie, według których człowiek, podobnie jak wiele gatunków zwierząt, ma naturalną skłonność do wyrywania włosów, ale zwykle potrafi ją kontrolować.

Zrozumieć i wyleczyć

Bez względu na przyczynę, trichotillomania potrafi skutecznie pogorszyć jakość życia. Przewlekłe wyrywanie włosów doprowadza do zauważalnego wyłysienia lub przerzedzenia włosów, co skutkuje obniżeniem poczucia własnej wartości i atrakcyjności oraz unikaniem kontaktów z innymi ludźmi. Niska samoocena oraz lęk przed ośmieszeniem prowadzą do stresów i stanów depresyjnych, a w konsekwencji nawet podejmowania prób samobójczych.

Niekiedy przymus wyrywania włosów (z dowolnych części ciała, najczęściej głowy, brwi, rzęs i okolic łonowych) potrafi zdominować życie chorego, powodując bezsenność, bóle głowy, osłabienie pamięci i koncentracji, a czasami także nudności czy bóle brzucha.
Leczenie trichotillomanii, jak każdego innego schorzenia ze sfery psychiki, jest bardzo trudne i zależy od wieku chorego. Dzieciom zazwyczaj wystarczy opieka psychologiczna lub terapia behawioralna pod nadzorem specjalisty. Starsi pacjenci często wymagają włączenia farmakoterapii, głównie tzw. inhibitorów wychwytu zwrotnego serotoniny, czyli leków z grupy SSRI, stosowanych także w depresji czy nerwicy natręctw.

Jednak efekty takiej kuracji nie zawsze bywają zadowalające. Niekiedy lepiej sprawdzają się metody alternatywne, np. biofeedback czy techniki relaksacyjne – medytacja lub joga. Skuteczność walki z trichotillomanią zależy także od wsparcia i akceptacji bliskich, ponieważ osoby dotknięte problemem czują się często osamotnione i niezrozumiane.

„Aby pomyślnie zarządzać trichotillomanią, trzeba ją całkowicie zrozumieć i poznać. (…) Praca nad zaprzestaniem wyrywania włosów jest przytłaczająca, frustrująca i bardzo ciężka, zwłaszcza, jeśli robisz to bez niczyjej pomocy” – tłumaczy „Trichotillomanka”.

RAF

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (4)